czwartek, 2 stycznia 2014

"Cieszyć się, czy płakać?" I

Postanowiłam się z Wami podzielić mini opowiadaniem (jeszcze nie wiem dokładnie ile rozdziałów będzie ono miało, ale myślę, że około 5/6).

Tegoroczna wiosna rozpieszczała mieszkańców Warszawy. Nieustannie świeciło słońce, a temperatury przekraczały dwadzieścia stopni. Wszyscy bez wyjątków cieszyli się tą piękną pogodą, w parkach było wiele osób, spacerowali z dziećmi jedząc po raz pierwszy w tym roku lody. 
Wśród osób spacerujących po jednym z warszawskich parków była para młodych ludzi. Mężczyzna obejmował swoją ciężarną partnerkę w pasie. Byli małżeństwem od trzech lat, po bardzo burzliwych chwilach w końcu uświadomili sobie, że nie potrafią bez siebie żyć i ostatecznie poddali się miłości, która od samego początku ich do siebie przyciągała. To był jeden z ich ostatnich samotnych spacerów, bowiem kobieta była w dziewiątym miesiącu ciąży i lada dzień na świecie miały pojawić się ich pociechy, dwie dziewczynki. Ciąża bliźniacza była dla nich dużym zaskoczeniem lecz gdy uświadomili to sobie nastał okres wielkiej radości. Ula, bo tak miała na imię ta kobieta, buszowała po sklepach dziecięcych w poszukiwaniu ubranek i innych akcesoriów dla ich pociech. Marek, jej mąż i dumny przyszły tatuś kupił dla nich wielki dom pod Warszawą niedaleko rodzinnej miejscowości Uli. Oboje nie mogli się doczekać chwili gdy wezmą na ręce swoje pociechy. 

- Marek, pozostało nam tylko ustalić imiona dla dziewczynek. Ciągle nie możemy dojść do porozumienia w tej sprawie. – powiedziała Ula.
- Masz rację kochanie. Mam pomysł. Każdy z nas wybierze imię dla jednej z naszych córek, bez możliwości podważenia decyzji przez drugą osobę. To chyba najlepsze rozwiązanie, inaczej nigdy nie wybierzemy imion. – odpowiedział jej Marek z dużym uśmiechem na ustach, bowiem teraz miał Ulę w szachu, nie była przekonana do imienia, które wymyślił Dobrzański, a on bardzo chciał nazwać tak ich córkę. 
- No dobrze, niech ci będzie. Ale błagam, bez żadnych słowiańskich imion typu Godzimira. – oboje wybuchli śmiechem. 
- Postaram się. – nadal nie mógł pohamować śmiechu, lecz po chwili się uspokoił - Ula, chyba wiesz jakie imię wybiorę? Jedna z naszych córek będzie miała na imię Sara. A ty jakie imię wybrałaś?
- Natalia. – odpowiedziała Ula. – Wiesz co…Sara, Sara Dobrzańska brzmi całkiem nieźle. 
- Cieszę się. No to postanowione. Teraz pozostaje tylko czekać na narodziny. – pogłaskał Ulę po brzuchu i lekko pocałował ją w usta. 

Nie musieli długo czekać, dwa dni po tej rozmowie Ula zaczęła rodzić. Marek szybko zawiózł żonę do szpitala. Bardzo chciał być przy porodzie, jednak lekarz ze względu na bliźniaczą ciążę i możliwość komplikacji nie pozwolił mu towarzyszyć Uli. Czekał z niecierpliwością na szpitalnym korytarzu, chodził tam i z powrotem. Zadzwonił do rodziców, do Sebastiana, do Maćka. Wszyscy uspokajali go, że będzie dobrze i obiecali przyjechać jak Ula już urodzi. 
Podczas tego oczekiwania zaczął wspominać to co było kilka lat temu. Moment kiedy po raz pierwszy zobaczył Ulę, wszystkie przykrości jakie jej wyrządził, a ona nadal w niego wierzyła i ratowała mu tyłek przed Aleksem. Przypomniał mu się ich wyjazd do SPA, ta cudowna noc w hotelu. Potem już nie było tak kolorowo, Ula znalazła list od Sebastiana w jego biurku i tonę głupich prezentów. Minęło sporo czasu do momentu w którym Marek ostatecznie wybaczył Sebastianowi, że zostawił ten w gabinecie, a nie dał mu go osobiście. Jednak z drugiej strony gdyby nie ten list to chyba nigdy nie powiedziałby Uli o tym, że ją okłamywał i dalej żyliby w kłamstwie, a on drżałby o to, aby nie wyszły na jaw sprawy z przed lat. 
Przeskoczył myślami do chwili gdy Ula została prezesem jeszcze wtedy Febo&Dobrzański. Starał się za wszelką cenę, aby mu wybaczyła i wróciła do niego. Jednak ona zdawała się być obojętna na jego błagania. Jeszcze ten Piotr, bardzo bolało go gdy widział jak ten kardiolog obejmował i całował Ulę. 
Po chwili nadeszły miłe wspomnienia, pokaz FD Gusto, pocałunek na scenie i to co się działo później. Wspólne mieszkanie, oświadczyny, ślub, wiadomość o ciąży. Ostatnie trzy lata były dla niego jak bajka, jak sen, który nie miał końca.

Wyrwał się ze wspomnień, bo z sali porodowej wyszedł do niego lekarz. Marek nie mógł niczego wyczytać z jego twarzy, nie miał pojęcia co się stało. 
- Panie Darku – tak miał na imię lekarz – Co z Ulą, co z dziewczynkami?
- Panie Marku, pani Ula ma się dobrze…. – nie zdążył do kończyć, bo Marek mu przerwał.
- A dziewczynki? Proszę mi powiedzieć co z moimi córkami! – zaczął się niecierpliwić.
- Proszę się uspokoić, niech pan wejdzie do mojego gabinetu tam porozmawiamy na spokojnie. – Marek posłusznie wykonał polecenie lekarza, nie miał pojęcia co się stało, nie wiedział co ma myśleć o zachowaniu lekarza. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz