czwartek, 2 stycznia 2014

Ula i Marek po pokazie FD Gusto VIII

Gdy już wszystkie modelki zaprezentowały swoje kreacje na scenę wyszła Ula z Markiem oraz Pshemko. 
U: To już wszystkie kreacje najnowszej kolekcji Dobrzański Fashion. Pshemko jak zwykle pokazał klasę za co bardzo mu dziękuję. Mam nadzieję, że państwu również podobała się ta kolekcja. Teraz zapraszam na bankiet. - rozległy się głośne brawa. Ludzie powoli przechodzili do sali obok na której za chwilę miał się odbyć bankiet. Ula z Markiem również się tam udali, a Pshemko poszedł do garderoby dopilnować, aby wszystkie jego "dzieła" zostały bezpiecznie zapakowane i przewiezione do firmy. Gdy Dobrzańscy weszli na salę znowu rozległy się gromkie brawa. Marek powiedział. 
M: Kochani te brawa nie należą się nam tylko naszemu mistrzowi, który jak zwykle stworzył przepiękną kolekcję. - razem z Ulą usiedli koło Heleny i Krzysztofa. 
U, M: Cześć tato, cześć mamo. - powiedzieli prawie równocześnie. 
K: Witajcie dzieci. 
M: Jak wam się podobała kolekcja? 
H: Piękna, gdybym była trzydzieści lat młodsza na pewno bym sobie kupiła kilka tych sukienek. 
K: Helenka ma rację cudowna. 
U: Cieszę się, że wam się podoba. 

Tym czasem Pshemko był rozchwytywany przez dziennikarzy. 
Dz: Proszę nam powiedzieć, jak wszedł pan na pomysł tej kolekcji? 
Ps: Ten pomysł rodził się w mojej głowie prawdę mówiąc od niedawna. Jeszcze w zimę.Miłość prezesostwa tylko dodała mi weny. Tworzyłem jak oszalały i tak w ciągu trzech miesięcy powstała kolekcja DF Spring. 
Dz: Czy podobnie jak przy kolekcji FD Gusto pana syn Wojciech współtworzył tą kolekcję? 
Ps: Tak Wojtuś zaprojektował trzy sukienki: różową, w kwiatu oraz niebieską. 
Dz: Dziękuję za wywiad i życzę dalszych sukcesów. 
Ps: Również dziękuję. 

Wróćmy do Uli, Marka, Heleny i Krzytofa. 
H: Ula, a jak się czuje twój tata? 
U: Kilka tygodni temu miał operację. Czuje się już lepiej. Za dwa dni jedzie do sanatorium do Rabki Zdrój. 
H: Bardzo się cieszę, że już jest dobrze. Nie martw się, nie długo całkiem wyzdrowieje. 
U: Mam nadzieję. 
Nagle Marek wstał i powiedział do Uli. 
M: Może zatańczymy? 
U: Chętnie. - poszli na parkiet. Akurat leciała powolna piosenka, więc Dobrzańska wtuliła się w męża i tańczyli. 
Helena cały czas ich obserwowała. 
H: Zobacz Krzysiu, jak oni się kochają. - powiedziała po chwili do męża. 
K: A widzisz? Nie chciałaś słyszeć o tym, że Ula i Marek są razem. On się dla niej zmienił całkowicie. Już nie interesują go modelki, kluby. Teraz jest odpowiedzialnym mężem i ojcem. 
H: Miałeś rację kochanie, zresztą jak zawsze. - powiedziała i pocałowała męża w policzek. 

Około godziny 20 Dobrzańscy wrócili do domu. Marek zapłacił opiekunce, która w czasie ich nieobecności zajmowała się Julką i razem z Ulą wzięli się za przygotowywanie kolacji. Postanowili zrobić spaghetti. 
Po zjedzonym posiłku Ula nakarmiła i wykąpała Julkę. Około godziny 11 Ula i Marek usnęli wtuleni w siebie. 



Ula czekała na swojego męża, który miał odebrać ją z pod centrum handlowego, w którym zrobiła zakupy. Po chwili zauważyła jego czarne Mitsubishi, które właśnie dojeżdżało do skrzyżowania kilkaset metrów dalej. Ucieszyła się, że spotka się z Markiem. W końcu od dobrych czterech godzin była na zakupach. Czerwone światło zmieniło się na zielone i Dobrzański ruszył. Jednak nie zauważył on nadjeżdżającego w jego stronę z ogromną prędkością wana. Kierowca Mercedesa nie widział Mitsubishi Marka i wjechał prosto na niego. Po chwili było słychać tylko wielki huk i dźwięk trzaskanego szkła. Ula była przerażona, biegiem ruszyła w stronę wypadku. Podbiegła do auta męża i sprawdzoną metodą kopnięcia otworzyła drzwi. Marek siedział nieprzytomny z zakrwawioną głową. Wyciągnęła go z samochodu. Zadzwoniła po pogotowie. Ratownicy za kilka minut przyjechali. Dobrzański był w krytycznym stanie, właśnie trwała walka o jego życie. Ula cały czas przy nim czuwała. Nagle lekarz powiedział. 
L: Pani Urszulo bardzo mi przykro, ale mąż nie żyje. - w tym momencie świat dla niej się zawalił. Zaczęła płakać stojąc nad zwłokami Marka. Nie mogła patrzeć jak wkładają ciało jej ukochanego do czarnego worka. 
..........................................................................
............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
Nagle Ula obudziła się z krzykiem. Marek słysząc to otworzył oczy i zaświecił lampkę nocną. Zobaczył swoją żonę całą we łzach. 
M: Kochanie co się stało? - zapytał z troską. 
Ula spojrzała na niego i zaczęła dotykać go po twarzy. 
U: To tylko koszmar. - powiedziała z ulgą. 
M: Tak Ulcia to tylko zły sen. 
U: Jak dobrze. 
M: A co ci się śniło? 
U: Ty. 
M: I to było takie straszne. 
U: Ty miałeś wypadek, umarłeś. - powiedziała z trudem, zanosząc się jeszcze płaczem. 
M: Kotku nic się nie stało. Przytul się do mnie i śpij dalej. 
Ula posłuchała męża, przytuliła się do niego z całej siły i spała spokojnie już do rana. 


Rano Marek szykował się do pracy, a Ula robiła śniadanie. 
U: Kochanie śniadanie gotowe! 
M: Już idę Uluś. 
Po zjedzonym śniadaniu Marek wychodził do pracy, a Dobrzańska została w domu, aby opiekować się Julką. 
U: Marek tylko jedź ostrożnie - upominała go jak każdego dnia, gdy szedł do pracy. 
M: Dobrze, idę już bo się spóźnię. Kocham cię, do zobaczenia. 
U: Ja też ciebie kocham. Pa. - Dobrzański wyszedł, a Ula wzięła się za sprzątanie mieszkania. Tak zeszło jej do godziny 12. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. 
U: Słucham? 
E: Cześć Ula, będziesz dzisiaj w pracy? 
U: Nie, a coś się stało? 
E: Iza ma dzisiaj urodziny i razem z Alą postanowiłyśmy zrobić przyjęcie-niespodziankę w bufecie. 
U: Kurde blaszka zupełnie zapomniałam. Przyjdę z Julką za jakąś godzinę. 
E: Dobra. 
U: Ela, a kto będzie na tym przyjęciu? 
E: Ja, ty, Ala, , Marek, no i oczywiście Iza. 
U: Aha, a dzwoniłaś do Marka? 
E: Nie zaraz to zrobię. 
U: Nie dzwoń ja mu przekażę. 
E: Dobra to pa. 
U:Do zobaczenia. - Ula rozłączyła się. 
A następnie ubrała Julkę i ruszyła do sklepu po prezent dla Izy. 
Gdy zapłaciła za zakupy poszła w stronę firmy. Po drodze zadzwoniła do Marka. 
U: Hej Marek będę dzisiaj w firmie. 
M: Cześć Ula, a coś się stało? 
U: Nie tylko Iza ma dzisiaj urodziny i Ela z Alą postanowiły zrobić jej przyjęcie w bufecie. 
M: Aha to w takim razie złóż Izie życzenie ode mnie. 
U: Nie będzie takiej potrzeby, dziewczyny cię zaprosiły. 
M: Mnie? 
U: Tak ciebie. 
M: Miło mi. To o której się zaczyna? 
U: Za piętnaście minut. 
M: Okey to ja już się zbieram. 
U: Dobra. - gdy skończyła rozmawiać wchodziła właśnie do firmy. Przywitała się z panem Władkiem i windą ruszyła na trzecie piętro do bufetu. Tam Marek, Ela i Ala szykowali przyjęcie. 
U: Cześć dziewczyny, cześć kochanie. - podeszła do Marka i pocałowała go. 
M: Cześć. 
A,E: Hej. 
Za kilka minut wszystko było gotowe, za chwile mięli dzwonić do Izy, aby przyszła na "święte pięć minut". Zanim jednak to zrobili to Ula, Ela i Ala siadły przy stoliku popijając sok, a Marek bawił się Julką. Nagle Ela się odezwała. 
E: Do twarzy mu z dzieckiem - powiedziała patrząc na prezesa Dobrzańskiego. 
U: Masz rację. - powiedziała Ula i uśmiechnęła się. 
A: Ela dzwoń do Izki. 
E: Już dzwonię. 
Po kilku minutach do bufetu weszła krawcowa. Zdziwiła się, gdy zobaczyła, że pomieszczenie jest zupełnie puste, tylko wiszą jakieś balony i dekoracje. Nagle zza lady wyskoczyli Ula, Marek z Julką na rękach oraz Ela z Alą. 
Wsz: Wszystkiego najlepszego Iza!!! 
Iza była zaskoczona tym co zobaczyła. Ela podsunęła krawcowej tort, ta zdmuchnęła świeczki. Przyszedł czas na życzenia i prezenty. 
U: To jest prezent ode mnie i od Marka, a tu masz coś dla Mariuszka*. 
I: Dziękuję. 
Marek złożył Izie tylko życzenia. 
Po chwili wszyscy zasiedli przy stoliku i zaczęła się rozmowa. 
E: Madzia czyli Lumena postawiła mi kolejny horoskop. No i boję się, że się pomyliła jak ostatnio z tym Arturem i Maćkiem. 
M: Jaki Rafał, jaki Maciek?- zapytał zaciekawiony rozmową kobiet Dobrzański 
I: A bo ty nic nie wiesz. Kilka miesięcy temu Madzia czyli Lumena znaczy się wróżka postawiła Eli i Uli horoskop. Elce wyszedł wtedy taki Artur z Elbląga, a Uli Maciek. 
E: No i potem się okazało, że się pomyliła.Ja zaczęłam chodzić z takim Rafałem. A Ula.... - bufetowa nie dokończyła, bo Ula jej przerwała. 
U: Dziewczyny wy nie wie cie prawdy. Ja tak naprawdę kochałam się już wtedy w Marku, a tylko jako przykrywkę powiedziałam, że to Maciek. 
E: Ula czemu nam nie powiedziałaś prawdy? 
U: A co miałam wam powiedzieć: Słuchajcie dziewczyny to prawa kocham się w Marku Dobrzańskim, który jest zaręczony i nawet na mnie nie spojrzy?! 

* Mariusz to 6-cio miesięczny syn Izy 

1 komentarz: