czwartek, 2 stycznia 2014

Ula i Marek po pokazie FD Gusto XVII

M: Ula jak mogłaś mi to zrobić? Jak? – Jego ton był ostry, bardzo ostry- nie spodziewałem się tego po tobie. Znasz gościa jeden dzień i już się z nim całujesz? Nie na widzę cię rozumiesz? – Wyszedł trzaskając drzwiami. 




Tak właśnie Ula wyobrażała sobie to co zachwalę usłyszy od Marka, bała się tak cholernie się bała, że przez jeden głupi pocałunek, przez głupiego Marcina zniszczyła to o co tak długo walczyła… 

M: Ula wiem, wierzę ci, że ty tego nie chciałaś. Ja to po prostu wiem. - Powiedział spokojnym głosem 
U: Ale Marek naprawdę? – Zapytała z nadzieją w głosie. 
M: Tak kochanie, gdy zobaczyłem cię jak przyszłaś tutaj byłaś cała roztrzęsiona wyglądałaś jak byś ducha zobaczyła. 
U: Marek tak się cieszę! – Rzuciła się mężowi na szyję. – Przepraszam cię jeszcze raz bardzo cię przepraszam. – W jej oczach znowu pojawiły się łzy, tym razem łzy szczęścia. 
M: Nie masz, za co to nie twoja wina tylko tego pożal się boże Marcina. 
U: Mam, za co, w końcu ja też go pocałowałam. 
M: Byłaś w szoku, nie wiedziałaś, co robisz. Dziękuję ci, że przyszłaś do mnie od razu i mi o tym powiedziałaś. Nie chciałbym się tego dowiedzieć od niego. 
U: W końcu obiecaliśmy sobie, że nie będziemy mieć przed sobą tajemnic. Prawda? 
M: Oczywiście – pocałował Ulę – idę zrobić herbatę. 
U: Ja pójdę. 
M: Zostań, uspokój się, już wszystko dobrze. – Kobieta nic nie odpowiedziała, tylko promiennie uśmiechnęła się do Marka. 

W KUCHNI 
Marek wszedł do kuchni, zobaczył tam Marcina gotującego sobie zupkę w proszku. Mężczyzna nic nie odezwał się do Starczewskiego tylko postawił wodę na gazie. Marcin gdy zauważył kumpla powiedział. 
MS: Marek cześć. Co tam u ciebie? – Powiedział z fałszywym uśmieszkiem. 
M: Daruj sobie, Ula mi o wszystkim opowiedziała. Nie myślałem, że jesteś aż tak perfidny. Nie spodziewałem się tego po tobie. 
MS:, Co żonusia się poskarżyła? A swoją drogą Marek powiedz niezła z niej suka? – Powiedział z tym samym wyrazem twarzy. 
M: Ty dupku! – dopadł Starczewskiego i złapał go za bluzkę - Odpieprz się od mojej żony! Nie waż się o niej tak więcej powiedzieć rozumiesz? 
MS: Uuuu widzę, że bronisz żonci…Jak myślisz dałaby mi? – Marcin postanowił grać dalej, Marek starał się hamować, ale po tym, co usłyszał nie wytrzymał. 
Puścił Marcina tak, że ten aż się zachwiał, nim się obejrzał pięść Dobrzańskiego wylądowała na jego twarzy. Marcin się przewrócił. 
M: Gnojku! Nie zbliżaj się do niej, bo pożałujesz. – Marcin wstał, już chciał uderzyć Marka, ale ten był szybszy złapał go i wyrzucił za drzwi. 
Akurat woda się zagotowała, zalał herbatę i ruszył w stronę pokoju. Widział jeszcze Marcina usilnie próbującego wejść po schodach. Nie bardzo mu się to udawało patrząc na fakt, iż z takim impetem uderzył w podłogę, że najprawdopodobniej skręcił sobie kostkę. Marka jednak to nie wzruszyło, nie miał wyrzutów sumienia z tego powodu. Wiedział, że dobrze postąpił dając do zrozumienia Marcinowi, że Ula jest tylko jego. Miał nadzieję, że Starczewski już więcej nie wejdzie mu w drogę. 


Minęło kilka dni, zaczynał się trzeci tydzień pobytu Dobrzańskich wraz z Beatką w Zakopanem. Ula zapomniał już o incydencie z Marcinem, była szczęśliwa, że Marek uwierzył jej, że ona nie chciała tego pocałunku i porozmawiał z mężczyzną. Marcinowi został jeszcze jeden dzień pobytu. Po rozmowie z Markiem widywał się jeszcze z rodziną Dobrzańskich, ale to były czysto przypadkowe spotkania. Jednak Marek starał się, aby były one jak najrzadsze. 
Jak to często bywa na wakacjach pogoda popsuła i to bardzo? Od dwóch dni padał deszcz, było pochmurno, a do tego zimno. W ciągu zaledwie kilku dni z 28 czasami 30 stopni temperatura spadła do 15. Beatka z Julką były bardzo smutne, ciągle siedziały w pokoju i bawiły się. Dla Uli i Marka też nie była to zadowalająca sytuacja, mieli dużo planów, co do zwiedzania miasta. Jednak te plany musiały poczekać. 
Nastąpił kolejny szary dzień, pierwszy wstał Marek obudzony przez Julkę. Z pomocą córki i Beatki zrobił śniadanie dla całej rodziny. Gdy obudziła się Ula zasiedli do stołu.
B: Co będziemy dzisiaj robić? 
U: To, co zwykle siedzieć w pokoju. - Powiedziała zaspana jeszcze Ula. 
M: A ja mam pomysł. Pójdziemy na spacer. 
U: Marek na spacer? Leje jak z cebra. 
M: To, co? Założymy płaszcze przeciwdeszczowe, gumiaki, na wózek Łukaszka założymy folię i tyle. 
J, B: Tak prosimy! - Ożywiły się dziewczynki. 
Ula nie mając serca żeby im odmówić powiedziała: 
U: Dobrze po śniadaniu idziemy. - W salonie było słychać tylko pisk zadowolonych dzieci. 
************************************************* 
Warszawa 
W Warszawie pogoda była wręcz przeciwna do tej panującej w górach. Niebo było bezchmurne, słońce świeciło bezlitośnie nie dając odpocząć mieszkańcom stolicy. 
Temperatura w najgorętszym momencie dnia w cieniu sięgała 32 stopni. W słońcu było jeszcze więcej. 
W firmie Dobrzański Fashion pracownicy byli szczerze mówiąc nie przytomni z upału. Mimo klimatyzacji rozkręconej na ful czuć było bezlitosny gorąc. 
W jednym z gabinetów pracował niestrudzenie pewien niewątpliwie przystojny mężczyzna. Ubrany był w jeansy i elegancką koszulę z krótkim rękawie w kolorze błękitnego nieba. Po jego czole spływał pot. Właśnie męczył się nad jakimiś rozliczeniami za ostatnie pół roku. Nagle do jego gabinetu wparował księgowy. 
Ad: Cześć Aleksiu sprawę mam słuchaj. No, bo tak gorąco jest, a ja bym chciał zabrać Ewunię nad jezioro. Dziewczyna narzeka, że za mało czasu jej poświęcam i w ogóle. Mógłbym zrobić sobie dwa, no góra trzy dni wolnego? 
A: Zapomniałeś, że ja już tu nie rządzę? Od tego jest Dorota. - Powiedział lekko zirytowany tym, że ktoś mu przeszkadza, a w szczególności Adam Turek. 
Ad: No tak, ale Dorota przecież wyjechała do Hiszpanii, a ty ją zastępujesz. Szefie zgódź się proszę. - Złożył ręce w geście błagania. 
A: Adam wiesz, przecież ile mamy pracy. Raporty, rozliczenia, faktury. 
Ad: Aleksiu wiem, ale proszę Ewunia mnie zabije. 
A: No dobrze, ale od jutra dzisiaj dokończ robotę. 
Ad: Dziękuję, szefuniu kochany! - Uradowany Turek wybiegł z gabinetu. 
A: Idiota, kompletny idiota. - Powiedział pod nosem i wrócił do pracy. 
************************************************* 
Po zjedzonym śniadaniu wszyscy ubrali się i wyszli na wcześniej obiecany spacer. Deszcz padał coraz mniej. Zadowolone dzieci skakały po kałużach wydając przy tym przeróżne krzyki. Ula i Marek szli objęci, przed sobą prowadząc wózek, w którym Łukaszek smacznie spał. 
M: Widzisz, jakie dziewczynki są szczęśliwe? A ty nie chciałaś się zgodzić. 
U: Widzę, widzę i nam ten spacer dobrze zrobi. 
M: Masz rację. - Pocałował żonę, ta objęła Marka i całkowicie zatraciła się w jego pocałunkach. 
Dwójka kochających się ludzi stała objęta w parku i obdarowywała się pocałunkami. Ta chwile trwałaby wiecznie gdyby nie chrząknięcie rozbawionej sytuacją Beatki. Ula i Marek natychmiast oderwali się od siebie, na twarzy Dobrzańskiej pojawił się zdradziecki rumieniec. Objęła Marka i powiedziała: 
U: Idziemy dalej. 
************************************************* 
Aleks Febo dalej ślęczał nad papierami, gdy ponownie usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. Myśląc, że to znowu Adam nie odrywając wzroku od kartki powiedział: 
A: Adam ile razy mam ci powtarzać, że pracuję? Wyjdź zanim stracę cierpliwość. 
JS: Nie przeszkadzam? 
Aleks podniósł głowę, nie wierzył własnym oczom przed nim stał nie, kto inny jak Julia Sławińska. 
A: Julia, co ty tu robisz? 
JS: Po raz trzeci wróciłam na stare śmieci. Możemy porozmawiać? 
A: Jasne, siadaj. Napijesz się czegoś? - Spytał nadal oszołomiony Aleks. 
JS: Wody, jeśli mogę. 
A: Oczywiście. - Nalał do szklanki wody i podał ją kobiecie. 
JS: Dziękuję. 
A: Co u ciebie? 
JS: Wszystko dobrze. A u ciebie? 
A: Też. Co znaczyło "po raz trzeci wróciłam na stare śmieci?" 
JS: Trzeci raz wracam do Warszawy. Pierwszy przed pokazem FD Sportivo i zaraz wyjechałam. Drugi jakiś czas po urodzeniu córki Marka i Uli. Wtedy zaczęłam tutaj pracować jako dyrektor PR, ale po jakimś czasie musiałam jechać do Londynu, bo moja mama ciężko zachorowała. No, a teraz wróciłam, tym razem na dobre. 
A: Marysia zachorowała? Na co? - Zapytał zdziwiony Aleks. Znał mamę Julii, bardzo miła kobieta. 
JS: Miała raka, ale na szczęście został wyleczony. 
A: To straszne. 
JS: Jest Ula albo Marek? 
A: Nie wyjechali na urlop, wracają za tydzień. 
JS: A to szkoda no nic to ja się będę zbierać. - Wstała z miejsca. 
A: Julia poczekaj, usiądź. Porozmawiajmy. 
JS:, O czym? 
A: Gdy byłem w Mediolanie przemyślałem sobie wiele spraw i doszedłem do wniosku, że nie warto reszty życia spędzić na wiecznych konfliktach. Pogodziłem się z Markiem i Ulą. Przeprosiłem ich za całe zło, które ich przeze mnie spotkało. Myślałem również o nas. Julia chcę abyś wiedziała, że nie mam już do ciebie żalu o to, co zrobiłaś. Zrozumiałem we Włoszech, że tak musiało być, nie cofniemy już czasu. Przez ten cały czas bardzo za tobą tęskniłem. Julka kocham cię nadal bardzo mocno, moglibyśmy zacząć wszystko od nowa? 
JS: Aleks ja też cię kocham i to bardzo, marzyłam o tej chwili, ale nie wiem czy potrafię wymazać to wszystko i być z tobą. Muszę się zastanowić. Rozumiem, czekam na telefon. - Podszedł do kobiety i pocałował ją, oddała pocałunek, ale po chwili odsunęła się i powiedziała: 
JS: Cześć, niedługo się odezwę. 
A: Do zobaczenia, będę czekał. - Julia wyszła, a Aleks usiadł na fotelu i myślał nad tym, jaka może być odpowiedź Julii na jego pytanie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz