czwartek, 2 stycznia 2014

Ula i Marek po pokazie FD Gusto XXV

KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ 
Nadszedł czerwiec, a wraz z nim gorące, słoneczne dni. Ludzie nie wytrzymując już upałów uciekali do cienia, ochładzając się lodami oraz zimnymi napojami. W weekendy, gdy mieli wolne wyjeżdżali nad wodę, aby odetchnąć od nagrzanej Warszawy. 
W rodzinie Dobrzańskich nie zmieniło się zbyt wiele. Julka Dobrzańska czternastego lutego skończyła trzy lata, a jej rodzice – Ula i Marek szóstego marca obchodzili trzecią rocznicę śluby. Prowadzili spokojne, szczęśliwe rodzinne życie. Najmłodszy członek rodziny – Łukaszek miał już siedem miesięcy, był bardzo podobny do swojego ojca. Chłopiec raczkował i gaworzył. Julia bardzo się cieszyła, że ma braciszka, lecz niepokoiło ją, że zabiera jej zabawki. Ula nadal karmiła Łukasza piersią, nie spieszyła się z powrotem do pracy. Chciała jak najwięcej czasu poświęcić dzieciom, więc razem z Markiem postanowili, że zacznie pracować po nowym roku, gdy chłopiec skończy roczek. 
W rodzinie Cieplaków również wiodło się dobrze. Beatka kończyła trzecią klasę szkoły podstawowej, a Jasiek i Kinga skończyli wreszcie studia. 
Kinga Cieplak była w dziewiątym miesiącu ciąży, poród miał nadejść na dniach, bardzo się bała czy sobie poradzi w roli matki, jednak bardzo wspierał ją Jasiek. 

Tego dnia Ula i Marek zorganizowali małe spotkanie rodziny Cieplaków, na które zaprosili Jaśka, z Kingą oraz Alę z Józefem i Beatką. 
Panowała przyjemna atmosfera, wszyscy siedzieli w salonie prowadząc luźną rozmowę na temat tegorocznego urlopu państwa Dobrzańskich. 
U: Nie mogliśmy się z Markiem zdecydować, gdzie pojechać, ale jednak wybraliśmy Zakopane. 
Józ: Ah Zakopane… Miałem tam przyjaciela, chodziliśmy razem do liceum potem on tam wyjechał. Często do niego jeździłem, z chęcią bym się tam wybrał. 
M: No to, jaki problem, możecie jechać z nami. 
B: Tak! Tato proszę! 
Józ: Ależ synu ja nie powiedziałem tego specjalnie, abyście nas zabrali ze sobą. 
M: Wiem tato, ale ja mówię poważnie. Ula, co o tym sądzisz? 
U: Świetny pomysł, spędzimy razem trzy tygodnie. To jak? 
Józef z Alą spojrzeli na siebie i po chwili zgodnie odpowiedzieli: 
Józ, A: Zgoda. 
B: Jest! – Z ust Beatki wydał się wesoły okrzyk. 
Snuli plany dotyczące tego, co zwiedzą podczas wyjazdu do Zakopanego, aż nagle usłyszeli przerażający krzyk Kingi. Oznaczał on, że dziewczyna zaczęła rodzić. 
W domu Dobrzańskich zrobiło się małe zamieszenie. W końcu Ula, Marek, Kinga i Jasiek udali się do szpitala. Co prawda Ula namawiała Józefa żeby pojechał, lecz ten powiedział, że woli poczekać w domu i przy okazji razem z Alicją zająć się dziećmi. 
Po kilkunastominutowej jeździe wreszcie dotarli do szpitala. Kinga była coraz bardziej zestresowana, czym doprowadziła do tego samego stanu swojego męża. Po wytłumaczenie pielęgniarce zaistniałej sytuacji, Kinga wreszcie wylądowała na Sali porodowej. Jasiek niestety nie mógł jej towarzyszyć. Razem z siostrą oraz szwagrem siedział na korytarzu przed salą, z której słychać było coraz głośniejsze krzyki kobiety, nerwowo tupiąc nogami. 
U: Jasiek uspokój się, wszystko będzie dobrze. 
Jas: Ula, ale ja tak bardzo się denerwuje. Chciałbym być teraz przy niej. 
U: Wiem braciszku wiem. – Przytuliła swojego brata. 
Mijały godziny i nic, Ula, Marek i Jasiek, co chwilę słyszeli krzyki Kingi. Cieplak chodził po korytarzu w tą i z powrotem. 
Gdy minęła dziewiąta godzina, z Sali wyszedł lekarz, Jasiek od razu zerwał się na równe nogi, a Ula, która spała w ramionach męża nagle się przebudziła. 
L: Mam dobrą i złą wiadomość. – Janka przeszył strach. 
Jas: Proszę mówić. 
L: Ma pan dwóch synów. – Na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech. – Niestety pana żona nie żyje. Przykro mi. – Jasiek stanął jak wryty, po jego twarzy spływały łzy. 
Ula rozbudziła się, z niedowierzaniem patrzyła na lekarza, Marek nie miał pojęcia, co w tej sytuacji zrobić po prostu siedział nie odzywając się ani słowem. 
Jas:, Ale jak to? – Dopiero po chwili odważył się zadać to pytanie. 
L: Pani Kinga miała wadę serca, o której nie wiedzieliśmy, nie wytrzymała takiego wysiłku. Przepraszam, muszę zbadać dzieci. – Lekarz zniknął za drzwiami Sali. 
Jasiek stał nadal nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał jego ukochana żona nie żyje. Nie miał pojęcia, co robić. Czy cieszyć się z narodzin synów, czy płakać nad zmarłą żoną? 
Ula wstała i objęła brata, lecz ten wyrwał się jej i pobiegł przed siebie. 
M: Pójdę za nim, zostań tu. 
U; Dobrze – powiedziała Ula, po jej twarzy zaczęły spływać łzy. Bardzo lubiła swoją szwagierkę, a teraz ona umarła. Weszła do Sali, którą wskazał jej lekarz, aby zobaczyła swoich bratanków. W plastikowych łóżeczkach leżeli chłopcy owinięci kocem, byli tacy maleńcy. Ula przyjrzała się im uważnie. Oboje byli bardzo podobni do Kingi. 

TYM CZASEM – PRZED SZPITALEM 
M: Jasiek! Zaczekaj! – Krzyczał Marek, wreszcie dogonił go. 
Jas: Daj mi spokój. 
M: Jasiek chodź wróćmy tam.. Wiem, że ci ciężko, ale nie możesz się załamywać! 
Jas: Gówno wiesz, Marek odwal się ode mnie. Nie mam już po co żyć. – Marka bolały słowa, które wypowiedział Jasiek, ale nie miał mu tego za złe. 
M: Jasiek masz synów, musisz dla nich żyć, musisz być silny. – Nagle Jasiek obrócił się przodem do szwagra, po jego twarzy strumieniami spływały łzy. Podszedł do Marka i jak dziecko przytulił się do niego. Dobrzański nic nie mówiąc objął ramieniem brata swojej żony i skierowali się z powrotem do budynku. 

Gdy znaleźli się pod salą, Ula siedziała na krześle i czekała na nich. 
U: Chodź Jasiek. – wzięła brata za rękę i weszła z nim do pokoju. – Zobacz to twoje dzieci. 
Chłopak ze wzruszeniem przypatrywał się dwóm małym istotką leżącym w łóżeczkach. To byli jego synowie, musi dla nich żyć. Marek mu to uświadomił i wie, że musi tak zrobić. 
Jednak nie był w stanie pogodzić się ze śmiercią żony. Dlaczego akurat oni? Przecież byli tacy szczęśliwi. Tak bardzo się kochali, bardzo chcieli mieć dzieci i wychować je w szczęśliwej rodzinie. W ciągu jednej chwili stracił najważniejszą osobą, ale zyskał dwie równie ważne. Nie wiedział, co teraz będzie, jak otrząśnie się po śmierci Kingi i jak poradzi sobie z wychowaniem dzieci. Nigdy nie miał większej styczności z tak małymi dziećmi, nie licząc Julki i Łukasza, bo nimi tak naprawdę nigdy na dłuższą metę się nie opiekował. 


Jasiek przyglądał się chwilę chłopcom, lecz niestety musieli już wyjść. 
U: Jasiu, razem z Markiem postanowiliśmy, że na jakiś czas przeprowadzisz się do nas z chłopcami. 
Jas: Ale Ula ja nie chcę robić kłopotu, poradzę sobie. 
M: Jasiek my nie wątpimy w to, że sobie poradzisz, ale przecież musisz się nauczyć opieki nad noworodkami. Ja i Ula ci pomożemy. 
Jas: No dobrze, niech wam będzie. – We trójkę udali się do wyjścia z budynku, po chwili jechali już ulicami ciemnej Warszawy wprost do domu Dobrzańskich Juniorów. 
W czasie drogi panowała cisza, nikt nie miał odwagi jej niszczyć. Jasiek siedział ze smutną miną, po jego twarzy spływały łzy, Ula głaskała brata po ramieniu było jej bardzo przykro z powodu Kingi. Marek w skupieniu prowadził samochód, co chwilę kątem oka zerkał na szwagra. 
Nie minęło dwadzieścia minut, gdy dojechali pod dom, wysiedli, kiedy podeszli pod drzwi Jasiek wziął głęboki oddech. 
Jas: No to teraz muszę im powiedzieć. – Weszli do domu, w salonie siedział Józef z Alicją. 
Józ: No i jak? Wszystko dobrze z dziećmi? Jak się czuje Kinga? – Młody Cieplak na dźwięk ostatniego pytania znowu zalał się łzami. 
Józ: Jasiek, co się dzieje? 
Jas: Kinga nie żyje. – Józef z Alicją z przerażeniem przenosili wzrok z Jaśka, na Ulę i na Marka. W końcu odezwała się Ula. 
U: Kinga miała wadę serca. Nie wytrzymała wysiłku. 
A: Ale jak to lekarze nie wiedzieli? 
U: Powiedzieli nam, że nie. 
Józef przytulił syna. 
U: Postanowiliśmy, że Jasiek z chłopcami zamieszkają u nas na jakiś czas. 
Józ: My się już będziemy powoli zbierać, przyjedziemy jutro. 
M: Tato, ale przecież Beatka śpi, zostańcie na noc jest na tyle miejsca. 
A: Józku to jest dobry pomysł. 
Józ: No dobrze. 
Ula pokazała Jaśkowi pokój gdzie miał zamieszkać, a Ala i Józef udali się do pokoju, w którym spała Beti i również położyli się spać. 
U: Janek, a masz numer do rodziców Kingi? Przecież oni o niczym nie wiedzą. 
Jas: Mam, ale ja nie dam rady zadzwonić. 
U: Nie martw się ja to zrobię. 
Jas: Dzięki – podał siostrze karteczkę, na którym widniał numer do ojca Kingi. 
U: Dobry wieczór, z tej strony Urszula Dobrzańska siostra Jaśka. Przepraszam za tak późną porę, ale mam dla pana dwie ważne wiadomości. 
PM: Dobry wieczór, nic się nie stało, o co chodzi? 
U: Otóż ma pan wnuków, Kinga kilka godzin temu urodziła. 
PM: To cudownie! 
U: Ale niestety pańska córka nie żyje. 
PM:, Ale jak to? – Ula słyszała w słuchawce załamujący się głos ojca dziewczyny. 
Dobrzańska opowiedziała dokładnie, co się wydarzyło, pan Matysiak był zrozpaczony, zapytał się o stan Jaśka i zadeklarował, że zięć może liczyć na ich pomoc. Ula podziękowała, wytłumaczyła, że razem z dziećmi zamieszka na razie u nich. 
Po tej rozmowie kobieta postanowiła się położyć, gdy weszła do sypialni zobaczyła Marka, który leżał na łóżku i najwyraźniej na nią czekał. Ula szybko przebrała się koszulkę nocną i położyła się koło męża. Przytuliła go mocno. 
U: Czy nad naszą rodziną wici jakieś fatum? Najpierw moja mama teraz Kinga, ciekawe, kto następny, może ja. 
M: Kochanie, co ty mówisz, śmierć Kingi to wina tylko i wyłącznie lekarzy, którzy nie przeprowadzili odpowiednich badań przed podjęciem decyzji o sposobie porodu. A ty kotku nie umrzesz już ja tego dopilnuję. – Pocałował ukochaną w czoło. – Spróbuj zasnąć. 
Ula chwilę jeszcze się kręciła, ale jednak usnęła, a Marek zastanawiał się nad słowami Uli. 
To ona chce mieć jeszcze ze mną dzieci?- Pomyślał – zapytam się jej jutro. – Po chwili też odpłynął do krainy Morfeusza. 
NAZAJUTRZ 
Marka obudził ból brzucha, uchylił powieki i zobaczył nad sobą zadowoloną Julkę, która siedziała mu na brzuchu. 
M:, Co tu robisz szkrabie? – Powiedział ze śmiechem i zaczął łaskotać córkę. 
J: Nic, tylko cię budzę. 
M: I ty to nazywasz niczym? Nie ładnie – pogroził jej palcem, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. 
J: Przepraszam tatusiu. – Przytuliła się do ojca i pocałowała go w policzek. 
Dla takich chwil dobrze jest udawać – pomyślał i powiedział: 
M: Nic się nie stało kochanie, idź do swojego pokoju, zaraz przyjdę do ciebie, pomogę ci się ubrać i zrobimy śniadanie, dobrze? 
J: Dobrze. – Julka posłusznie poszła do pokoju. Marek wstał wziął szybki prysznic, narzucił na siebie jeansy i T-shirt, udał się do pokoju córki. Pomógł jej założyć spodnie i bluzeczkę, razem udali się do kuchni i wzięli się za przygotowanie śniadania. Marek postanowił przygotować jajecznicę z szynką. Julka siedziała na krześle i przyglądała się tacie. Po chwili do kuchni weszła Beatka. 
B: Hej Marek hej Julka. 
M: Cześć Beatko, jak spałaś? 
B: Dobrze. – Uśmiechnęła się szeroko. Po nastroju dziewczynki stwierdził, że nie wie, co się wczoraj wydarzyło. Postanowił jej nie mówić, po prostu nie wiedział jak to zrobić, zostawił to Józefowi i Alicji. Miał tylko nadzieję, że Beatka nie zapyta o Kingę. – Co robicie? 
M: Śniadanie. 
B: Mogę wam pomóc? 
M: Pewnie, weź chleb z dolnej szafki po prawej stronie i poukładaj kromki w koszyczku. 
B: Dobrze. 
Po pół godzinie całą rodziną siedzieli przy stole zajadając się pyszną jajecznicą. Tylko Jasiek nic nie jadł. Było po nim widać, że nie spał w nocy, miał podkrążone oczy. Teraz nie płakał, ale na jego policzkach było widać świeże ślady łez. 
Po zjedzonym posiłku wszyscy poszli do ogrodu, Julka z Beatką bawiły się w piaskownicy, a Józef, Alicja, Jasiek, Ula i Marek z Łukaszkiem na rękach rozmawiali popijając sok pomarańczowy. 
Jas: Nie potrzebnie wam siedzę na głowę, przecież jedziecie w lipcu do Zakopanego. 
U: Trudno przełożymy wyjazd. 
Józ: Nic nie musicie przekładać my z Alicją zostaniemy tutaj i pomożemy Jaśkowi. 
M: Nie, tato nie musicie zostawać poradzimy sobie. 
A: Zostaniemy, pojedziemy innym razem. 
M: To jak chcecie, ale Beatka, przecież może jechać z nami. 
Józ:, Ale to będzie kłopot. 
U: Poradzimy sobie, będziemy mieć przynajmniej opiekunkę do Julki. A jak Beti przyjęła śmierć Kingi? 
A: Jak wy byliście w kuchni to jej powiedzieliśmy, zaczęła płakać, a potem wytłumaczyłam Beti, że teraz mieszka z jej mamusią i jest jej dobrze. 
U: Ona jest bardzo wrażliwa. 
M: Beatko chodź tutaj na chwilę! – Zawołał Marek, po chwili dziewczynka stała już przy nim. 
B: Tak? 
M: Chcesz jechać ze mną, Ulą, Julką i Łukaszkiem do Zakopanego? 
B: Tak! Ale dlaczego tata i Ala nie pojadą? 
M: Muszą pomóc Jaśkowi z dziećmi to jak? 
B: Pewnie! – Przytuliła się do Marka i wróciła do zabawy. 
M: A właśnie Jasiek wymyśliłeś już imiona dla chłopców? 
Jas: Tak, całą nocą nad myślałem Tomek i Kacper. Kacper to ten z niebieskimi oczami, a Tomek z brązowymi. 
U: Bardzo ładne imiona. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz