sobota, 4 stycznia 2014

"Cieszyć się, czy płakać?" III

Kolejny rozdział, znowu krótki. Przepraszam, ale nie mogę się zebrać na dłuższy rozdział, nie o tej tematyce. Wena by mnie zamęczyła i to jest jedyny powód dlaczego piszę to opowiadanie, ponieważ nienawidzę takich tematów.

Gdy Ula się uspokoiła Marek zaczął rozpakowywać rzeczy, które kupił jej po drodze do szpitala. Nagle Natalia zaczęła płakać, Ula na to nie zareagowała. Marek nie wiedząc, co ma zrobić wziął córeczkę na ręce i poszedł do pokoju pielęgniarki znajdującego się naprzeciwko sali numer siedem.
- Przepraszam, ale mała płacze i nie wiem, co mam zrobić. – Powiedział wchodząc do pomieszczenia
-Pan jest mężem Urszuli Cieplak? – Skinął głową – Zachowanie pańskiej żony mnie niepokoi. Od wczoraj praktycznie nie zajmuje się małą, nie przychodzi do niej jak płacze. Nic. Nie interesuje się nią. – Powiedziała przy okazji zmieniając zręcznie pampersa noworodkowi.
- Boże…I co ja mam teraz zrobić?
- Zrobimy tak. Poczekamy jeszcze do jutra, może pani Ula zacznie się zajmować córką, jeśli nie to przyprowadzę do niej psychologa. To mi wygląda na coś w rodzaju depresji poporodowej, no i jeszcze śmierć drugiego dziecka.
- Dobrze, zgadzam. Kiedy Ula i Natalia będą mogły wyjść ze szpitala?
- Pojutrze.
- Mam nadzieję, że do tej pory coś się poprawi, bo ja nie mam pojęcia o postępowaniu z tak małymi dziećmi. Nie dam sobie rady.
- Jeżeli to jest depresja poporodowa to nie będzie tak łatwo. Mam pomysł, teraz akurat nie mam nic do roboty, więc mogę pokazać panu takie podstawowe rzeczy. Wbrew pozorom to nie jest trudne i z pewnością szybko się pan nauczy. – Uśmiechnęła się.
- No dobrze. – Zgodził się, nie miał innego wyjścia. Przez około godzinę pielęgniarka pokazywała Markowi jak zmienić pieluszkę, jak nakarmić malucha i jak ubrać żeby nie zrobić mu krzywdy. Dobrzański próbował i jak na pierwszy raz całkiem dobrze mu szło.
- Dziękuję bardzo, miała pani rację to nie jest takie trudne. Pójdę już – wziął dziecko i wyszedł z gabinetu.

Dwa dni później wszedł do szpitala. Dzisiaj miał odebrać swoje dziewczyny. Nie wiedział, czego ma się spodziewać, czuł, że w najbliższych dniach czy tygodniach będzie pełnił funkcję i ojca i matki. W ostatnich dniach sytuacja z Ulą nie uległa zmianie, dalej się nie interesowała Natalią. Nawet już się nie odzywała do niego. Gdy się o coś pytał odpowiadała mu głucha cisza. Był zdezorientowany, nie miał pojęcia, dlaczego odtrącała to dziecko, dlaczego odtrącała jego wsparcie, miłość. Czyżby obwiniała go o śmierć Sary? Tego nie wiedział i pewnie nigdy się nie dowie.
Wszedł do sali, w której leżała Ula.
- Gotowa? – Zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Ula leżała na łóżku w ubraniu i czytała książkę. Spojrzał na Natalię, ona nadal była w śpioszkach. Westchnął, rzucił torbę, którą miał w ręku na podłogę i wziął na ręce córeczkę. Położył na przewijaku i wyjął ubranka, które przyniósł. Delikatnie, pamiętając o wskazówkach udzielonych mu przez pielęgniarkę ubrał ją w różowo-szary komplecik. Na dworze było ponad dwadzieścia stopni, więc 


Weszli do ich mieszkania na Siennej. Ula od razy skierowała swoje kroki do sypialni. Marek nic nie powiedział, popatrzył tylko ze smutkiem na zamykające się za nią drzwi. Nie tak wyobrażał sobie czas po porodzie, nie tak jak to teraz wygląda. Ale nie mógł nic zrobić, ostatnie dni to pasmo złych zdarzeń. Otrząsnął się natychmiast. – Muszę przestać wiecznie rozmyślać i analizować każde zdarzenie. Teraz muszę się zająć Natalią, ona mnie potrzebuje. – Skarcił się w myślach. Wziął na ręce córeczkę i powędrował do jej pokoiku. Przebrał małą i usiadł na kanapie kładąc ją sobie na kolanach. Przypatrywał się jej bardzo uważnie. Miała kruczoczarne włoski, a jej oczy były kopią oczów Uli, spoglądały na niego dwa chabry. Pogłaskał ją po policzku, a na jej twarzy pojawił się zarys nieporadnego jeszcze uśmiechu. Jednak to wystarczyło, aby zobaczył dołeczki w policzkach, dokładnie takie same jak on miał.
- Jesteś taka śliczna córeczko. – Wyszeptał i ucałował ją w czółko.
Lia, tak od kilku dni pieszczotliwie mówił do córeczki, zaczęła ziewać, więc położył ją w łóżeczku i delikatnie przykrył kocykiem. Niemal natychmiast zasnęła, Marek powędrował do kuchni i postanowił przygotować obiad.

Stali na rysiowskim cmentarzu, po ich policzkach ciekły łzy. Wokół nich stało wiele osób ze współczuciem widocznym na twarzach. Rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi a także osoby, które Ula znała tylko z widzenia, wszyscy zebrali się tutaj, aby pożegnać malutkie dziecko. Nie mogli w to wszystko uwierzyć, nie wiedzieli, dlaczego Bóg tak pokarał to młode i miłe małżeństwo, przecież byli tacy szczęśliwi. 
Ula stała tępo wpatrując się w to, co robią panowie z zakładu pogrzebowego. Wpuszczali do dziury na linach malutką trumienkę, a następnie nasunęli na nią wielką płytę. W tym momencie Ula nie wytrzymała, zaczęła przeraźlimała na pewno nie zmarznie. Włożył ją do nosidełka i poszedł na chwilę do pielęgniarki powiedzieć, że wychodzą i podziękować za wszystko. Wrócił do sali i powiedział do Uli.
- Kochanie, chodź idziemy. – Ula natychmiast wstała, wzięła torebkę i wyszła.

Jechali do domu w milczeniu, ciszę przerywały tylko, co jakiś czas dźwięki wydawane przez ich córeczkę. Marek chciał coś powiedzieć, ale bał się jak zareaguje Ula. Czuł się w tej sytuacji bardzo dziwnie. Nie wiedział, co jest lepsze, ta cisza czy jakby Ula cały czas płakała. Nie miał pojęcia… Jednak szybko musiał skończyć te rozmyślania i skupić całą swoją uwagę na drodze. Przecież wiózł swoje dwa skarby, nie mógł dopuścić, aby wydarzyła się kolejna tragedia. wie płakać ledwo potrafiła utrzymać się na nogach. Widząc to Marek natychmiast przygarnął ją do siebie i mocno przytulił. Płakali razem, wszyscy patrzyli na nich smutno, lecz tak naprawdę nikt nie wiedział, co oni czują. Obecni na tym pogrzebie złożyli kwiaty na prowizorycznym jeszcze grobie i odeszli. Nawet najbliższa rodzina, wiedzieli, że młodzi potrzebują teraz czasu, nie chcieli się narzucać. Józef Cieplak z grobową miną zaproponował rodzicom Marka obiad. Oni ocierając łzy zgodzili się i razem ruszyli w stronę domu Cieplaków. Ula i Marek zostali sami, dalej trwali wtuleni w siebie. W wózeczku przed nimi leżała Natalia, zupełnie nieświadoma tego, co się dzieje spała w najlepsze. 

2 komentarze:

  1. Paulina

    Przede wszystkim chcę podziękować za dedykację dla mnie pod poprzednim rozdziałem. Tak się wciągnęłam w jego treść, że zupełnie zapomniałam o tym napisać, co czynię w tej chwili.

    Sytuacja nie wygląda dobrze. Ula ma naprawdę depresję poporodową, bo ma wszystkie klasyczne jej objawy. Główny to ten, że nie interesuje się córką. Mam nadzieje, że to minie w miarę szybko, choć wyjście z takiego stanu bywa bardzo trudne. Marek sam na pewno nie podoła. Nie uda mu się pogodzić pracy z zajmowaniem się maleństwem i żoną. Pochowanie Sary też z pewnością nie odbije się na Uli pozytywnie i jeszcze tylko może pogłębić ten stan. Ciężki okres przed nimi i myślę, że wiele będzie zależeć od determinacji Marka i od jego postawy.
    Trudny temat podjęłaś. Chyba nie czytałam żadnego opowiadania, które poruszałoby sprawę depresji poporodowej. Ja sama napisałam opowiadanie, które dopiero czeka w kolejce na publikację, a porusza problem odrzucenia dziecka przez ojca, nie przez matkę. To też niewesoła historia, chociaż w konfiguracji odwrotnej sądzę, że jest o wiele trudniej, bo dziecko bardziej potrzebuje właśnie matki, która się nim zajmie, będzie karmić i przytulać. Ciekawa jestem jak to rozwiążesz.
    Smutny rozdział ale wciąż liczę na to, że i dla nich zaświeci słońce.
    Serdecznie Cię pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Droga Paulino !

    Bardzo się cieszę,że wróciłaś! I to z tak pięknym opowiadaniem. Aczkolwiek poruszającym bardzo trudny problem. Śmierć dziecka, chyba najbardziej niesprawiedliwa... Strata dziecka dla większości rodziców jest wydarzeniem traumatycznym. Wydaje mi się,że w przypadku Uli żałoba po stracie dziecka przebiega w sposób bardzo prawidłowy. Wszytskie etapy mają miejsce. Faza negacji i niedowerzania, następnie faza zamkniecia w sobie, która opisałś w tej czesci jest normalna i wskazana dla prawidłowego przebiegu żałoby. Ula obwinia o śmierć dziecka Marka, córke ,lekarzy i pewnie przedewszystkim siebie.W tych dnaich potrzebuje wsparcia. Nie powinna byc pozostawiona sama sobie. No i pogrzeb bardzo ważny element żałoby pozwolił im pozegnac się z córeczką, której tak naprawdę nie mieli okazji poznac.

    pozdrawiam Biedronka

    Ps Przez ten czas stęskniłam się za Twoimi opowiadaniami

    OdpowiedzUsuń