Gdy już wszystkie modelki zaprezentowały swoje kreacje na scenę wyszła Ula z Markiem oraz Pshemko.
U: To już wszystkie kreacje najnowszej kolekcji Dobrzański Fashion. Pshemko jak zwykle pokazał klasę za co bardzo mu dziękuję. Mam nadzieję, że państwu również podobała się ta kolekcja. Teraz zapraszam na bankiet. - rozległy się głośne brawa. Ludzie powoli przechodzili do sali obok na której za chwilę miał się odbyć bankiet. Ula z Markiem również się tam udali, a Pshemko poszedł do garderoby dopilnować, aby wszystkie jego "dzieła" zostały bezpiecznie zapakowane i przewiezione do firmy. Gdy Dobrzańscy weszli na salę znowu rozległy się gromkie brawa. Marek powiedział.
M: Kochani te brawa nie należą się nam tylko naszemu mistrzowi, który jak zwykle stworzył przepiękną kolekcję. - razem z Ulą usiedli koło Heleny i Krzysztofa.
U, M: Cześć tato, cześć mamo. - powiedzieli prawie równocześnie.
K: Witajcie dzieci.
M: Jak wam się podobała kolekcja?
H: Piękna, gdybym była trzydzieści lat młodsza na pewno bym sobie kupiła kilka tych sukienek.
K: Helenka ma rację cudowna.
U: Cieszę się, że wam się podoba.
Tym czasem Pshemko był rozchwytywany przez dziennikarzy.
Dz: Proszę nam powiedzieć, jak wszedł pan na pomysł tej kolekcji?
Ps: Ten pomysł rodził się w mojej głowie prawdę mówiąc od niedawna. Jeszcze w zimę.Miłość prezesostwa tylko dodała mi weny. Tworzyłem jak oszalały i tak w ciągu trzech miesięcy powstała kolekcja DF Spring.
Dz: Czy podobnie jak przy kolekcji FD Gusto pana syn Wojciech współtworzył tą kolekcję?
Ps: Tak Wojtuś zaprojektował trzy sukienki: różową, w kwiatu oraz niebieską.
Dz: Dziękuję za wywiad i życzę dalszych sukcesów.
Ps: Również dziękuję.
Wróćmy do Uli, Marka, Heleny i Krzytofa.
H: Ula, a jak się czuje twój tata?
U: Kilka tygodni temu miał operację. Czuje się już lepiej. Za dwa dni jedzie do sanatorium do Rabki Zdrój.
H: Bardzo się cieszę, że już jest dobrze. Nie martw się, nie długo całkiem wyzdrowieje.
U: Mam nadzieję.
Nagle Marek wstał i powiedział do Uli.
M: Może zatańczymy?
U: Chętnie. - poszli na parkiet. Akurat leciała powolna piosenka, więc Dobrzańska wtuliła się w męża i tańczyli.
Helena cały czas ich obserwowała.
H: Zobacz Krzysiu, jak oni się kochają. - powiedziała po chwili do męża.
K: A widzisz? Nie chciałaś słyszeć o tym, że Ula i Marek są razem. On się dla niej zmienił całkowicie. Już nie interesują go modelki, kluby. Teraz jest odpowiedzialnym mężem i ojcem.
H: Miałeś rację kochanie, zresztą jak zawsze. - powiedziała i pocałowała męża w policzek.
Około godziny 20 Dobrzańscy wrócili do domu. Marek zapłacił opiekunce, która w czasie ich nieobecności zajmowała się Julką i razem z Ulą wzięli się za przygotowywanie kolacji. Postanowili zrobić spaghetti.
Po zjedzonym posiłku Ula nakarmiła i wykąpała Julkę. Około godziny 11 Ula i Marek usnęli wtuleni w siebie.
Ula czekała na swojego męża, który miał odebrać ją z pod centrum handlowego, w którym zrobiła zakupy. Po chwili zauważyła jego czarne Mitsubishi, które właśnie dojeżdżało do skrzyżowania kilkaset metrów dalej. Ucieszyła się, że spotka się z Markiem. W końcu od dobrych czterech godzin była na zakupach. Czerwone światło zmieniło się na zielone i Dobrzański ruszył. Jednak nie zauważył on nadjeżdżającego w jego stronę z ogromną prędkością wana. Kierowca Mercedesa nie widział Mitsubishi Marka i wjechał prosto na niego. Po chwili było słychać tylko wielki huk i dźwięk trzaskanego szkła. Ula była przerażona, biegiem ruszyła w stronę wypadku. Podbiegła do auta męża i sprawdzoną metodą kopnięcia otworzyła drzwi. Marek siedział nieprzytomny z zakrwawioną głową. Wyciągnęła go z samochodu. Zadzwoniła po pogotowie. Ratownicy za kilka minut przyjechali. Dobrzański był w krytycznym stanie, właśnie trwała walka o jego życie. Ula cały czas przy nim czuwała. Nagle lekarz powiedział.
L: Pani Urszulo bardzo mi przykro, ale mąż nie żyje. - w tym momencie świat dla niej się zawalił. Zaczęła płakać stojąc nad zwłokami Marka. Nie mogła patrzeć jak wkładają ciało jej ukochanego do czarnego worka.
......................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Nagle Ula obudziła się z krzykiem. Marek słysząc to otworzył oczy i zaświecił lampkę nocną. Zobaczył swoją żonę całą we łzach.
M: Kochanie co się stało? - zapytał z troską.
Ula spojrzała na niego i zaczęła dotykać go po twarzy.
U: To tylko koszmar. - powiedziała z ulgą.
M: Tak Ulcia to tylko zły sen.
U: Jak dobrze.
M: A co ci się śniło?
U: Ty.
M: I to było takie straszne.
U: Ty miałeś wypadek, umarłeś. - powiedziała z trudem, zanosząc się jeszcze płaczem.
M: Kotku nic się nie stało. Przytul się do mnie i śpij dalej.
Ula posłuchała męża, przytuliła się do niego z całej siły i spała spokojnie już do rana.
Rano Marek szykował się do pracy, a Ula robiła śniadanie.
U: Kochanie śniadanie gotowe!
M: Już idę Uluś.
Po zjedzonym śniadaniu Marek wychodził do pracy, a Dobrzańska została w domu, aby opiekować się Julką.
U: Marek tylko jedź ostrożnie - upominała go jak każdego dnia, gdy szedł do pracy.
M: Dobrze, idę już bo się spóźnię. Kocham cię, do zobaczenia.
U: Ja też ciebie kocham. Pa. - Dobrzański wyszedł, a Ula wzięła się za sprzątanie mieszkania. Tak zeszło jej do godziny 12. Nagle rozległ się dźwięk telefonu.
U: Słucham?
E: Cześć Ula, będziesz dzisiaj w pracy?
U: Nie, a coś się stało?
E: Iza ma dzisiaj urodziny i razem z Alą postanowiłyśmy zrobić przyjęcie-niespodziankę w bufecie.
U: Kurde blaszka zupełnie zapomniałam. Przyjdę z Julką za jakąś godzinę.
E: Dobra.
U: Ela, a kto będzie na tym przyjęciu?
E: Ja, ty, Ala, , Marek, no i oczywiście Iza.
U: Aha, a dzwoniłaś do Marka?
E: Nie zaraz to zrobię.
U: Nie dzwoń ja mu przekażę.
E: Dobra to pa.
U:Do zobaczenia. - Ula rozłączyła się.
A następnie ubrała Julkę i ruszyła do sklepu po prezent dla Izy.
Gdy zapłaciła za zakupy poszła w stronę firmy. Po drodze zadzwoniła do Marka.
U: Hej Marek będę dzisiaj w firmie.
M: Cześć Ula, a coś się stało?
U: Nie tylko Iza ma dzisiaj urodziny i Ela z Alą postanowiły zrobić jej przyjęcie w bufecie.
M: Aha to w takim razie złóż Izie życzenie ode mnie.
U: Nie będzie takiej potrzeby, dziewczyny cię zaprosiły.
M: Mnie?
U: Tak ciebie.
M: Miło mi. To o której się zaczyna?
U: Za piętnaście minut.
M: Okey to ja już się zbieram.
U: Dobra. - gdy skończyła rozmawiać wchodziła właśnie do firmy. Przywitała się z panem Władkiem i windą ruszyła na trzecie piętro do bufetu. Tam Marek, Ela i Ala szykowali przyjęcie.
U: Cześć dziewczyny, cześć kochanie. - podeszła do Marka i pocałowała go.
M: Cześć.
A,E: Hej.
Za kilka minut wszystko było gotowe, za chwile mięli dzwonić do Izy, aby przyszła na "święte pięć minut". Zanim jednak to zrobili to Ula, Ela i Ala siadły przy stoliku popijając sok, a Marek bawił się Julką. Nagle Ela się odezwała.
E: Do twarzy mu z dzieckiem - powiedziała patrząc na prezesa Dobrzańskiego.
U: Masz rację. - powiedziała Ula i uśmiechnęła się.
A: Ela dzwoń do Izki.
E: Już dzwonię.
Po kilku minutach do bufetu weszła krawcowa. Zdziwiła się, gdy zobaczyła, że pomieszczenie jest zupełnie puste, tylko wiszą jakieś balony i dekoracje. Nagle zza lady wyskoczyli Ula, Marek z Julką na rękach oraz Ela z Alą.
Wsz: Wszystkiego najlepszego Iza!!!
Iza była zaskoczona tym co zobaczyła. Ela podsunęła krawcowej tort, ta zdmuchnęła świeczki. Przyszedł czas na życzenia i prezenty.
U: To jest prezent ode mnie i od Marka, a tu masz coś dla Mariuszka*.
I: Dziękuję.
Marek złożył Izie tylko życzenia.
Po chwili wszyscy zasiedli przy stoliku i zaczęła się rozmowa.
E: Madzia czyli Lumena postawiła mi kolejny horoskop. No i boję się, że się pomyliła jak ostatnio z tym Arturem i Maćkiem.
M: Jaki Rafał, jaki Maciek?- zapytał zaciekawiony rozmową kobiet Dobrzański
I: A bo ty nic nie wiesz. Kilka miesięcy temu Madzia czyli Lumena znaczy się wróżka postawiła Eli i Uli horoskop. Elce wyszedł wtedy taki Artur z Elbląga, a Uli Maciek.
E: No i potem się okazało, że się pomyliła.Ja zaczęłam chodzić z takim Rafałem. A Ula.... - bufetowa nie dokończyła, bo Ula jej przerwała.
U: Dziewczyny wy nie wie cie prawdy. Ja tak naprawdę kochałam się już wtedy w Marku, a tylko jako przykrywkę powiedziałam, że to Maciek.
E: Ula czemu nam nie powiedziałaś prawdy?
U: A co miałam wam powiedzieć: Słuchajcie dziewczyny to prawa kocham się w Marku Dobrzańskim, który jest zaręczony i nawet na mnie nie spojrzy?!
* Mariusz to 6-cio miesięczny syn Izy
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń