czwartek, 2 stycznia 2014

Miniaturka IV "Nie ma takich słów, które wyrażą to jak bardzo Cię kocham..."

Koszykówka… To sport, który dla wielu ludzi jest pasją. Jedni grają zawodowo w najsłynniejszych koszykarskich klubach, a inni traktują to jako rozrywkę po ciężkim dniu pracy. Grając rozładowują złość, odprężają się. Podczas takich meczy często dochodzi również do szczerych rozmów na różne tematy.

Do osób, które grają w koszykówkę dla rozrywki zaliczają się Marek Dobrzański i Sebastian Olszański. Ich miłość do tego sportu zaczęła się w pierwszej klasie liceum, dołączyli do szkolnej drużyny koszykarskiej. Szybko polubili grać w kosza, w locie pojęli zasady gry. Już po dwóch miesiącach ich wysiłek został ukoronowany. Razem ze swoją drużyną zdobyli Wojewódzki Puchar Gry w Koszykówkę. To nie była ich ostatnia nagroda, szkolna drużyna, w której grali sięgała po najważniejsze trofea. Marzyli, aby w przyszłości stać się najlepszymi i najsławniejszymi koszykarzami na świecie. Jednak życie napisało dla nich inny scenariusz, zaczęli pracować w biurze. Mimo niespełnionych marzeń nie zrezygnowali z koszykówki i grali razem po pracy dwa razy w tygodniu. W ten sposób rozładowywali swoje emocje, rozmawiali o problemach, które zaczynały się i kończyły na kobietach. Zawsze chwalili się swoimi nowymi zdobyczami i umawiali się na kolejne łowy w słynnym warszawskim klubie 69. Jednak od pewnego czasu, ku niezadowoleniu Sebastiana Marek zmienił nawyki. Nie chodził do klubu, a jego myśli zajmowała tylko jedna dziewczyna o pięknych, błękitnych oczach. Przez to zamiast rozmów o panienkach były rozmowy o Urszuli Cieplak. Marek podczas gry zwierzał się swojemu przyjacielowi ze swoich problemów. Wymyślali nowe plany jak przekonać Ulę, że Marek naprawdę ją kocha. Niestety wszystkie kończyły się fiaskiem.

Była środa, a co za tym idzie kolejny koleżeński mecz koszykówki. Jednak ten różnił się od innych. Oprócz Marka i Sebastiana w grze uczestniczyła jeszcze jedna osoba. Nie byłoby nic w tym złego (w końcu im więcej osób tym lepiej) gdyby nie był to Piotr Sosnowski – rywal Marka w „wojnie” o serce Uli. Marek z całego serca go nienawidził, tak naprawdę nie miał ochoty z nim grać. Chciał mu tylko po prostu dogryźć.
Marek, Sebastian i Piotr zgrali zacięcie każdy na każdego. Dwóm pierwszym panom wydawało się, że szybko i łatwo pokonają nędznego lekarzynę w koszulce polo. Jednak pierwsze minuty gry były na korzyść kardiologa.
Piotr wcale nie miał dużego doświadczenia w grze w koszykówce, nie grał długo. Zaciekawienie tym sportem pojawiło się na studiach, gdzie Piotr razem z kolegami w czasie przerw grali na szkolnym boisku. Często też zrywali się z zajęć, aby tylko zagrać mecz.
Sebastian bez skutku próbował trawić za trzy punkty, ciągle był blokowany przez Piotra. Marek rzadko był przy piłce, Piotr zawsze mu ją odbierał. Panowie jednak nie tracili nadziei, sądzili, że kardiolog niedługo się zmęczy i wtedy oni będą mieli swój czas. Niestety tak owy nie nadchodził. Seba właśnie po raz setny zmierzał oddać rzut, jednak znowu został zablokowany. Pech chciał, że przy „lądowaniu” źle stanął na nogę i z powodu bólu kostki musiał siąść na ławce. Na boisku został tylko Marek z Piotrem, Dobrzański miał już dość podchodów i chciał w końcu zyskać piłkę.
M: A ty co jeszcze się nie rozgrzałeś? – zapytał po kolejnym celnym rzucie Sosnowskiego, chciał go rozkojarzyć.
P: Jeszcze nie, zresztą koszykówka to nie mój sport. Wolę żagle. – oddał kolejny rzut do kosza.
M: Tak, ja słyszałem, że na nich fajnie się panienki wyrywa, nie? – teraz to Marek miał piłkę.
P: A nie próbowałem.
M: Nie? – grali punkt za punkt.
P: Ale wiesz co, to prawda. Chwile spędzone z dziewczyną na żaglówce… Bezcenne.
M: Pewnie żałujesz, że z Ulką nic nie wyszło, nie?
P: Tym razem nie wyszło, wyjdzie następnym.
M: A może nie wyjdzie, co? – Marek był coraz bardziej zdenerwowany.
P: A może wyjdzie i to już w ten weekend. – dolewał oliwy do ognia. – Co ty na to?
M: A może nie w ten weekend? Co ty na to?
P: Co dużo pracy macie?
M: W ten weekend mamy bardzo dużo pracy. – wściekły rzucił mu piłkę do rąk. – Więc może wyrwij sobie inną panienkę, co? Na żagle.
P: A może ty już sobie odpuść, co? Skoro i tak już spaprałeś sprawę? – atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, podał mu piłkę z impetem – Teraz to możesz jedynie jej kawę przynosić. – Marek już nie wytrzymał, rzucił Piotrowi piłkę i popchnął go tak, że upadł na ziemię. Zaczęli się bić, Sebastian utykając na nogę powoli podszedł do nich, starał się jakoś opanować sytuację. Jego starania poszły na Marnę. Marek uderzył Piotra w twarz tak, że ten się zachwiał i upadł na tartan.
S: Marek, co ty robisz wiesz jaka będzie afera? – powiedział do Marka.
M: Trudno.
Piotr wykorzystał chwilę nieuwagi rywala i skoczył mu na plecy. Zaskoczony Marek nie zdołał utrzymać równowagi i z całym impetem runął na ziemię. Nie miał już siły wstać, ogromny ból brzucha mu na to nie pozwalał. Piotr zyskał przewagę, wstał z Marka i zaczął go kopać. Dobrzański nie miał siły się bronić, Seba też był bezsilny. Sosnowski kopał bez opamiętania, a Marek był coraz słabszy. W ostatnim momencie na boisko wbiegła Ula.
U: Kurde blaszka no‼! Co tu się dzieje? – na jej widok Piotr natychmiast przestał. Marek nawet nie miał siły na nią spojrzeć – Marek do cholery jasnej co ty wyprawiasz? Mało ci? – niespodziewanie zaczęła krzyczeć na Marka, nie obchodziło ją to, że jest cały poobijany i obolały.
M: Ula to nie tak…- powiedział słabym głosem.
U: Nie tak! Nie rozśmieszaj mnie! To wszystko przez ciebie‼ - miała gdzieś jego tłumaczenia. On nie miał siły się jej przeciwstawić. Z serca bólem przyjmował kolejne słowa.
W końcu odezwał się Sebastian, który nie mógł już wytrzymać tego jak Ulka wyżywa się na jego przyjacielu.
S: Dosyć! Ulka czy ty tego nie widzisz? Marek cię kocha, robi wszystko, aby ci się przypodobać. Lata jak szalony, zarywa noce, abyś tylko była zadowolona! Ta intryga to był mój pomysł, Marek nie chciał cię oszukiwać. Ja go do tego zmusiłem. Gdy odeszłaś, był cieniem człowieka, nie było z nim żadnego kontaktu. Mówił tylko o tobie i o tym, że cię kocha. Teraz chce, abyś do niego wróciła. W jednym masz rację, to Marek zaczął tą bójkę, ale miał powody. Słyszałem co Piotr mówił, Marek cię tylko bronił! Dziewczyno ty nie masz litości! – wykrzyczał jednym tchem. – Popatrz na niego, on ledwo żyje, a ty zamiast mu pomóc to bronisz tego pożal się boże kardiologa! Przejrzyj na oczy!
Ula kilka sekund stała juk wmurowana, przetwarzała słowa powiedziane, stop wykrzyczane przez Sebastiana. Zdała sobie sprawę, że on ma rację. Zerwała się z miejsca i natychmiast znalazła się przy Marku.
U: Marek! – potrząsnęła nim lekko, nie reagował. – Marek! – bez skutku. – Sebastian dzwoń po karetkę! – po jej twarzy spłynęło kilka łez, dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że go kocha. A on może umrzeć… Przez nią, gdyby nie zgodziła się, aby Piotr z nimi poszedł nic by się nie stało. W pewnej chwili poczuła dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła głowę i zobaczyła Piotra. Odepchnęła go.
U: Zostaw mnie w spokoju! Coś ty zrobił idioto?! Przez twoje zachowanie on teraz może umrzeć! Nienawidzę cię! Zejdź mi z oczu! – w chwili gdy skończyła krzyczeć na Piotra przyjechało pogotowie.
Zabrali Marka do szpitala, zaraz za karetką jechała Sebastian razem z roztrzęsioną Ulą. Mimo, że bolała go noga, postanowił prowadzić.

Siedzieli na szpitalnym korytarzu, Markiem zajmowali się lekarze. Ula chodziła tam i z powrotem, nie potrafiła zapanować nad łzami.
U: Jak coś mu się stanie ja sobie tego nie daruję. To moja wina. – użalała się nad sobą.
S: Chcesz znać prawdę? Tak, to przez ciebie. Przez ciebie Marek się zadręczał, prawie nic nie jadł. Wiele razy przy mnie płakał. Ty byłaś dla niego zimna i bezwzględna.
Ula nic się nie odezwała, dobrze wiedziała, że Sebastian miał rację. Po kilkudziesięciu minutach z Sali Marka wyszedł lekarz. Ula od razu do niego podeszła.
U: Panie doktorze co z nim?
L: Jego stan jest stabilny. Ma złamane żebro i lekki wstrząs mózgu. Oprócz tego wiele pokaźnych siniaków na brzuchu i plecach oraz rozciętą wargę
U: Mogę go zobaczyć?
L: Tak, tylko proszę go zbytnio nie męczyć. Jest bardzo słaby.
U: Dobrze. – weszła do Sali, przeraziła się na jego widok. Miał szew na wardze i podbite oko. Jego tułów był schowany pod bandażem. Rozpłakała się jeszcze bardziej, usiadła na jego łóżku i delikatnie pogładziła go po dłoni.
M: Ula…- powiedział słabo.
U: Ciii… Nic nie mów. Marek chciałam cię bardzo przeprosić, dzięki Sebastianowi zrozumiałam to wszystko. Gdy pomyślałam, że mogę cię stracić przeraziłam się i coś do mnie dotarło. Marek ja cię tak bardzo kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. To przeze mnie teraz cierpisz. Wybaczysz mi to wszystko?
M: Uluś, oczywiście, że wybaczam. Nie ma takich słów, które wyrażą to jak bardzo Cię kocham. Też chcę cię przeprosić. – powiedział z trudem.
U: Nie ma za co kochanie. – przysunęła się do niego i delikatnie, aby nie zrobić mu krzywdy pocałowała go w usta. On mimo bólu odwzajemnił pocałunek.
Nareszcie był szczęśliwy… Niewyobrażalnie szczęśliwy...
 

1 komentarz: