czwartek, 2 stycznia 2014

Ula i Marek - inna historia IV

Nadszedł piątek, najbardziej wyczekiwany dzień przez wszystkich. Zaczynał się weekend, który przy tak pięknej pogodzie zapowiadał się wspaniale. Jedyni z pewnie wielu szczęśliwców, którzy wyjeżdżają na weekend z miasta byli Ula i Marek. Pracowali ochoczo kończąc załatwianie spraw z wczoraj.
U: Obsługę mamy, drukarnię zostawiamy na poniedziałek no to jeszcze fotograf.
M: Arturem się nie martw, umówiłem nas z nim dzisiaj o pierwszej.
U: Dobra, to ja idę na lunch do bufetu. Przyjdę za pół godziny.
M: Pewnie leć. – Wyszła z gabinetu.
Po kilku minutach weszła do pomieszczenia na trzecim piętrze budynku. Podeszła do bufetu i zamówiła u Eli bułkę i herbatę. Usiadła koło swoich przyjaciółek.
U: Hej dziewczyny.
I, A: Hej Ula. Co u ciebie?
U: Dobrze, trochę dużo pracy, ale daję radę.
E: Słuchaj Ula – zaczęła Ela dosiadając się do nich – jutro organizujemy z dziewczynami małą imprezę. Przyjdziesz?
U; Niestety nie mogę, jadę dzisiaj z Markiem i Marysią do Zalesia na weekend.
E: No…Czemu nic nie mówisz? Sama z Markiem na weekend, życzę powodzenia. – Uśmiechnęła się tajemniczo.
U: Elka! Po pierwsze nie jedziemy sami, bo jedzie też Mańka, a po drugie jesteśmy tylko przyjaciółmi!
E: No dobra, dobra wyluzuj.
I: Nieważne. Ula powiedz lepiej jak tam przygotowania do pokazu.
U: Znakomicie. Mamy już salę, obsługę, fotografa idziemy załatwiać dzisiaj no i jeszcze drukarnia. A jak Pshemko?
I: O dziwo spokojny. Nie denerwuje się, wprowadza jeszcze drobne poprawki do kolekcji.
U: To dobrze, mam nadzieję, że dalej taki będzie. Bo z tego, co słyszałam od Marka to potrafi nieźle wariować.
I: Najgorsze przed nami.

Pół godziny przed pierwszą Ula i Marek zbierali się spotkanie z fotografem. Ruszyli w stronę resteuracji Bacaro. Na miejscu czekał już na nich Artur.
M: Cześć Artur, pozwól, że ci przedstawię Ula Cieplak, moja asystentka. – Artur spojrzał na Ulę ciekawym spojrzeniem. Zauroczyła go.
U: Dzień dobry.
A: Artur Kaczmarek miło mi panią poznać. – Pocałował ją w dłoń.
Marek od razu zauważył, jakie wrażenie wywarła na Arturze jego przyjaciółka i obruszył się niespokojnie.
A: Siadajmy. – Usiedli i zamówili kawę. – Jak sobie wyobrażacie ten folder? Ula?
U: Myślę, że ma być prosty, niezbyt wymyślny.
A: Dobrze, tutaj są szablony, wybierz proszę ten, który ci się podoba. – Ula wzięła od niego kilka kartek i zaczęła oglądać.
U: Myślę, że ten.- Powiedziała po chwili. – Marek, co myślisz? – Powiedziała do nieobecnego Marka, który przez całe spotkanie uważnie przyglądał się zachowaniu Artura. Nie podobał mu się sposób, w jaki patrzył na Ulę – Marek? – Powtórzyła.
M: Co? A tak, pokaż. – Wyrwał się z rozmyślań i wziął od Uli szablony. – Tak, masz rację ten będzie idealny.
A: Dobrze, no to jeszcze zostały nam warunki umowy.

Po godzinie negocjacji doszli do porozumienia i sporządzili umowę wstępną, pożegnawszy się z Arturem wyszli z resteuracji i wsiedli do samochodu.
M: Ula nie mamy już nic do zrobienia, może już teraz pojedziemy do Zalesia?
U: Myślę, że to dobry pomysł.
M: To, co najpierw jedziemy po twoje rzeczy?
U: Tak. – Ruszyli w stronę mieszkania, w którym mieszkała Ula. Wzięli torbę i pojechali do domu Marka. Weszli do domu, w salonie pani Jadzia, opiekunka Mani bawiła się z dziewczynką.
U,M; Dzień dobry.
Mar: Tata, ciocia Ula! – Rzuciła im się w ramiona.
M: Pani Jadziu, zmiana planów, my już teraz wyjeżdżamy. Jest pani wolna.
J: Dobrze, dziękuję. Dowidzenia.
U,M: Dowidzenia.
Marek wziął ogromną torbę z ubraniami swoimi i Mani i wyszli z domu. Wygodnie usadowieni w aucie, wyruszyli do  Zalesia Górnego. Podczas drogi panowała wesoła atmosfera. Dziewczynka prezentowało nowe piosenki, których nauczyła się od pani Jadzi. Po niespełna 45 minutach zajechali pod mały drewniany domek, w którym mieli spędzić najbliższe dni.


Wysiedli i rozejrzeli się wokół, było naprawdę uroczo. Ich domek był mały, otoczony małym laskiem. Było tam tak cicho, że słyszeli przepiękny śpiew ptaków. Przed domem był niewielki ogródek, w którym znajdowała się altanka i murowany grill.
U: Pięknie tu. – Powiedziała zachwycona Ula.
M: Masz rację, cisza i spokój, to, czego nam potrzeba. Chodźmy do środka. – Wziął walizki i razem z Ulą i Mańką weszli do domku. Był przytulnie urządzony, niewielki korytarzyk prowadził do kuchni połączonej z salonem, w którym znajdował się kominek. Weszli na górę, znajdował się tam jeden ogromny pokój i dość duża łazienka z jacuzzi.
Wzięli się za rozpakowywanie, nie zajęło im to dużo czasu, po pół godzinie zeszli na dół. Mania razem z Ulą poszła do ogrodu, a Marek zadeklarował się zrobić na obiad swoją specjalność – zapiekankę makaronową. Wyjął na blat potrzebne składniki i wziął się za przygotowania. Co chwilę jednak spoglądał przez duże okno na swoją przyjaciółkę i córkę. Patrzył na nie z uśmiechem, bardzo dobrze się dogadywały. Czasami Marek wyobrażał sobie, że to z Ulą tworzy rodzinę. Byliby na pewno bardzo szczęśliwi, Ula jest zupełną przeciwnością Pauliny, która nie widzi nic poza czubkiem własnego nosa. Zamiast interesować się mężem i córką, która teraz najbardziej potrzebuje obecności matki to ona cały czas jeździ do Aleksa, albo po prostu zamyka się w sypialni i z niej nie wychodzi. Marek coraz częściej zastanawiał się nad rozwodem. On jej nie kochał, ona chyba też nie. Tak byłoby lepiej zarówno dla Pauliny jak i Marka. Dla Mani nic by się nie zmieniło, ona i tak nie traktuje Pauliny jak matki, zastępuje ją Marek, który cały czas czuwa nad nią. Boi się jednak trochę reakcji swoich rodziców, którzy tak naprawdę niczego nie wiedzą. Zawsze jak jadą do Dobrzańskich seniorów to zachowują pozory szczęśliwej i kochającej rodziny. „Koniec!”- Skarcił się w myślach Marek. „Muszę coś z tym zrobić, mam już tego wszystkiego dosyć”- jego rozmyślania przerwała Mania, która wbiegła do kuchni.
Man: Tato, tato patsz*, co ciocia Ula mi dała. – Powiedziała i pokazała mu wianuszek ze stokrotek.
M: Piękny kochanie, przymierz. – Włożył go dziewczynce na główkę. – Wyglądasz jak księżniczka. – Pochwalił córeczkę – no wracaj do cioci Uli, zaraz będzie obiad.
Man: Dobrze.
Powrócił do gotowania, zakończył rozmyślanie na temat Pauliny, postanowił, że musi się rozwieść. Dla dobra swojego i Mani.

Tymczasem w Warszawie.
W Febo&Dobrzański praca toczyła się swoim rytmem, nie było już tej bieganiny, co przez kilka ostatnich dni. Wszystko do nadciągającego pokazu było gotowe. W przyszłą środę projekty kreacji mają trafić do szwalni, nic nie powinno się już wydarzyć.
Zupełnym przeciwieństwem do atmosfery panującej w całym FD była ta w gabinecie Aleksandra Febo. Aleks siedział w lekkim napięciu czekając na swojego niezdarnego księgowego. Wiele razy miał ochotę go zwolnić, bo ogromnie działał mu na nerwy, ale wiedział, że nie może tego zrobić., Drugiego takiego naiwnego człowieka, który zrobi dla ciebie wszystko bojąc się o swoje cztery litery nie znajdzie. Aleks usłyszał ciche pukanie do drzwi, po chwili do gabinetu wpadł Adam Turek.
Ad: Aleksiu, mam! Popatrz, zupełnie inne! Ten pomysł to był strzał w dziesiątkę!
 A: Adam przestań. Usiądź i daj te cholerne kartki. – Powiedział z ogromnym spokojem.
Ad: Proszę – podał swojemu szefowi plik kartek, ten zaczął je uważnie oglądać.
A: No brawo Adam, cztery wystarczą. Pshemko już nie ma?
Ad: Nie, cała pracownia jest pusta.
A: Wspaniale, to teraz idź i połóż je tam gdzie leżą pozostałe. A i nie zapomnij o oryginałach!
Ad: Jasne szefuniu już się robi. – I już go nie było.
A: No Mareczku, szykuj się na kolejną klęskę. – Powiedział sam do siebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz