czwartek, 2 stycznia 2014

"Nigdy nie przestanę Cię kochać" VI

Gdy kochasz mówisz 
-spójrz jak dziś słonecznie 
A myślisz – kocham 
- spójrz jak dziś błękitnie 
A myślisz – kocham 
- zobacz, jakie kwiaty są piękne 
A myślisz – kocham 
I ktoś, kto kiedyś kochał 
Z uśmiechem pomyśli 
-szczęściarz 

Kilka miesięcy później. 
Nadszedł luty, a z nim duże mrozy, których nikt tak naprawdę się nie spodziewał. Ostatnie miesiące były, przecież bardzo ciepłe. Nawet w grudniu nie było śniegu, a temperatura sięgała prawie do dziesięciu stopni. To było niewiarygodne, wcześniejsze zimy były obfite w mrozy i ogromny śnieg od końca listopada do lutego. Przez to przyroda zwariowała, na drzewach pojawiły się malutkie pąki liści, nawet niektóre bociany nie odleciały do ciepłych krajów. Gdy przyszedł mróz wszystko zamarzło. 
U Uli i Marka w ciągu tych sześciu miesięcy nie zmieniło się za wiele. Nadal byli szczęśliwi i bardzo się kochali. Oczywiście jak w każdym związku nie obyło się bez kłótni, jednak były to drobne sprzeczki, które kończyły się po kilku godzinach milczenia. Ustalili termin ślubu na 8 maja, w rysiowskim kościele. Wesele odbędzie się w hotelu „Fantazja” kilkanaście minut drogi od Rysiowa. Mała Iga rosła jak na drożdżach, potrafiła już siedzieć z drobną pomocą rodziców. Zaczęła gaworzyć, przez co wprawiała w dobry nastrój mamę i tatę. Ula i Marek sprawdzali się w roli rodziców, byli dobrym zespołem. Ona karmiła i przewijała, on utulał do snu i potrafił zabawiać dziewczynkę, gdy była marudna. 
Remont w domu „Dobrzańskich” trwał w najlepsze, dach został wymieniony, ściany od zewnątrz ocieplone i pomalowane na kolor piaskowy. Wewnątrz podłogi zostały odnowione, ściany też powoli nabierały właściwych kolorów. Jak dobrze pójdzie to Ula z Markiem i Igą będą mogli zamieszkać w nim już latem. 
Marek wrócił do pracy dwa miesiące po urodzeniu Igi, ostatnio ma dużo pracy z pokazem kolekcji FD Pretty Spring, który ma się odbyć już za kilka dni. Ula planuje swój powrót jesienią, gdy mała skończy rok, zostawi ją pod opieką Heleny i pani Marysi. W FD wiedzie się dobrze, firma ma duże obroty i staje się coraz bardziej znana nie tylko w Polsce, ale i zagranicą. Przez te dobre wieści wena Pshemko szaleje. W ciągu miesiąca zaprojektował kreacje do najnowszej kolekcji, oprócz tego projektuje też stroje ślubne dla Uli i Marka. 
Skupmy się jednak na teraźniejszości. 
W Febo&Dobrzański tego dnia było dużo pracy związanej z ostatnimi przygotowaniami do pokazu, który miał odbyć się następnego dnia. Wszyscy pracowali w pocie czoła, oprócz Violetty przez „v” i dwa „t”, która właśnie uradowana wróciła z zakupów. Weszła do sekretariatu z zamiarem przeczytania najnowszego babskiego pisemka nabytego w sklepie. Już chciała usiąść na fotelu, gdy zauważyła Marka stojącego koło jej biurka. Viola przestraszyła się i wypuściła z rąk wszystkie torby. Szybko schyliła się, aby je podnieść, jednak Marek ją wyprzedził. Zobaczył dziecięce śpioszki w jednej z reklamówek i od razu skojarzył fakty. 
M: Viola jesteś w ciąży? Gratuluję. – Bardziej stwierdził niż zapytał. 
V: Nie. – Usiadła smutna na fotelu. 
M: To, po co ci te wszystkie ubranka? Co jest? 
V: Kupuję je i wkładam do takiego pudełka, czekają na chwilę, kiedy Sebastian będzie gotowy, aby mieć dziecko.* - Powiedziała przygnębiona. Marek zauważył ogromną zmianę Kubasińskiej, Violi jeszcze nigdy na niczym tak nie zależało. Nawet na tym, aby odzyskać Sebę. Widział, że naprawdę jest gotowa by być matką. Nie była już taka roztrzepana, ale zdarzały jej się chwile zapomnienia takie jak teraz, kiedy bez słowa wychodziła na zakupy. Oprócz tego zaczęła się też uczyć, czeka na odpowiedź w sprawie studiów zaocznych, na public relations, chciała zostać dyrektorem PR. 
M: Viola nie martw się, wszystko się ułoży. 
V: Tak ułoży się jak te ubranka w pudełku. Byliśmy nawet z Sebulkiem u lekarza. Jesteśmy zdrowi, możemy mieć dzieci. Staramy się już odkąd Ula urodziła, czyli pół roku i nic. 
M: Zobaczysz jeszcze będziecie mieli to ukochane dzieciątko. – Starał się ją pocieszyć. – Może po prostu przystopujcie na chwilę, zmieńcie otoczenie. 
V: No nie wiem, myślisz, że wyjazd to dobry pomysł. 
M: Na pewno. Dam wam wolne. Jeździe. – Twarz Violetty natychmiastowo rozjaśniła się i rzuciła się na Marka. – Marek kocham cię, dziękuję lecę do Cebulka. – I już jej nie było. Marek zapomniał o sprawie do Violi i postanowił zerwać się wcześniej do domu. Jutrzejszy pokaz jest dopięty na ostatni guzik i nie ma potrzeby, aby siedział w firmie do siedemnastej. Ubrał się, wziął teczkę i wyszedł z budynku. Na dworze panowała niemiłosierna zamieć, śnieg sypał prosto w oczy, do tego jeszcze wiał bardzo mocny wiatr. Z niemałym trudem dotarł do samochodu, odpalił silnik i ruszył w stronę ulicy Siennej. 
Gdy wszedł do mieszkania od progu przywitało go głośne gaworzenie Igi i piękny zapach zupy pieczarkowej. Lubił, wracać do domu, siadać w salonie i pochłaniać się w zabawie z córeczką. 
M: Cześć kochanie już jestem. – Podszedł do siedzącej na kanapie Uli i pocałował ją. 
U: Marek? Co tak wcześnie? – Spytała zdziwiona 
M: Uwinąłem się szybciej z robotą i postanowiłem wrócić do domu. 
U: Co w pracy? 
M: Pokaz przygotowany, wystarczy tylko czekać na kolejny sukces. A jak tobie minął dzień? 
U: Dobrze, bawiłyśmy się z Igusią. – Spojrzała na córkę, która siedziała leżała na kocu i rozglądała się dokoła. Właściwie dobrze, że jesteś, bo musimy ustalić kilka rzeczy związanych ze ślubem. 
M: Okey, o co chodzi? – Zapytał ochoczo. 
U: O listę gości. Z twojej rodziny i przyjaciół. Ja już moją zaprosiłam i wyszło trzydzieści osób. 
M: Czekaj, mam gdzieś jeszcze listę mojej rodziny na ślub z Pauliną. Jest tam sto osób, nie wiedziałem, że mam taką dużą rodzinę. Wybierzemy tylko najważniejszych. – Zniknął w sypialni, po kilku minutach pojawił się z powrotem z trzema kartkami. – To tyle. 
U: Dobra przeglądamy. – Po kilkunastu minutach liczba gości ze stu zmniejszyła się do pięćdziesięciu. 
M: To wszyscy, reszta to dalsze ciotki, kuzynki itp. Nawet ich nie znam. 
U: To jeszcze znajomi. 
M: No to Viola, Seba, Ania, Maciek, Izka z mężem, Ela z Władkiem, Pshemko, Wojtek z osobą towarzyszącą 
U: Kinga, Dorota, rodzice Maćka i kilka znajomych z Londynu. 
M: Adam? 
U: No dobra, a co z Febo? 
M: Nie wiem, moja mama nic nie mówiła. 
U: To dopiszmy ich awaryjnie. 
M: To chyba wszyscy. 
U: No to teraz wzory zaproszeń. To czy to? – Pokazała dwie kartki, jedna była prosta z obrączkami i sercem, a druga bardziej strojna. 
M: Ta pierwsza. 
U: Też mi się podoba. To pojutrze zajmę się wypisywaniem. 
M: Poczekaj do weekendu, pomogę ci. 
U: Dobrze. No to na razie chyba wszystko. Menu mamy, wystrój Sali i kościoła też, świadkowie. Jeszcze tylko zaproszenia i przymiarki. 
M: No tak. 
Następnego dnia narzeczeni musieli wstać wcześniej niż zwykle, gdyż tego dnia miał się odbyć pokaz nowej kolekcji. Co prawda do piętnastej jest jeszcze dużo czasu, ale musieli jeszcze odwieźć Igę do domu Dobrzańskich seniorów, którą zajmie się tam pani Marysia i jechać do firmy. 
Po szybkim śniadaniu ruszyli do rodziców Marka. 
U,M: Cześć mamo, cześć tato. – Powiedzieli wchodząc do salonu. 
H: Witajcie dzieci. 
U: Zostawiamy wam Igę, pani Mario poradzi sobie pani? 
Mar: Oczywiście, już wychowałam jedno dziecko. – Uśmiechnęła się do młodych, biorąc Igę na ręce, traktowała ją jak wnuczkę, chodziaż nie miała z nią dużego kontaktu. 
U: Dobrze. To my się już zbieramy. Dojedziecie później tak? – Zwróciła się do przyszłych teściów. 
K: Tak Uleńko, jedźcie już. 
U: Chodź Marek. – Pożegnali się z córeczką i wyszli z domu. 
Pod firmą znaleźli się kilkanaście minut później, gdy tylko wysiedli z windy na piątym piętrze usłyszeli krzyki dochodzące z gabinetu mistrza Pshemko. Zdezorientowani pobiegli do pracowni. 
M: Pshemko, co się dzieje? – Powiedział unikając jednocześnie uderzenia wieszakiem. W pomieszczeniu panował bałagan, kreacje walały się po podłodze, manekiny były poprzewracane, a krawcowe za wszelką cenę próbowały uspokoić mistrza, zresztą bezskutecznie. 
Ps: Ursula! Marco! Jak dobrze, że jesteście! Przyszedłem rano do pracowni, a tu ta osoba – wskazał na Klaudię, która stała za drzwiami – zaczęła niszczyć kreacje! O dio! Na szczęście nic poważnego się nie stało, ale nie chcę tej osoby widzieć dzisiaj w moich kreacjach ani nigdy więcej! – Zaczął skakać jak małe dziecko. 
M: Zaraz to wyjaśnię. – Otworzył drzwi – Klaudio zapraszam do nas – modelka weszła do pracowni, rzucając Uli znienawidzone spojrzenie. – możesz mi do cholery wyjaśnić co ty wyczyniasz? 
KN: Jak to, co? Niszczę tą beznadziejną szopkę i ciebie Mareczku. Myślisz, że jestem głupia? 
M: W takim razie żegnam, nie chcę cię już więcej widzieć po drodze do wyjścia wstąp do Sebastiana po wypowiedzenie. 
KN: Z miłą chęcią. – Wyszła z uniesioną głową. 
P: Dziękuję ci Marku. 
M: Nie ma, za co Pshemko, od dawna działała mi na nerwy. 
P: No tak, tylko, co my teraz zrobimy? Nie mamy najważniejszej modelki. – Wyraźnie nad czymś myślał. – Urszulo zostań modelką! 
Ula przez chwilę zdawała się nie zrozumieć tego, co powiedział Pshemko i nie odzywała się. 
U: Mistrzu ja? Nie, w życiu. Ja nigdy nie byłam modelką. – Zaczęła się sprzeciwiać (w ramach wyjaśnienia: w mojej wersji Ula nie była modelką na pokazie FD Gusto) 
P: No to będziesz. Królowo zgódź się. 
M: Ula, co ci szkodzi? – Spojrzał na nią roześmianym wzrokiem. 
U: Nie, nie ma mowy – mistrz spojrzał na nią groźnie. – No dobrze zgadzam się. 
P: Ach! Urszulo! Dziękuję. 
U: Nie ma za co. – Zgodziła się nie mając innego wyjścia. 
P: Dobra, dobra my tu gadu-gadu, a kreacje same się nie zapakują. Już szybciutko zanieście je do busika. – Porozdawał modelką kreacje. 
Ula i Marek wyszli z pracowni i udali się do gabinetu prezesa. 
U: Super teraz jeszcze jestem modelką! Nie dam rady. 
M: Ula, co ty mówisz? Świetnie sobie poradzisz, wierzę w ciebie – pocałował ją. 
U: Dziękuję. 
Wzięli się za pracę, musieli upewnić się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Gdy skończyli było około trzynastej, więc zbierali się do drogi. Po upewnieniu się, że wszystkie kreacje i dodatki są zapakowane wsiedli do samochodu i pojechali w stronę Sali, w której miał się odbyć pokaz. 
Gdy dojechali mistrz od razu „porwał” Ulę i oddał w ręce stylisty. Na Sali zbierało się coraz więcej ludzi, byli to goście, fotoreporterzy i pracownicy Febo&Dobrzański. 
Nadeszła godzina piętnasta, Marek wyszedł na wybieg. 
M: Witam państwa na pokazie najnowszej kolekcji Febo&Dobrzański FD Pretty Spring. Mam nadzieję, że spodoba się ona państwu. Życzę miłej zabawy. – Zszedł ze sceny i usiadł obok swoich rodziców. Świata zgasły, było tylko jedno oświecające wybieg, z głośników płynęła muzyka, zaczął się pokaz. Na wybieg zaczęły wchodzić modelki prezentujące piękne sukienki i komplety na nadchodzącą wiosnę. Goście byli zadowoleni, w końcu przyszła pora na najważniejszą kreację pokazu. Na wybieg lekkim krokiem wyszła Ula*, co chwilę spoglądając na swojego ukochanego. Była bardzo stremowana, bała się, że się potknie i zepsuje całe widowisko. To by była kompletna katastrofa. Jednak nic takiego się nie stało, bezbłędnie przeszła cały wybieg i stanęła na boku. Po chwili dołączyły do niej pozostałe modelki, nagle tanecznym krokiem wbiegł mistrz Pshemko wywołując tym samym falę oklasków. Ula wręczyła mu róże i pocałowała w policzek. Pokaz zakończył się, zaproszeni goście poszli na bankiet, a Marek udał się do garderoby, aby zobaczyć się z narzeczoną. Wyszła ubrana w sukienkę w kolorze brudnego różu. 
M: Kochanie byłaś cudowna. Pshemko miał nosa, że ciebie zaangażował do tego pokazu. 
U: Dziękuję, ale to nie zmienia faktu, że bycie modelką mi się niepodobna. Trzeba cały czas uważać, żeby się nie potknąć i nie zniszczyć sukienki. 
M: Oj Uluś i tak byłaś najlepsza. – Objął ją w pasie i udali się na bankiet. Gdy weszli rozległy się gromkie brawa. Usiedli obok rodziców Marka. 
H: Ula byłaś fantastyczna, co w ogóle się stało, że Klaudia nie wystąpiła? 
U: Pshemko przyłapał ją na tym, że chciała zniszczyć kreacje, Marek ją zwolnił. No i nie miał jej, kto zastąpić. 
K: Marku jak mogłeś zwolnić twarz naszej firmy? Wiesz, że jak pójdzie do Imbero Moda to już po nas. Była naszą najlepszą modelką! – Powiedział podniesionym tonem. 
M: Tato ona działała na szkodę naszej firmy! Niech idzie nawet do prezydenta, nie interesuje mnie to. Zainwestujemy w Magdę**, tą dwudziestoletnią blondynkę, ona duże zadatki na modelkę i na pewno się sprawdzi. 
K: No nie wiem, rób jak uważasz, ale ja sądzę, że nie można traktować tak Klaudii po tylu latach współpracy. 
M: Mamy tyle dobrych modelek, że poradzimy sobie bez niej. Skończmy temat, kochanie zatańczysz? – Zwrócił się do Uli. 
U: Oczywiście – udali się na parkiet, tańczyli w rytm muzyki, delikatnie się kołysząc. 
H: Krzysiu daj mu spokój, jest prezesem nie od dziś. Poradzi sobie. 
K: Wiem, ale martwię się. 
H: Spokojnie w razie problemów Ula na pewno mu pomoże. 
K: Właśnie, czasami zastanawiam się jak taka porządna dziewczyna mogła zakochać się w naszym synu. On tyle jej złego wyrządził, a ona nadal go kocha. 
H: Krzysiu, Marek nie jest zły. Po prostu Paulina na niego źle wpływała, my też źle postąpiliśmy narzucając mu swoje zdanie. 
K: Może i masz rację kochanie, myślałem, że lubiłaś Paulinę. 
H:, Bo tak było, ale ona po prostu jest zbyt wyniosła dla Marka, on potrzebuje kogoś, kto go zrozumie, doceni. Czyli Uli. 
K: Zgadzam się z tobą. 
Zabawa trwała do dwudziestej pierwszej, Ula, Marek oraz Krzysztof z Heleną wrócili do domu zmęczeni po tańcach oraz licznych wywiadach, bez których się nie obyło. 
U: Bierzemy Igę i uciekamy do siebie. 
H: Co będziecie się tłuc po nocy, zostańcie u nas, pokój Marka jest wolny. Igunia śpi, po co ją budzić. 
U: No nie wiem. – Była wyraźnie skrępowana tą sytuacją. 
K: Marek, zostańcie, napijemy się po jednym za sukces kolekcji. 
M: No dobrze, Ula zostaniemy, co? 
U: Dobrze. 
H: Chodźcie do salonu. – Usiedli na kanapie, Marysia zrobiła herbaty, a Krzysztof wyciągnął whiskey i nalał sobie i synowi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz