czwartek, 2 stycznia 2014

"Nigdy nie przestanę Cię kochać" VIII


„Nie obiecuję Ci wiele, bo tyle co prawie nic 
najwyżej wiosenną zieleń, najwyżej pogodne dni. 
Najwyżej uśmiech na twarzy i dłoń w potrzebie 
nie obiecuję Ci wiele, bo tylko po prostu siebie.”* 

Wreszcie nadszedł ten dzień, dzień ślubu Uli i Marka. Tego dnia mieli połączyć się na zawsze w miłości zostawiając za sobą przeszłość. Oboje długo wyczekiwali tej chwili, po ciężkich momentach w ich życiu wreszcie miało być wszystko dobrze. 
Był ósmy maja, Ula obudziła się w swoim panieńskim łóżku w Rysiowie. Poczuła się jak jeszcze dwa lata temu, gdy była brzydką dziewczyną beznadziejnie zakochaną w swoim szefie śniąc o wielkiej, spełnionej miłości. Iga była u rodziców Marka, więc nie musiała się martwić. 
Spojrzała na zegarek. 
U: Kurde blaszka już dziewiąta, za niedługo przyjadą dziewczyny z Pshemko – szepnęła pod nosem i zwlekła się z łóżka, udała się do łazienki. Potem ubrana w lekki dres weszła do kuchni, gdzie czekała na nią jej rodzina. 
U: Cześć. 
Józ: Cześć córcia, siadaj. 
U: Gdzie Ala? 
Józ: Zgodnie z obietnicą pojechała po wasze koleżanki. 
U: A no tak. 
Usiadła i zaczęli jeść, podczas posiłku panowała luźna atmosfera, lecz Ula zaczęła się stresować ślubem. 
Józ: Ula nie stresuj się, wszystko będzie dobrze. – Zapewnił Józef zauważając humor pierworodnej. 
U: Wiem, ale jak sobie pomyślę, że o drugiej zostanę panią Dobrzańską to rozpiera się energia. 
Jas: No siostra przyhamuj, ja też się cieszę, że w końcu będę miał szwagra i nie będzie nim pan w wymiętym polo. – Rzucił żart na rozluźnienie atmosfery, Jasiek odkąd tylko Piotr zaczął bywać w ich domu nazywał go „panem w wymiętym polo” miał, co do tego podstawy, bo Sosnowski cały czas chodził w koszulkach polo zmieniając tylko ich kolory. 
Ula zaśmiała się radośnie. 
U: Ja też nie, uwierz mi. – Powiedziała ze śmiechem, doskonale wiedziała, że gdyby nie to, że zerwała z Piotrem po wypadku Marka to pewnie teraz szykowałaby się na ślub z nim, albo już by była jego żoną. 
Kilka minut przed dziesiątą przyjechały dziewczyny wraz z mistrzem Pshemko. Po przywitaniu zaczęły się przygotowania do ślubu. Ela z Alą zajęły się fryzurą i makijażem, a Iza i Pshemko szykowali suknię. Gdy Ula była wyszykowana pod dom Cieplaków przyjechały dwie limuzyny. Cieplakówna razem z ojcem wsiadły do jednej, a Ala z Izą, Pshemko i dzieciakami do drugiej. Zajechali pod kościół półgodziny przed wyznaczoną godziną, zbierało się coraz więcej osób. Czekali na rozpoczęcie ceremonii, wreszcie wybiła tak długo wyczekiwana godzina, czyli czternasta. 
Marek stał pod ołtarzem razem z Sebastianem, cały kościół był wypełniony po brzegi. W pierwszej ławce po prawej stronie siedzieli rodzice Marka oraz Maria z Igą na kolanach, po lewej natomiast Ala i Jasiek. Nagle rozległ się hymn Mendelsona i drzwi otwarły się. Pierwsza weszła Beatka ubrana w bladoróżową sukienkę na ramiączkach sypiąca kwiatki, za nią szły Dorota i Violetta. 

,„Gdy się zobaczyło 
Tylko raz 
Piękno szczęścia 
Na twarzy ukochanej osoby 
Wiadomo już 
Że dla człowieka 
Nie może być innego powołania jak wzbudzanie tego szczęścia 
Na twarzy najważniejszej osoby na świecie.”** 

Marek w końcu ujrzał swoją ukochaną idącą pod rękę z ojcem. Wyglądała cudownie, jeszcze piękniej niż sobie to wyobrażał. Wolnym krokiem szła w jego kierunku, na jej twarzy był promienny uśmiech, a w oczach zbierały się łzy. Od razu zobaczył, jaka była szczęśliwa. Wiedział, że od zawsze pragnęła tej chwili, on zresztą też. Jednak te wszystkie trudne chwile opłacały się, aby móc zobaczyć ją teraz uśmiechniętą. 

Doszła do ołtarza razem z ojcem. 
Józ: Dbaj o nią synu. – Powiedział podając zięciowi dłoń córki. 
M: Na pewno. – Rozpoczęła się ceremonia. 
Ks: Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim Urszulę Cieplak i Marka Dobrzańskiego. 
M: Ja Marek Dobrzański biorę Ciebie Urszulo za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci. 
U: Ja Urszula Cieplak biorę Ciebie Marku za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Panie Boże Wszechmogący, w Trójcy Jedyny i wszyscy Święci. – Ksiądz pobłogosławił obrączki, po czym rzekł. 
Ks: Wymieńcie się obrączkami. 
M: Urszulo przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. – Włożył obrączkę na palec Uli i pocałował jej dłoń, 
U: Marku przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. 

Ks: Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. – Markowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, namiętnie pocałował swoją żonę. To był najpiękniejszy pocałunek w ich życiu, otwierający rozdział „Małżeństwo”. 
M: Nigdy nie przestanę cię kochać. – Szepnął 
U: Ja ciebie też nie. 

Wyszli z kościoła, po czym zostali obrzuceni ryżem, cukierkami oraz drobnymi monetami. Przyszedł czas na życzenia, pierwsza podeszła rodzina Uli. 
Józ: Kochani życzę wam abyście się zawsze kochali i byli ze sobą szczęśliwi. Mam nadzieję, że nie będziecie musieli już cierpieć. Wszystkiego najlepszego. 
Jas: Tak, a ja wam życzę żeby zawsze było dobrze i nie chodzi mi tu tylko o takie zwykłe sprawy typu praca czy rodzina. Wiecie, o co chodzi, nie? – Puścił oczko do Marka, ten od razu zrozumiał, o co chodziło Jaśkowi. 
B: Wszystkiego najlepszego Ulcia! – Wtrąciła się Beti. 
U: Dziękujemy kochani. – Przytulała ich kolejno. 
Gdy wszyscy złożyli już młodym życzenia, udali się na małą sesję wraz z Igą, rodzicami i świadkami. Zrobili kilka zdjęć pod kościołem, nad Wisłą i w „ich” parku. Po kilkudziesięciu minutach z trzema bagażnikami kwiatów i prezentów udali się do hotelu „Big love” na wesele. Tradycyjnie zostali przywitani chlebem i solą, po wejściu na salę rozdany został szampan. Goście zaczęli śpiewać „sto lat”, po czym wypili szampana. Ula i Marek rzucili kieliszki za siebie, które z hukiem rozbiły się o podłogę. 
Wszyscy usiedli do obiadu, dopiero teraz cały stres związany ze ślubem opadł. Jego miejsce zastąpiła nieopisana radość. Po zjedzonym posiłku przyszedł czas na pierwszy taniec pary młodej. Ula i Marek udali się na parkiet, na Sali rozbrzmiała piosenka. 
„Wiedziałem, że 
Kiedyś znajdę Cię 
Ty jedna tak 
Rozumiesz mnie 
Przy Tobie jestem, kim tylko chcę, 
,•Bo Tobie zaufać mogę, 
•Bo Tobie zaufać mogę” 

Tańczyli przytuleni do siebie, czuli się szczęśliwi. Marek wiedział, że w końcu znalazł tą jedyną, tą, z którą może być szczery i nie musi udawać kogoś kimś nie jest. Oprócz tego, że byli parą, małżeństwem to byli przyjaciółmi. Mógł powiedzieć jej wszystko, co go trapiło, a ona wysłuchała go i pocieszyła. Czasami też oceniała, ale mówiła wtedy, co zrobił źle i co musi zrobić, aby to naprawić. 

„Mówili mi nie szukaj jej 
Baw się i tańcz 
Nie przejmuj się 
Lecz teraz wszystko już ma swój sens 
Gdy Tobie zaufać mogę 
Gdy Tobie zaufać mogę” 

Gdy odeszła wszyscy namawiali go, aby odpuścił, aby dał spokój, bo nic nie wskóra. On jednak się nie poddawał, dopiero, kiedy wyjechała do Londynu zrozumiał, że nie ma już u niej szans, że ona go nie kocha i pragnie ułożyć sobie życie z kimś innym. On to zaakceptował, nie miał innego wyjścia, chciał, aby była szczęśliwa, jeśli nie z nim to chodziaż z Piotrem. Przed pokazem miał wyjechać z Pauliną, nie chciał już patrzeć na nią i tego kardiologa. Sebastian cały czas namawiał go, aby zapomniał, aby wrócił do swojego dawne życia, którym były panienki w klubie. On jednak się zmienił i chciał za wszelką cenę jej to pokazać, ona tego nie widziała, albo może wcale nie chciała tego. 

„ Nikt już nie powstrzyma nas 
Nie przekreśli tej miłości 
Tak się kocha tylko raz 
Do utraty tchu 

Każdego dnia wciąż coraz bardziej kocham Cię 
Od teraz ja już zawsze będę blisko 
Każdego dnia wciąż coraz mocniej kocham Cię 
Na zawsze odnalazłem Cię 
Na zawsze odnalazłem Cię”*** 

Kiedy ostatecznie stracił już nadzieję, spotkał ją w sklepie na osiedlu, była w ciąży. To bardzo go zdziwiło, ale o nic nie pytał, wszystko stało się szybko. Zaczęła rodzić, on zawiózł ją do szpitala, musiał oddać krew dla jak się później okazało jego córeczki. Gdy usłyszał jej słowa: „to jest twoja córka Iga” myślał, że śni. Dopiero, co ją odnalazł, chciał znów zawalczyć, gdy stało się coś, co na zawsze połączyło go z ukochaną. Został ojcem, do tej pory dziękuje Bogu, że właśnie w tamtej chwili zaczęła rodzić, bo gdyby było inaczej pewnie nie był by jej mężem i nie trzymałby jej ramionach. Tak bardzo ją kochał i pragnął stworzyć z nią prawdziwą, kochającą się rodzinę.

Muzyka skończyła się, oderwali się od siebie, nagle usłyszeli gromkie brawa. Ukłonili się ładnie i poszli chwilę odpocząć. Zabawa rozpoczynała się, na parkiecie było mało par, ale zawsze tak jest na początku wesela. Z czasem, gdy wrażenia związane z ceremonią w kościele opadną i zrobi się luźna atmosfera więcej osób będzie chętna do tańczenia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz