czwartek, 2 stycznia 2014

"Nigdy nie przestanę Cię kochać" VII

Ula i Marek porozmawiali jeszcze godzinkę z seniorami Dobrzańskimi i po nakarmieniu Igi udali się do pokoju mężczyzny. Gdy weszli Ula zdawała się być zaskoczona widokiem, który ujrzała. Pokój był dość duży, pomalowany na szaro. Na środku stało duże łóżko, pościel była obleczona w lekko zniszczoną podszewkę z wizerunkiem jakiegoś punkowego zespołu. Na ścianach było pełno plakatów również przedstawiający ten zespół. Oprócz tego na ścianie widniało też kilka płyt winylowych. Pod oknem stała półka, na której była dość pokaźna kolekcja płyt z muzyką. W pokoju była też meblościanka i biurko z komputerem. Szczerze mówiąc Ula zupełnie inaczej wyobrażała sobie pokój Marka. Myślała, że wyglądem przypomina pozostałe pomieszczenia rezydencji państwa Dobrzańskich. Jednak myliła się. 
U: To naprawdę był twój pokój? 
M: Tak, to tu odpoczywałem po szkole słuchając dobrej muzyki. Tylko tu mogłem być sobą, przy rodzicach musiałem zachowywać się jak na syna biznesmenów przystało. – Ula rozglądała się po pomieszczeniu, zaglądała do każdej szafki, aby poznać jak najwięcej szczegółów z życia narzeczonego. W końcu do jej rąk trafił dość gruby album, postanowiła go obejrzeć. Gdy tylko Marek zauważył poczynania ukochanej, natychmiast powiedział. 
M: O nie Ula, tylko nie to. 
U: A co wstydzisz się? 
M: Nie Ula, ale te zdjęcia są upokarzające, szczególnie z początku. 
U: No, ale Marek proszę pozwól mi. – Zrobiła maślane oczka, takiemu spojrzeniu nie mógł się oprzeć w końcu zrezygnowany powiedział. 
M: No dobrze. 
U: Dziękuję. – Usadowiła się wygodnie na łóżku, Marek usiadł obok niej i zaczęli oglądać. Na pierwszych stronach widniał Marek w pierwszych kilkunastu tygodniach życia. Na większości z nich był bez śpioszków. Wyglądał ślicznie, Ula ze wzruszeniem oglądała te zdjęcia. Miał czarną czuprynkę i piękne oczy. Teraz już wiedziała, po kim Iga odziedziczyła wygląd, szczególnie, jeżeli chodzi o włosy. Na następnych stronach były zdjęcia przedstawiające kilku letniego Marka. W końcu natrafiła na te z nastoletniego okresu jego życia. Na wszystkich miał buntowniczy wyraz twarzy, ubierał się na czarno. 
U: Oj Mareczku, byle Iga nie odziedziczyła po tobie tego charakteru, bo będzie z nami krucho.. 
M: Igunia na pewno nie, bo jest grzeczna jak aniołek, ale nasz synek. Kto wie. – Ula na te słowa zrobiła dziwną minę. 
U: Synek? 
M: Tak, za kilka lat postaramy się o rodzeństwo dla Igi. Jeżeli będziesz chciała. 
U: Nigdy o tym nie myślałam, do porodu żyłam w przekonaniu, że będę sama ją wychowywała i nigdy nie będę szczęśliwa. 
M: Uluś nie myśl już o tym, to było dawno. Teraz jesteśmy razem i nic tego nie zmieni. Kocham cię. 
U: Ja ciebie też Marek. Chodźmy spać, jestem już zmęczona. 
M: Dobrze, ty idź pod prysznic, a ja przygotuję łóżko. 
U: Okey. – Po kilkunastu minutach leżeli już na łóżku przytuleni i powoli odpływali do krainy snów. 
Następnego dnia wstali dość wcześnie chodziaż byli zmęczeni po ciężkiej nocy, jaką zafundowała im Iga. Dziewczyna ciągle płakała, aż w końcu nad ranem, gdy położyli ją u siebie w łóżku usnęła. 
M: Cześć kochanie. – Nachylił się i dał buziaka Uli. 
U: Cześć. – Oddała pocałunek. 
Marek nagle poczuł lekkie kopanie w brzuch, przypomniał sobie, że Iga leży z nimi. Spojrzał na córkę, ta nie spała wierzgając nóżkami. Przypatrywała się tatusiowi uśmiechając się. 
M: No i co ładnie jest się tak śmiać z tatusia? – Zapytał dziewczynki podając jej swój palec wskazujący. Ula zawsze lubiła przypatrywać się takim scenom. Marek miał wtedy taki szczęśliwy wyraz twarzy, było widać, że bycie ojcem sprawia mu przyjemność. 
Wstali i razem z Igą udali się na dół, tam przy stole siedzieli już Helena i Krzysztof czekając na nich ze śniadanie. 

Dwie godziny później byli już w swoim mieszkaniu, Ula położyła Igę do łóżeczka i razem z Marek wzięli się za wypisywanie zaproszeń ślubnych. Czekało ich dużo pracy w końcu planowali zaprosić około stu osób. Po jakimś czasie skończyli. 
M: No to mamy wszystko. Znajomym i najbliższej rodzinie wręczymy osobiście, a do dalszej rodziny wyślemy pocztą. A co z Dorotą? 
U: Właśnie nie wiem, jak wyślemy pocztą to jest ryzyko, że nie dotrze, a przez telefon nie wypada. 
M: Proste, możemy pojechać do Londynu i wręczymy jej osobiście. 
U: To nie jest dobry pomysł, mamy teraz tyle wydatków ślub, remont. 
M: Nie prawda Ula. Możemy lecieć do niej w przyszły weekend. Bilety to nie jest problem, weźmiemy ze sobą Igę, przecież Dorota nawet jej nie widziała. 
U: No dobrze, to zarezerwujmy bilety. 






„Aby znaleźć miłość 
Nie pukaj do każdych drzwi 
Gdy przyjdzie Twoja godzina 
Ona sama wejdzie do Twojego domu 
W Twe życie, do Twego serca” 

Nadszedł początek tygodnia, a co za tym idzie początek obowiązków. Mieszkańcy Warszawy od samego rana spieszyli się do pracy i szkoły przemierzając ogromne zaspy śniegu, które przykryły ulice stolicy minionej nocy. W tym roku zima była nieobliczalna, raz temperatury sięgające zera stopni i lekka odwilż, a następnego dnia zamieć i dwadzieścia stopni poniżej zera. Ludzie byli już zmęczeni tymi ciągłymi wahaniami pogody, tęsknili już za upałem i słońcem. Wśród tych oto osób byli też narzeczeni, którzy jechali do firmy Febo&Dobrzański wraz z córką. Jednak trudno tu mówić o jeździe, gdyż od piętnastu minut ruszyli się może o dziesięć metrów. Mieli ogromnego pecha, akurat na drodze zdarzył się wypadek, a do tego jezdnia nie była wystarczająco dobrze odśnieżona, co skutecznie utrudniało jazdę. 
U: Kurde blaszka, no! Umówiliśmy się na dziesiątą w konferencyjnej. A już jest wpół do, jak tak dalej pójdzie to się spóźnimy. – Powiedziała nerwowo patrząc na zegarek. Mieli się spotkać w firmie z pracownikami, aby wręczyć im zaproszenia na ślub, oprócz tego chcieli ogłosić też jedną ważną informację. 
M: Spokojnie kotku, zdążymy. 
U: Obyś miał rację. 
Rzeczywiście jakimś dziwnym trafem korek zmniejszył się i po dwudziestu minutach byli już w firmie. Do spotkania zostało dziesięć minut. Po przywitaniu się z Anią i Violettą poszli do gabinetu Marka. Rozebrali się z płaszczy i razem z Igą udali się do Sali konferencyjnej. Tam wszyscy zainteresowani czekali na właścicielów. Tak, właścicielów, Paulina z Aleksem zdecydowali się sprzedać udziały. Kupił je Krzysztof i wraz z Heleną przekazali je Uli jako żonie ich syna. Mimo tego, że Febo nie są już współwłaścicielami, dalej pracują w firmie. 
U: Witamy wszystkich. 
M: Jak wiecie w maju ja i Ula pobieramy się, dlatego już dziś chcemy was zaprosić na nasz ślub, który odbędzie się ósmego maja w podwarszawskim Rysiowie o godzinie piętnastej. – Rozległy się gromkie brawa, narzeczeni rozdali przyjaciołom zaproszenia. Gdy wszyscy chcieli już wychodzić, Marek ich zatrzymał. 
M: Moi drodzy, zostańcie jeszcze chwilę. Wiem, że do września jeszcze dużo czasu, ale chcemy już teraz uprzedzić was o zmianach w firmie. – Na te słowa pracownicy obruszyli się niespokojnie – Nie martw cię się, nikogo nie zwolnimy. Ula wróci do nas, gdy Iga skończy rok na stanowisko mojej drugiej asystentki, będzie pracowała razem z Anią. Natomiast Violettę za jej pracowitość w ostatnim czasie i ukończone studia awansuję na stanowisko dyrektora PR. Viola mam nadzieję, że się zgodzisz. 
Violetta stała jak słup soli, była zupełnie zaskoczona. Nie spodziewała się takiej wiadomości, co prawda poszła na studnia, ale nie myślała, że po tych wszystkich błędach Marek powierzy jej tak odpowiedzialne stanowiska. Jedno z jej marzeń spełniło się, zostały jeszcze dwa. Urodzić dziecko i być z Sebastianem do końca życia. Bardzo pragnęła zostać mamą, od dawna starają się o to z Sebą, jednak nie wychodzi. Już zaczynała myśleć, że nigdy to się nie stanie. 
M: Viola, powiedz coś. – Odezwał się zaniepokojony dziwnym zachowaniem Marek. Te słowa wyrwały ją z zamyślenia. 
V: Marek! Oczywiście, że się zgadzam! – Krzyknęła uradowana i uwiesiła się Dobrzańskiemu na szyi. 
M: Bardzo się cieszę. W takim razie zaczniesz od września, a teraz zapraszam wszystkich na szampana do bufetu, aby uczcić zmiany. 
Całą ekipą udali się na trzecie piętro, tam niespodziewanie zobaczyli Paulinę, która nie była na spotkaniu. Jednak nikt zbytnio się nią nie przejął. Ela rozlała szampana do kieliszków, Marek wzniósł toast. 
M: Kochani wypijmy za zmiany w Febo&Dobrzański, które mam nadzieję wyjdą na dobre. 
Wsz: Za zmiany! – Napili się. 
Po czterdziestu minutach wesołych dyskusji wszyscy oprócz Uli, Marka i Pauliny opuścili bufet. Narzeczeni zamówili sałatki i zaczęli rozmawiać. Iga siedziała u Uli na kolanach i bawiła się serwetką głośno gaworząc. 
U: Myślisz, że Viola poradzi sobie na nowym stanowisku? 
M: Myślę, że tak, ostatnio bardzo się zmieniła. Sumiennie wykonuje swoje obowiązki, przestała rozpowiadać wszystko na prawo i lewo. 
U: To prawda. Już nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do pracy. Lubię opiekować się Igusią, ale tęsknię za firmą i pracownikami. Na szczęście mama zdecydowała się opiekować Igą. 
M: Tak, w lato przeprowadzimy się do naszego domu to będziemy mieli blisko do rodziców. 
U: Wiesz czasami mam wyrzuty sumienia, że tyle dla nas robią. Wzięli na siebie cały remont domu, teraz opieka nad małą. 
M: Ula oni nie robią tego dla mnie, robią to dla ciebie i Iguni. – Nagle dziewczynka zaczęła płakać, Ula uspokajała ją. 
Do narzeczonych podeszła Paulina. 
P: To jest firma, a nie przedszkole, tu się pracuje. Niech pani uspokoi tego bachora. – Powiedziała z wyrzutem – w ogóle, kto pani pozwolił z nim tu przychodzić! – Dodała tym samym tonem. 
M: Paulina przystopuj. Po pierwsze jak widzę ty nie pracujesz tylko od godziny siedzisz tu i pijesz kawę, po drugie to nie jest bachor tylko dziecko, moje dziecko i nie pozwolę aby ktoś je obrażał. A po trzecie ja jestem tu prezesem i ja decyduję, co można, a czego nie. 
P: Wszyscy w tej firmie jesteście sobie warci. Banda idiotów. 
M: Uważaj na słowa. – Paulina aż zgrzytała zębami ze złości, jednak nic nie powiedziała, wyszła z bufetu z podniesioną dumnie głową. 

Tydzień minął wyjątkowo szybko. W firmie nie było dużo pracy, w końcu kolekcja się udała i jedynym zadaniem Marka było odbieranie telefonów z zamówieniami FD Pretty i podpisywanie dokumentów. 
Był piątek, tego dnia Ula z Markiem i Igą mieli polecieć do Londynu do Doroty. Cieplakówna od dobrych kilku dni żyła tym wyjazdem. Przecież od kilku miesięcy nie widziała się z przyjaciółką. 
M: Ula chodź już zaraz się spóźnimy. – Pospieszał narzeczoną stojąc przy wyjściu z bagażami. 
U: Już idę. – Wzięła Igę na ręce i wyszli z mieszkania. 
Na lotnisku było trochę zamieszania kontrola, bagaże jednak po pół godzinie siedzieli już w samolocie. Ula była trochę spięta, nie lubiła latać. 
-Proszę zapiąć pasy – usłyszeli kobiecy głos, zapięli pasy. Ula przytuliła mocniej córeczkę, która spała spokojnie na jej kolanach przypięta specjalnym pasem. Złapała również Marka za rękę. 
M: Kochanie nie bój się. – Powiedział uspokajającym głosem widząc roztrzęsioną ukochaną. 
U: Nie lubię tego, chodziaż już dwa razy leciałam. Teraz jestem spokojniejsza, bo ty jesteś obok mnie. 
Po chwili wzbili się w powietrze, Ula z ulgą wypuściła powietrze z płuc. 
Po kilku godzinach znaleźli się na lotnisku w Londynie. Tam ten sam pośpiech, jednak poszło im to sprawniej niż w Polsce. Teraz zostało tylko znaleźć Dorotę, która miała na nich czekać. Ula rozglądała się chwilę, gdy nagle w tłumie rozpoznała swoją przyjaciółkę. 
U: Marek, tam jest. – Wskazała palcem i popędziła w kierunku kobiety. – Dora! – Przytuliła Dorotę. 
D: Ulka! Zmieniłaś się. Jaka piękna dziewczynka? – Powiedziała na widok córki swojej przyjaciółki. 
M: Cześć. – Powiedział Marek podchodząc do nich. 
D: Cześć. Ty pewnie jesteś ten słynny Marek z opowiadań Uli. Nie mogła przestać o tobie mówić. – Przyjrzała się dokładnie mężczyźnie. Rzeczywiście miał urocze dołeczki w policzkach i te magnetyzujące oczy. Domyślała się, że jest przystojny, ale nie aż tak. 
U: Dorota! – Krzyknęła ze śmiechem, a jej policzki pokryły się uroczym rumieńcem. 
D: No, co? Niech wie jak za nim tęskniłaś. Dobra chodźcie do samochodu. – Wyszli z lotniska, na dworze spotkała ich miła niespodzianka, nie było ani grama śniegu i temperatura była wyższa niż w Polsce. 
U: Mówiłaś, że zrobisz remont, ale jak widzę nic tu się nie zmieniło od mojego wyjazdu. 
D: No wiem, jednak ostatecznie zrezygnowałam. Będziecie spali w tym pokoju, co ty wcześniej. Rozpakujcie się, a ja zrobię herbaty. 
Po kilku minutach usiedli w salonie sącząc gorący, bursztynowy płyn. 
D: No Ulka opowiadaj jak to było dokładnie z tym waszym pogodzeniem. Przez telefon nic nie zrozumiałam. 
U: Spotkaliśmy się z Markiem w sklepie no i zaczęłam rodzić. Zawiózł mnie do szpitala, okazało się, że mała potrzebuje krwi ojca. Ja nie miałam wyjścia i musiałam mu powiedzieć o tym, że jest ojcem. Nie chciałam, aby Iga umarła. Po krótkiej rozmowie pogodziliśmy się i tak już zostało. A propos chcemy zaprosić cię na nasz ślub. – Podała zaproszenie. 
D: Dziękuję, na pewno przyjadę. Gratuluję. – Przytuliła ich. 
U: Dziękujemy. 
Przez cały dzień rozmawiali, opowiadali sobie o różnych rzeczach. Było widać, że Dorota bardzo polubiła Marka, wiedziała, że jej przyjaciółka będzie z nim szczęśliwa. Był taki szarmancki, w jego każdym ruchu wobec niej dało się wyczuć ogromną czułość. Widziała jak na siebie patrzą. Ona też chciała znaleźć taką miłość, prawdziwą i na zawsze. Lecz ciągle wpadała na samych draniów zarówno tu jak i w Polsce. Jej pierwszym chłopakiem był Bartek Dąbrowski, który traktował ją tak samo jak Ulę. Gdy przyjechała do Londynu była zastraszana przez jakiegoś dresiarza, który widział jak dostała łapówkę od jednego z klientów banku, w którym była dyrektorem. Szantażował ją, że jak nie będzie z nim chodzić do łóżka to pójdzie na policję. Dorota bojąc się o swoją posadę zgodziła się na to. Lecz po jakimś czasie, gdy ją pobił zdecydowała donieść na niego na policję. Mężczyznę aresztowano, a ona znalazła pracę w prywatnej firmie. 
Przez kolejne dwa dni Ula oprowadzała Marka o mieście, pokazywała mu swoje miejsca, w których myślała nad życiem i bank, w którym pracowała. Marek był zachwycony tym wszystkim. Wiele razy podczas ich krótkiego pobytu dziękował Dorocie za opiekę, którą otoczyła Ulę po jej przyjeździe tutaj. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz