czwartek, 2 stycznia 2014

Ula i Marek po pokazie FD Gusto XXIII

Był kolejny mroźny, zimowy dzień. Śnieg sypał jak oszalały jeszcze bardziej dodając uroku białemu krajobrazowi, który od kilku tygodni widzieli mieszkańcy Warszawy. Wielkimi krokami zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Do tego pięknego czasu został nieco ponad tydzień, dokładnie osiem dni. Dla dzieci święta to prezenty od Świętego Mikołaja, a dla dorosłych czas spotkania z rodziną, której niekiedy długo nie widzieli. Rodzina Dobrzańskich juniorów te święta miała spędzić z rodziną i przyjaciółmi. Bowiem na wigilię zostali zaproszeni do Rysiowa, w pierwszy dzień świąt do rodziców Marka, a w drugi do Violetty i Sebastiana. 
Ulice Warszawy były przyozdobione lampkami, na większych placach w mieście stały ogromne choinki, którymi zachwycały się nie tylko dzieci, ale również dorośli. 
Dom państwa Dobrzańskich również był ozdobiony, nad drzwiami wisiały światełka świecące na różne kolory. Na drzwiach wisiał stroik świąteczny, a na ramie okna był Mikołaj, który wspinał się po drabinie z workiem pełnym prezentów. 
W sypialni tego domu znajdującego się na ulicy Turkusowej w dzielnicy Wesoła spały dwie osoby. Kobieta i mężczyzna. Brunetka, o niebieskich oczach, które teraz były zamknięte i oszałamiającej figurze obejmowała mężczyznę o kruczoczarnych włosach i szarych jak lodowiec oczach. Te dwie osoby, Urszula i Marek Dobrzańscy byli szczęśliwym małżeństwem od ponad dwóch lat. Byli w sobie szaleńczo zakochani poznali się w firmie, której on był prezesem, a ona jego asystentką. Ta niepozorna i mówiąc wprost brzydka dziewczyna z Rysiowa zawróciła w głowie przystojnemu Casanovie. Od tego czasu są nierozłączni, co prawda były drobne problemy i kłótnie, ale ich miłość zwyciężyła. Od dwóch lat są razem i mają dwójkę cudownych dzieci. Dwuletnią, Julkę, która podobna jest do swojego ojca i około trzytygodniowego synka Łukaszka, który też jest podobny do taty. 
Dochodziła godzina ósma, gdy kobieta obudziła się i otworzyła swoje niebieskie niczym ocean oczy. Gdy odzyskała trzeźwość myślenia i zorientowała się, która jest godzina powiedziała do swojego męża, który spał obok: 
U: Marek wstawaj już ósma. – Pocałowała go w usta żeby się przebudził. 
M: Już wstaję kochanie – powiedział zaspanym głosem przeciągając się. 
U: To ja pójdę zrobić śniadanie. 
M: Dobrze. 
Ula założyła szlafrok i zeszła na dół, po drodze do kuchni włączyła lampki znajdujące się na choince i udała się do właściwego pomieszczenia. Zrobiła śniadanie i usiadła przy stole w tej właśnie chwili do jadalni wszedł Marek. 
U: Siadaj – mężczyzna usiadł zgodnie z poleceniem ukochanej. 
M: Julka jeszcze nie wstała? – Zapytał zdziwiony, gdyż jego córka zawsze wstawała wcześniej niż on. 
U: Nie, to pewnie przez tą bajkę, co wczoraj wieczorem oglądaliście. 
M: Pewnie tak. 
Gdy zjedli śniadanie Marek zaczął się szykować do wyjścia. 
M; Wrócę po siedemnastej. 
U; Dobrze. 
M: Kocham cię pa. 
U: Ja ciebie też – jeszcze ostatni, pożegnalny całus i mężczyzna wyszedł z domu. 
Kilka sekund po tym jak drzwi zamknęły się do salonu wbiegła Julka w pidżamce. 
J: Tatuś już poszedł? 
U: Tak przed chwilą. 
J: Szkoda. 
U: Siadaj i jedź. – Dziewczynka zaczęła jeść, a Ula udała się do sypialni, aby się ubrać. Gdy to zrobiła zeszła z powrotem to salonu. 
J: Mamusiu, co będziemy dzisiaj robić? 
U: Pójdziemy na spacer i przy okazji zrobimy zakupy. 
J: Dobrze. 
Około godziny jedenastej Ula i Julka szykowały się do wyjścia. Dobrzańska ubrała Łukaszka i pomogła włożyć dziewczynce kurteczkę. Po kilku minutach szły już ulicą prowadzącą do parku. Ula pchała wózek równocześnie jedną ręką trzymała Julkę za rękę. Gdy były już na miejscu spacerowały ścieżkami napawając się rześkim powietrzem. Park, w którym obecnie się znajdowały nie był parkiem koło firmy, a mimo to był bardzo do niego podobny. Położony był kilkaset metrów od domu Dobrzańskich. Znajdował się w nim również staw tylko, że trochę większy od tego koło DF. Julia biegała po śniegu, który sięgał jej po kolana, Uli to się nie podobało. 
U: Julia! Natychmiast wychodź z tego śniegu! 
J: Nie! – Dziewczynka jak rzadko była uparta 
U: Julia! – Ula coraz bardziej się denerwowała. 
J: Nie! 
Ula już nie wytrzymała, zaciągnęła hamulec w wózku, aby nie odjechał, podeszła do dziewczynki i wzięła ją na ręce. Julka zaczęła płakać, ale Uli to nie wzruszało, wróciła na ścieżkę, odblokowała wózek i razem z płaczącą Julią na rękach ruszyła przed siebie pchając wózek jedną rękę. 
Po czterdziesto minutowym spacerze i zakupach. Ula z dziećmi wróciła do domu, rozebrała siebie i Łukaszka. Nakarmiła go i włożyła do łóżeczka. Julka nadal obrażona na mamę, że zrobiła straszną rzecz i wyciągnęła ją ze śniegu zdjęła kurtkę, czapkę i kozaki natychmiast poszła do swojego pokoju bawić się. 
Kobieta po krótkim odpoczynku, który bezwzględnie się jej należał po wysiłku, którym niewątpliwie był spacer z rozbrykaną Julią wzięła się powoli za gotowanie obiadu. 
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ 
Było kilkanaście minut po siedemnastej, gdy Ula siedząca w salonie usłyszała dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Po chwili do domu wszedł Marek. Rozebrał się i przeszedł do salonu. 
M: Witaj kochanie. – Powiedział i pocałował żonę, potem usiadł obok niej. 
U: Cześć Marek. Jak w pracy? 
M: Dobrze, przygotowania do zebrania zarządu podsumowującego rok powoli się kończą/ 
U: To dobrze, przecież zebranie jest już dwudziestego ósmego grudnia. 
M: Pshemko przyszedł dzisiaj i powiedział, że ma już w planach marcowy pokaz mody wiosennej. Wiesz, że wczoraj dostał zaproszenie na marcowy Fashion Week w Los Angeles? 
U: W Los Angeles? To cudownie! A wyrobi się z tymi dwoma pokazami i to w jednym miesiącu? 
M: Tak, powiedział, że kolekcję wiosenną od dawna ma już zaprojektowaną, tylko lekkie poprawki i można będzie szyć, a nad Fashion Week projektuje od wczoraj, od kiedy tylko dostał zaproszenie. 
U: Czyli mistrz ma wenę. Trzeba teraz na niego uważać. 
M: Masz rację, wiadomo, jaki jest nieprzewidywalny. 
U: Dokładnie. 

24 Grudnia 
To był niezwykły dzień, Wigilia Bożego Narodzenia. Czas spotkań, składania życzeń wszyscy ludzie zdają się być dla siebie milsi w ten niesamowity czas. 
Ula i Marek wstali jednocześnie i zeszli na dół. Tam w salonie siedziała Julka oglądając „Opowieść Wigilijną” w wersji animowanej. 
J: Cześć mamo, cześć tato! 
U, M: Cześć kochanie. – Zakochani przeszli do kuchni i wspólnie robili śniadanie. 
Gdy posiłek był już gotowy całą rodziną usiedli przy stole i zaczęli jeść. 
M: Kochanie, o której chcesz jechać do Rysiowa? 
U: Kolacja zaczyna się o szesnastej, więc tak gdzieś o czternastej. Chciałabym pomóc w przygotowaniach. 
M: Dobrze, to może do południa pojedziemy do moich rodziców złożyć życzenia osobiście, a nie przez telefon? 
J: Tak, mamo proszę! 
U: Dobrze to pojedziemy po śniadaniu. 
Jak powiedziała tak zrobili kilka chwil po śniadaniu, gdy Marek pozmywał naczynia i ubrali się pojechali do Dobrzańskich seniorów. Ku ich zdziwieniu na podjeździe domu rodziców Marka zobaczyli auto Aleksa. Ula pomyślała, że może przyjechał pomóc w przygotowaniach do wieczerzy. Nie czekając dłużej Ula, Julka i Marek z Łukaszkiem na rękach zadzwonili dzwonkiem. Drzwi otworzyła im Zosia – gosposia Dobrzańskich. Po uprzejmym przywitaniu przeszli do salonu. Tam ujrzeli Helenę, Krzysztofa, Aleksa i…. Paulinę Febo. Młodych Dobrzańskich zatkało. Tą jakże niezręczną ciszę przerwał wesoły krzyk Julki. 
J: Babcia, dziadek! – Po chwili dziewczynka znajdowała się przy swoich dziadkach mocno ich ściskając. 
B: Witaj kochanie. 
U, M: Cześć mamo, cześć tato. 
H, K: Witajcie dzieci. 
U: Cześć Aleks. 
A: Witaj – Febo serdecznie ucałował Ulę w policzek. 
M: Cześć. – Marek wyciągnął rękę w stronę mężczyzny. 
A: Cześć – uścisnął ją bez wahania. 
Paulina nic się nie odezwała, a Dobrzańscy też nie mieli najmniejszej ochoty na jakiekolwiek przywitanie z panną Febo. 
A: Mogę wziąć małego na ręce? – Zwrócił się do Marka. 
M: Pewnie – ostrożnie podał Aleksowi synka. 
U: Przyjechaliśmy, ponieważ chcieliśmy wam złożyć życzenia z okazji świąt. Wszystkiego najlepszego. – Wręczyła teściom drobne upominki. – Dla ciebie Aleks niestety nic nie mamy, po prostu nie wiedzieliśmy, że będziesz. 
A: Nic się nie stało. Również życzę wam wszystkiego najlepszego. 
U, M: Dziękujemy. 
H: Napijecie się czegoś? 
U: Nie chcemy przeszkadzać. 
K: Ależ nie przeszkadzacie. 
U: To w takim razie ja herbatę. 
M: Ja kawę. 
J: A ja soczku! 
H: Już się robi kochani. – Helena poszła do kuchni, aby złożyć pani Zosi zamówienia na napoje. 
Po kilku minutach dostali swoje napoje. Wszyscy siedzieli w salonie wesoło rozmawiając i śmiejąc się. Tylko Paulina siedziała na fotelu przy kominku nic nie mówiąc. Wpatrywała się to w Julkę to w Łukaszka wyobrażając sobie, że to ona jest ich matką i tworzą szczęśliwą i kochającą się rodzinę. Mimo, że minęły już prawie trzy lata odkąd rozstała się z Markiem nie mogła się z tym pogodzić. Co najgorsze była z tym zupełnie sama, na początku pocieszała ją brat, lecz on też z czasem diametralnie się zmienił? Pogodził się z Markiem i Ulą i teraz są dobrymi kolegami, można powiedzieć przyjaciółmi. 
Młodzi Dobrzańscy posiedzieli jeszcze dłuższą chwilę i wrócili do domu gdyż była już dwunasta, a oni musieli się jeszcze przebrać zanim pojadą do Rysiowa. 
W domu zaczęły się przygotowania, Marek tak, aby Julka nie widziała schował do bagażnika worek z prezentami. Ula ubrała fioletową sukienkę z rękawem ¾, pończochy i czarne szpilki, Julka białą sukieneczkę z długim rękawem, a Marek szary garnitur i białą koszulę. Gdy skończyli się ubierać było trochę po pierwszej, więc ruszyli w drogę. Po pół godzinnej jeździe byli na miejscu. Ula, z Łukaszkiem na rękach i Julka weszli do domu, a Marek wyjął prezenty z bagażnika i włożył je do garażu. Wszedł do domu, od progu powitała go Dejsy, a za nią Beatka, która tradycyjnie uwiesiła mu się na szyi. 
M: Hej Beti. 
B: Cześć Marek – przeszli do salonu, tam Ula, Julka, Ala i Józef bawiący się z Łukaszkiem siedzieli na kanapie. 
M: Cześć tato, cześć Alu. 
J: Witaj synu. 
A: Cześć Marek. 
U: Tato, a kiedy przyjadą Jasiek i Kinga? 
J: Około piętnastej. 
U: Aha. – Po kilkunastu minutach rozmowy wszyscy wzięli się za przygotowanie wigilii. 
Ula z Alą kończyły gotować ostatnie potrawy, Józef zszedł do piwnicy po nalewkę „tak na wszelki wypadek”, Marek z Beatką nakrywali do stołu, a mała Julka bawiła się z Dejsy. 
Wybiła godzina piętnasta, gdy rodzina Dobrzańskich i Cieplaków usłyszała warkot zatrzymującego się przed domem samochodu. Beti wyjrzała przez okno i oznajmiła: 
B: Przyjechał! Jasiek przyjechał! – Po chwili Jasiek z Kingą weszli do domu i zaczęli witać się ze wszystkimi. 
Wszyscy byli już w komplecie, więc mogli zaczynać wieczerzę. Zaczęło się od życzeń. 
M: Kochanie życzę ci, abyś się nie zmieniała, żebyś była szczęśliwa i zadowolona z dzieci i męża. 
U: Marek ja też tobie życzę abyś był taki, jaki jesteś i żebyś wytrzymał ze mną do końca życia. 
J: Alu życzę ci abyś wreszcie była szczęśliwa. 
A: Ja też ci tego życzę Józku. 
Gdy już wszyscy złożyli sobie życzenia całą rodziną zasiedli przy stole. 
Panowała miła i rodzinna atmosfera, w tle było słychać cichutką melodię kolęd sączącą się z radia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz