czwartek, 2 stycznia 2014

"Nigdy nie przestanę Cię kochać" IX - ostatni + informacja

Na tym się kończy to opowiadanie, miałam jeszcze kilka rozdziałów, ale niestety mój komputer wtedy się zepsuł i nie odzyskałam tego. Nie będę teraz tego dokańczać na siłę, zostanie tak jak jest.

Wesele trwało do białego rana, goście byli bardzo zadowoleni. Państwo młodzi zmęczeni udali się do pokoju hotelowego. Po kilku chwilach odpoczynku, Ula poszła do łazienki i przebrała się. Gdy wróciła Marek kompletnie zaniemówił. Dziewczyna była ubrana w lekką, koronkową bieliznę. Podszedł do niej i zaczął ją całować. Delikatnie, rozkoszując się smakiem jej truskawkowego błyszczyku. Zsunął jej ramiączko, przenosząc pocałunki na jej ramię. Po chwili szybkim ruchem zdjął biustonosz uwalniając tym samym jędrne piersi Uli. Całował je i dotykał. Dziewczyna była coraz bardziej rozpalona, stała w bezruchu śledząc poczynania swojego ukochanego. Pchnął ją na łóżko, ściągając ostatni skrawek materiału. Całował jej całe ciało, nie pomijając najmniejszego skrawka. Nagle wszedł w nią, aż jęknęła z rozkoszy. Pokój wypełnił się okrzykami obojga. Po kilku chwilach miłosnego uniesienia Marek wstał biorąc do ręki szampana. Nalał go do dwóch kieliszków i usiadł obok Uli podając jej jeden z nich. 
M: Za naszą miłość kochanie. 
U: Za miłość. – Wypili łyk musującego płynu. 
Nagle Marek wpadł na ciekawy pomysł. Przechylił kieliszek wylewając na brzuch Uli szampana. 
U: Kochanie, co ty robisz? – Zapytała zdziwiona i rozbawiona jednocześnie. 
M: Zobaczysz. – Po chwili zaczął spijać trunek z ukochanej, doprowadzając ją w ten sposób do rozkoszy. Niespodziewanie mężczyzna ponownie połączył się z Ulą. Wykonywał szybkie, lecz delikatne ruchy. Znowu zatopili się w rozkoszy. Jeszcze kilka razy powtarzali swe miłosne igraszki dopóki nie usnęli zmęczeni około godziny ósmej rano. 
Nie było im dane długo pospać, mieli dużo do zrobienia. Musieli jechać do domu, przebrać się i spakować w podróż poślubną, na którą wyruszali już następnego dnia. 
Upewnieni, że zabrali wszystkie potrzebne rzeczy pojechali do rodziców Marka, gdzie czekała na nich Igunia. Mieli zostać na noc u Dobrzańskich seniorów i z rana udać się na lotnisko. 
H: Dzień dobry kochani, wejdźcie. 
U, M: Cześć mamo. 
H: Chodźcie do salonu. – Przeszli do pomieszczenia, tam znajdowała się Igunia bawiąca się swoim ulubionym pluszakiem. 
U: Witaj kochanie! – Powiedziała stęskniona za córkę Ula, wzięła ją na ręce i mocno przytuliła. Marek pocałował dziewczynkę w czółko i siadł koło ukochanej. 
H: No i jak wyspaliście się? – Zapytała Helena kładąc na stole tacę z sokiem pomarańczowym i ciasteczkami. 
U: Można tak powiedzieć. A Igunia była grzeczna? – Powiedziała szybko zmieniając temat, czuła, że zaraz na jej twarzy pojawi się zdradliwy rumieniec. 
H: Jak aniołek. Spakowani na podróż? 
U: Tak, nie braliśmy dużo rzeczy w końcu to tylko cztery dni. 
H: No tak. Ale na pewno będą niezapomniane. 
Następnego dnia wstali dość wcześnie, pożegnali się z rodzicami i śpiącą jeszcze Igą. Udali się na Okęcie skąd polecieli do Portugalii. Nie mogli się doczekać tych kilku dni spędzonych sam na sam. Ula nigdy nie była nad morzem, dlatego była bardzo podekscytowana tymi krótkimi wakacjami. Po kilku godzinach wylądowali na lotnisku w Faro i wypożyczonym kabrioletem udali się w stronę oddalonej o trzydzieści kilometrów wioski Cabanas de Tapira. Była naprawdę piękna pogoda, portugalskie słońce świeciło niemiłosiernie, przez co temperatura wynosiła powyżej dwudziestu stopni Celsjusza. Niebo było bezchmurne, Ula zachwycała się cudowną okolicą oglądając piękne morze rozciągające się niedaleko drogi, którą jechali. Wreszcie dojechali pod wynajęty dom, w którym mieli spędzić najbliższe dni. Nie był duży, ale miał ogromny ogród z basenem i leżakami. 
U: Marek tu jest cudownie! Dziękuję, że mnie tu zabrałeś. 
M: Cała przyjemność po mojej stronie. Chodź do środka. – Dom miał jedną sypialnię, duży salon, kuchnię i łazienkę z dużą wanną. 
Po kilkudziesięciu minutach odpoczynku udali się na plażę w pobliskim porcie. 
Było pięknie, błękitna woda aż zachęcała do kąpieli. Znajdowały się tu również łódki, którymi można się było dostać na cudowną plażę Cabana otoczoną Oceanem Atlantyckim. 




M: To, co kochanie wypożyczamy łódkę? – Zapytał ciągnąc, Ulę za rękę w stronę wypożyczalni. 
U: No nie wiem… - wyglądała na lekko przestraszoną. 
M: Uluś nie bój się, będę przy tobie. – Przytulił ja, od razu poczuła się pewniej. 
U: No dobrze, chodźmy. – Wypożyczyli jedną z wielu łódek i wsiedli na nią. 
Pierwszy wszedł Marek i podał rękę Uli, aby pomóc jej wejść. Dziewczyna powoli weszła. 
M: Siedzisz wygodnie? 
U: Tak. 
M: No to płyniemy. – Odbili od brzegu, Ula rozluźniła się i zamoczyła rękę w letniej, morskiej wodzie. Była piękna pogoda, lekki ciepły wiatr muskał twarze zakochanych dając wrażenie, że jest jeszcze wyższa temperatura niż naprawdę. 
Płynęli wąską „dróżką”, naokoło nich było dużo ogromnych drzew, w oddali widzieli już zatokę połączoną z oceanem. Po niedługim czasie przybili do brzegu, na plaży nie było wiele osób, może, dlatego, że była ona oddalona od głównej drogi o kilkanaście kilometrów. Pewnie mało, kto wiedział o istnieniu tak uroczego miejsca. Weszli na piasek, od razu poczuli jego gorąc. Wokoło było kilka krzewów i budka z napojami i lodami. Rozłożyli koc, który mieli ze sobą i usiedli podziwiając piękno oceanu. Ściągnęli ubrania i zaczęli się opalać. Po jakimś czasie Marek wpadł na pewien pomysł. Wstał cichutko, tak, aby Ula go nie usłyszała. Szybko porwał ją w ramiona i biegiem ruszył w stronę wody. Ula była zaskoczona. 
U: Marek, co ty robisz? 
M: Zobaczysz. – Z impetem wbiegł do wody i postawił Ulę, zaczął ją namiętnie całować, ona lekko zaskoczona oddawała pocałunki z jeszcze większą zachłannością. 
Spacerowali brzegiem oceanu jedząc lody i podziwiając niesamowity zachód słońca. Zachowywali się jak zakochane nastolatki, tak też wyglądali. Byli roześmiani, opowiadali sobie przeróżne historie ze swojego życia. Na ich lekko opalonych dłoniach błyszczały złote obrączki – symbol ich miłości. Wiele osób patrzyło na nich z uśmiechem i zazdrością. 

„Kocham Cię 
okiem spragnionym, 
pieszczotliwą dłonią strumienia słodkich słów, 
czułą myślą 
Kocham Cię 
Wilgotnym słońcem świeżego poranka, 
melodyjnym śpiewem szklanych kropel deszczu, 
fal cichym szeptem 
i wiatru skrzydłem lekkim 
Kocham Cię 
aromatem tysiąca róż 
i niebem nieprzebranym 
Kocham 
sercem 
i dziękuję Ci za to 
że jesteś....” 

Violetta i Sebastian siedzieli w resteuracji „Różana” w centrum Warszawy. Dziewczyna była ubrana w prostą biało-czarną sukienkę na ramiączkach, włosy miała spięte w koka. Obydwoje rozmawiali, co chwile się śmiejąc. Jednak gdyby im się dokładnie przyjrzeć coś ich trapiło, nie do końca można było wybadać, co. Czy strach przed ważną rozmową? A może bali się, że zrażą czymś drugą osobę? Tego nikt nie wiedział, oprócz nich. Nagle mężczyzna wstał i podszedł do swojej ukochanej z dziwną miną, wyglądał na zdenerwowanego. 
V: Cebulku, co ci jest? Źle się czujesz? – Zapytała zaniepokojona zachowaniem swojego chłopaka. 
S: Wszystko dobrze. – Wziął głęboki oddech i wyciągając jakiś przedmiot z kieszeni uklęknął przed Kubasińską. – Violuś, bardzo wiesz, że cię kocham i nie mogę bez ciebie żyć. Wyjdziesz za mnie? – Powiedział z nadzieją w głosie. 
Violettę kompletnie zamurowało, łzy szczęścia stanęły jej w oczach. Marzyła o tej chwili od momentu, gdy zaczęła pracować w Febo&Dobrzański i poznała Sebastiana. Doskonale wiedziała jaki on jest, lubi imprezy i piękne kobiety, ale nie przeszkadzało jej to. Mimo, że było między nimi różnie, kwadratowo i podróżnie, jak to miała w zwyczaju mawiać Viola bardzo go kochała i chciała spędzić z nim resztę swojego życia. 
V: Oczywiście, że tak Sebuś! – Powiedziała i rzuciła się w ramiona od teraz już swojego narzeczonego. Ten uszczęśliwiony włożył na palec ukochanej srebrny pierścionek z brylantem i pocałował ją. Usiedli z powrotem do stołu i wrócili do kolacji. 
V: Seba, skoro tak dobrze się to wszystko układa to ja też mam dla ciebie niespodziankę. 
S: Jaką? 
V: Proszę. – Podała mu białą kopertę. Ten powoli ją otworzył i wyjął z niej zawartość. Dokładnie przyjrzał się temu i zaniemówił. Mianowicie w kopercie znajdowało się zdjęcie USG, co świadczyło, że Viola jest w ciąży. Będzie ojcem! Tak długo starali się o dziecko, że powoli już zaczynał wątpić, że kiedykolwiek im się uda. A tu taka niespodzianka! 
V: Sebulku dlaczego nic nie mówisz? 
S: Kochanie zupełnie odebrało mi mowę, bardzo, ale to bardzo się cieszę. – Po raz kolejny tego wieczoru połączyli się w pocałunku. 
Poranek w portugalskim Cabanas de Tapira nadszedł bardzo szybko. Pierwsza obudziła się Ula i z czułością popatrzyła na śpiącego obok niej Marka. Przypomniała jej się wczorajsza noc, czuła się wtedy tak wspaniale, po prostu nie da się tego opisać słowami. Był taki delikatny i kochany, tak naprawdę to on wprowadził ją do „tego” świata. Nie chcąc budzić męża, cicho wyślizgnęła się z pod kołdry i nałożywszy na siebie różową koszulę Marka wyszła na balkon. Oparła się o barierkę, pozwalając słońcu muskać promieniami jej twarz. Ten dzień zapowiadał się równie piękny jak poprzedni. Było bardzo ciepło, jak na tak wczesną porę dnia. Niebo było błękitne bez ani jednej chmurki. Przymknęła oczy i rozkoszowała się morskim powietrzem. Nagle poczuła na swojej talii tak dobrze znany jej dotyk. To był Marek, delikatnie przytulił Ulę, kładąc brodę na jej ramieniu. 
M: Witam panią Dobrzańską. – Powiedział radośnie, akcentując ostatnie słowo. 
U: Witam mojego męża. – Obróciła się przodem do niego i uśmiechnęła się. 

„Sensem życia jesteś Ty... 
Każda z Tobą spędzona chwila... 
Objęcia Twoje są ochroną duszy mej... 
Pocałunki największą rozkoszą.... 
Każde Twe słowo brzmi jak muzyka… 
Z Tobą piękna jest nawet cisza... 
Twój dotyk to szał moich wszystkich zmysłów... 
Twoje spojrzenie pełne blasku światłem dla mego serca... 
Moja MIŁOŚĆ do Ciebie jest najgorętsza, najpiękniejsza, 
Najcudowniejsza, najszczersza...” 


Stali przytuleni na balkonie, cieszyli się każdą wspólną chwilą. 
U: Marek dziękuję ci. – Powiedziała Ula przerywając ciszę. 
M: Za co? – Zapytał zdziwiony, nie wiedział, o co chodzi jego żonie. 
U: Za wszystko, za przy tobie czuję się bezpieczna i, że od dziewięciu miesięcy jestem najszczęśliwszą kobietą na ziemi. 
M: Kochanie nie ma, za co. – Przygarnął ją jeszcze mocniej do siebie, trwali by tak wiecznie, gdyby nie Ula, która miała duże plany na ten dzień. 
Zjedli szybkie śniadanie i udali się do centrum Cabanas de Tavira. 
Spacerowali objęci wąskimi uliczkami miasteczka. Było tak naprawdę uroczo, stare kamieniczki pomalowane na jaskrawe kolory komponowały się z błękitnym niebem dając niesamowity efekt. Dotarli na targ, było tam mnóstwo miejscowych sprzedających przeróżne rzeczy. Od kwiatów, przez ubrania, samochody po zwierzęta. Sprzedawcy wykrzykiwali portugalskie hasła mające zachęcić do kupowania. Oglądali wszystkie stragany, smakowali najrozmaitszych miejscowych przysmaków. W pewnym momencie podeszła do nich starsza kobieta z tulipanem w ręku. 
K: Você está linda juntos.* - Ula i Marek byli zdziwieni, kobieta dała Dobrzańskiemu kwiatka i odeszła. 
U: Wiesz, co powiedziała? 
M: Nie. – Szybko otworzył słownik polsko-portugalski i próbował odnaleźć słowa, które wypowiedziała nieznajoma. 
M; Powiedziała coś w stylu: „Pięknie razem wyglądacie”. A to chyba dla ciebie. – Podał jej tulipana. 
U: Dziękuję. – Powiedziała lekko zawstydzona. 
Cały dzień chodzili zwiedzając miasteczko. Byli oczarowani budynkami, które zobaczyli, a szczególnie Church of Nossa Senhora do Mar. Był to nieduży, biały kościółek z niską wieżą na której znajdowały się dzwony. 



Wieczorem tak jak poprzedniego dnia udali się na portową plażę. Usiedli na kamieniach pozwalając wodzie obmyć ich zmęczone wielogodzinnym zwiedzaniem stopy. Obserwowali niebo, było bezchmurne i błękitne jedynie nad horyzontem było widać czerwone smugi zachodzącego słońca. Długo siedzieli pogrążając się we własnych marzeniach, panowała cisza, która wcale im nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie, oni traktowali ciszę jak niemą rozmowę. Dosłownie czytali sobie w myślach. To było wyjątkowe, mało osób w dzisiejszych czasach umie porozumiewać się bez słów. W natłoku zajęć zapominali o uczuciach innych. Oni tak się nie zachowywali, słuchali siebie nawzajem i potrafili rozmawiać o wszystkim. Po kilkunastu minutach milczenia, pierwszy odezwał się Marek. 
M: Ula. 
U: Tak? 
M: Eu te amo. – Powiedział patrząc na „ściągę”, którą miał napisaną na ręce. Ula zaśmiała się wesoło widząc jak jej mąż nieporadnie próbuje mówić po Portugalsku. 
U: Co to znaczy? 
M: Kocham cię. 
U: No to w takim razie Eu te amo. – Uśmiechnęła się. 
Marek zbliżył się do Uli i musnął jej wargi, po chwili połączyli się w namiętnym pocałunku. 

Dwa dni później wylądowali na warszawskim Okęciu. Urlop w Cabanas de Tapira minął bardzo szybko i żal było wracać. Obiecali sobie jednak, że wybiorą się tam ponownie razem z Igą. Wsiedli do samochodu i udali się w kierunku domu Dobrzańskich seniorów. 
H: Witajcie kochani, pięknie wyglądacie. – Powiedziała Helena przytulając obojga, chodźcie do salonu. 
M: Gdzie tata? 
H: Pojechał do banku. Jak wam się podobało w Portugalii? 
U; Było cudownie, wspaniała pogoda, jeszcze lepsze widoki. Mogłabym tam zamieszkać. 
M: Kochanie zapamiętam to sobie. – Powiedział żartobliwie. 
Rozmowę przerwał im płacz dziecka. 
U: Ja do niej pójdę. – Ruszyła w stronę pokoju, w którym była Iga. 
M: Idę z tobą. – Ula wzięła córeczkę na ręce i mocno przytuliła – bardzo się za tobą stęskniłam. – Mała tylko uroczo się uśmiechnęła. 
H: Zostaniecie na obiedzie? 
U: Niestety nie, obiecałam Beatce, że jeszcze dzisiaj dam jej muszelki. A właśnie mamy też coś dla was. – Podała Helenie torebkę, w której było oryginalne portugalskie wino. 
M: Najlepsze w Portugalii. 
H; Dziękuję. Napijcie się chodziaż herbaty, jestem ogromnie ciekawa waszych wrażeń. 
U: Dobrze. – Uległa matce Marka. 
Po dwóch godzinach spędzonych w towarzystwie Heleny młodzi pojechali do Rysiowa. Weszli do kuchni, gdzie czekała na nich niezbyt miła niespodzianka. Mianowicie przy stole razem z Józefem siedział nie, kto inny jak Piotr Sosnowski. Ulę jak i Marka zatkało, szczerze mówiąc to mieli nadzieję nigdy więcej nie spotkać już tego mężczyzny. 
P: Witaj Ula. – Powiedział oczarowany jej wyglądem, na Marka zupełnie nie zwrócił uwagi. 
U: Cześć Piotr. – Odpowiedziała z lekką niechęcią. – Co ty tu robisz? 
P; Przejeżdżałem niedaleko i pomyślałem, że cię odwiedzę. Słyszałem, że wyszłaś za mąż i masz córkę. 
„Ta jasne przejeżdżałeś przypadkiem koło Rysiowa…Na pewno w to uwierzę.” – Pomyślała Ula z ironią, zastanawiała się, czego on może od niej chcieć. 
P: Możemy porozmawiać? 
U: Tak jasne. – Odpowiedziała z zawahaniem. – Chodź do mojego pokoju. 
Marek usiadł na krześle i bawił się z Igą. 
J: Napijesz się czegoś? 
M: Wody jeśli można. 
J: Oczywiście. – postawił przed nim szklankę z napojem. – Jak urlop? 
M: Dobrze, znakomicie się z Ulą bawiliśmy, morze, piasek i do tego wysoka temperatura. Widoki też cudowne. A zresztą pokażę ci zdjęcia. – wyciągnął aparat i zaczął pokazywać teściowi zdjęcia. Na większości z nich była roześmiana Ula pozująca na tle zabytków lub oceanu. 
J; Rzeczywiście tam było pięknie. 
M: Nie mieliśmy jeszcze okazji porozmawiać. Tato jak ci się podobało wesele? 
J: Piękne, wzruszający ślub, ale najważniejsze żebyście byli szczęśliwi. Jak tak na was patrzę to przypominają mi się szczęśliwe lata z mamą Uli. Ach...tak bardzo mi jej brakuje. – do oczu Józefa zaczęły napływać łzy. 
Marek nie bardzo wiedział co ma powiedzieć, nie powie, że mu współczuje, bo nie ma pojęcia o tym co przeżywa Cieplak. Było mu jednak bardzo przykro, przypomniał sobie płacz Uli gdy był z nią na cmentarzu i wzruszenie wyczuwalne w jej głosie kiedy opowiadała mamie o swoim życiu. 
Po kilkunastu minutach Piotr zdenerwowany wyszedł z domu Cieplaków, a Ula udając, że nic się nie stało wróciła do kuchni. 
U; Tatko, a Beti jest jeszcze w szkole? – zapytała z udawanym uśmiechem, Marek nie dał się na to nabrać i od razu zauważył, że coś jest nie tak. 
J: Powinna zaraz wrócić, o już jest. – powiedział słysząc skrzypnięcie drzwi wejściowych. W progu stanęła Beatka. 
B: Ulcia! Marek! Nareszcie wróciliście! – rzuciła się im w ramiona. 
U: Cześć kochanie. 
B: Przywieźliście mi muszelki? 
M: Jasne, trzymaj – podał jej reklamówkę. 
B: Łał, ale ich dużo. Dzięki. – pocałowała Marka w policzek. 


Młodzi Dobrzańscy siedzieli wraz z Józefem i Beatką przy stole pijąc kawę i śmiejąc się z wesołych historyjek opowiadanych przez jedenastoletnią dziewczynkę. Miała ona coś takiego w sobie, że natychmiast zdobywała sympatię dorosłych. Tak było z Markiem, który, gdy przyjeżdżał do Rysiowa jeszcze za czasów, gdy Ula była jego sekretarką. Od początku polubił tą małą, zawsze wesoło rozmawiali. A, gdy przyjeżdżał do domu Cieplaków jako chłopak Uli, Beatka wciągała go do różnych gier i chciała, aby czytał jej bajki na dobranoc. Bardzo polubiła Marka i tylko jemu opowiadała o swoich problemach, co było dziwne, ponieważ zawsze jej powiernicą była Ula. Marek wysłuchał jej uważnie chodziaż czasami śmiał się w duchu z problemów Beatki i podsuwał jej najodpowiedniejsze rozwiązanie. Beti to tak naprawdę pierwsze dziecko, z którym miał bliższą styczność. Ula przyglądała się ich rozmową i była pewna, że jak Iga dorośnie, to Marek będzie jej autorytetem i będzie miała z nim świetny kontakt, tak samo jak jest teraz między nim i Beatką. 
B: A na tym rysunku jestem ja, ty, Ulcia i Iga. – tłumaczyła Beti siedząc na kolanie Marka, jednocześnie bawiła się z Igą, która siedziała na drugim kolanie mężczyzny. Ogromnie się za nim stęskniła przez te cztery dni. 
M: Bardzo ładny obrazek. To już wszystkie rysunki, które chciałaś mi pokazać? 
B: Tak. 
M: To pomogę ci je ułożyć. 
B: Nie, nie one są dla ciebie. 
M: Naprawdę? Dziękuję kochanie. – pocałował ją w czółko i uroczo się uśmiechnął. 
Radosną atmosferę przerwał Jasiek, który wpadł do domu z impetem zamykając drzwi i bez przywitania pobiegł na górę. 
J: Jasiek! Jasiek! Złaź natychmiast! – krzyczał Józef stojąc koło schodów prowadzących na piętro. Odpowiedziała mu cisza. – Jasiek cholera jasna złaź, Ula z Markiem przyjechali! 
M: Tato spokojnie, ja z nim porozmawiam. – podał Uli Igę i udał się na górę, zapukał do pokoju chłopaka, nie usłyszał odpowiedzi. Mimo to postanowił wejść. Jasiek leżał na łóżku z twarzą ukrytą w poduszce. 
M: Jasiek co jest? – zapytał siadając koło niego. – Jasiek? – powtórzył po chwili jeszcze raz. 
Jas: Daj mi spokój. – obruszył się. 
M; Stary, co się stało. Mi możesz powiedzieć, przysięgam nie powiem nikomu. – nie dał za wygraną. Jasiek obrócił się na plecy, pod okiem miał śliwę od pobicia. 
M: Jasiu co się stało? 
Jas: Skończyły się lekcje, poszedłem do szatni, gdy wychodziłem ze szkoły zobaczyłem na korytarzu Kingę całującą się z moim najlepszym kumplem Robsonem. Podszedłem do nich i nic nie mówiąc wyciągnąłem go przed szkołę. Zaczęliśmy się bić, na szczęście nauczyciele tego nie widzieli. Jestem wściekły na Kingę, nie rozumiem jak ona mogła mi to zrobić. 
M: Nie za ciekawa sytuacja, rozmawiałeś z Kingą? 
Jas: Po co? Nie chce jej znać! 
M: Mimo wszystko musisz to z nią wyjaśnić, wysłuchać. Nie popełnij tego samego błędu co ja i Ula. Nie wyjaśniliśmy sobie tego wszystkiego i przez to oboje cierpieliśmy. Może da się to uratować. Spróbuj, nic nie stracisz, a wiele możesz zyskać. 
Jas: Chyba tak zrobię, dzięki stary. Równy z ciebie gość. – podał mu rękę. 
M; Nie ma za co Jasiek. Powiesz prawdę ojcu? 
Jas: Nie, powiem mu, że miałem lekką sprzeczkę. Proszę nie mów nikomu. 
M: Nie ma sprawy. Chodź na dół. – oboje zeszli do kuchni. 
J: Matko Boska Jasiek co ty znowu zrobiłeś? 
Jas: Nic, lekka sprzeczka. 
J: Ja już nie mam do ciebie siły. Przyłóż sobie lód. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz