środa, 8 stycznia 2014

Informacja!

Moi drodzy!
Mam dla Was pewną informację. Nie mam pojęcia kiedy uda mi się coś napisać, musiałam wrócić do rzeczywistości po długim wolnym i dopadła mnie góra obowiązków. Weekend też będę miała zajęty, ponieważ najprawdopodobniej wyjeżdżam do rodziny. Naprawdę nie wiem kiedy dodam nowy rozdział...Być może będzie to miało miejsce dopiero około 18 stycznia, ponieważ wtedy zaczynają się ferie w moim województwie. 
Uzbrójcie się w cierpliwość. 
Przepraszam i pozdrawiam :))

niedziela, 5 stycznia 2014

"Cieszyć się, czy płakać?" IV

Rozdział dedykuję Biedronce. Dziękuję Ci kochana za miłe słowa pod poprzednią notką :)

Minęło kilka dni. Sytuacja w rodzinie Dobrzańskich nie poprawiła się. Można nawet powiedzieć, że jest jeszcze gorzej niż w pierwszych dniach po porodzie. Ula cały czas siedziała w sypialni, wychodziła tylko wtedy, kiedy musiała skorzystać z toalety. Nie płakała, już nie, nie miała po prostu na to siły. Całe dni leżała na łóżku i tępo wpatrywała się w sufit. Nie odbierała telefonów, jej zmartwiony ojciec dzwonił do niej po kilkanaście razy dziennie. Co prawda Marek opowiedział mu o ich sytuacji, ale Józef koniecznie chciał porozmawiać z córką. Ula praktycznie nie odzywała się do Marka, wielokrotnie pytał jej się o różne rzeczy, chciał zacząć rozmowę jednak ona nie pisnęła ani słowem. Nie było z nią żadnego kontaktu. Dobrzański przynosił jej do sypialni posiłki, inaczej już dawno umarłaby z głodu. A jak radził sobie w tej sytuacji Marek? Nijak, choć musiał być silny, nie mógł się poddać. Był wykończony, całymi dniami i nocami zajmował się Natalią. Kochał to maleństwo, całym sercem, ale nie był on matką, nie miał instynktu macierzyńskiego. Często nie miał pojęcie, dlaczego jego córka płacze, dzwonił wtedy spanikowany do matki po radę. Helena była u niego dwa razy, aby go odciążyć, ale nie mogła siedzieć u niego całymi dniami, ponieważ ma pełno spraw w fundacji. Dodatkowo musi jeszcze pomagać mężowi, który kilka miesięcy temu przeszedł poważną operację na serce i nie mógł się przemęczać. Na szczęście Marek znalazł zastępstwo w Dobrzański Fashion, udało mu się nakłonić Aleksa do przerwania urlopu we Włoszech i powrotu do Polski. W ten sposób chwilowo prezesem firmy został Febo. Co prawda Aleks nie był już współwłaścicielem firmy, bo po pokazie FD Gusto wyjechał z Polski i pozbył się udziałów. Jednak, kiedy postanowił wrócić do kraju zatrudnił się z powrotem w firmie. Marek nie martwił się tym stanem rzeczy, bowiem kilka lat temu ostatecznie wybaczyli sobie wszystkie złe rzeczy i zostali ponownie przyjaciółmi. Oprócz Aleksa w firmie pomagał też Sebastian. Olszański nie bardzo orientował się w sprawach Marka, bowiem Dobrzański nie miał w ogóle czasu na rozmowę z nim.
Marek był już naprawdę na skraju wytrzymania. I nie chodziło tutaj tylko o ciągłą opiekę nad Lią, przede wszystkim był zaniepokojony zachowaniem Uli. Nie mógł już znieść tej obojętności, jaką go obdarowywała, tego, że nie miał z nią kompletnie kontaktu, on i ich córeczka. Chwile normalności przeżywał czasami w nocy, kiedy Ula pewnie nieświadomie wtulała się w niego podczas snu. Wtedy czuł się jak kilka miesięcy temu. Jednak rano, gdy się obudził czar pryskał i wracał do smutnej i szarej rzeczywistości. Nie miał pojęcia, co dalej zrobić, wiedział tylko, że dłużej tak nie potrafi i musi coś postanowić.
Siedząc w salonie i odpoczywając złapał za telefon i wybrał numer do swojego przyjaciela.
- Cześć Seba, możemy się dzisiaj spotkać? – Zapytał, gdy usłyszał w słuchawce głos Olszańskiego.
- No Marek w końcu się odezwałeś. Jasne, że możemy. W 69 wieczorem?
- Nie Seba, nie mogę iść do klubu.
- Dlaczego? Stało się coś?
- Tak Seba, muszę z tobą porozmawiać. Możemy się spotkać za… - spojrzał na zegarek – poł godziny w parku niedaleko firmy?
- Nie ma sprawy. Będę przy stawie. Do zobaczenia. – Rozłączył się.
Marek wstał z kanapy i poszedł do pokoju córki. Wyciągnął ją z łóżeczka, przebrał w piękny kostium, który dostała od cioci Ali i włożył ją do wózka.
- Ula, idziemy z Natalią na spacer. Będziemy za góra dwie godzinki. – Powiedział zaglądając do sypialni, ujrzał tam Ulę wpatrującą się w ścianę. Zasmucił go ten widok, nie wiedział, co zrobić, aby jego Ula wróciła.

Szedł parkowymi alejkami pchając wózek, w którym leżała Natalia. Mała nie spała, rozglądała się, co chwile wydając różne ciche dźwięki.
- Kochanie idziemy na spotkanie z wujkiem Sebastianem. Pamiętasz go? Był u ciebie w szpitalu jak się urodziłaś. Może on nam doradzi, co zrobić, aby mamusia zaczęła z nami rozmawiać. – Mówił do córeczki.
Po chwili zauważył Sebastiana siedzącego na ławce nieopodal stawu. Podszedł do niego.
- Cześć Seba.
- Cześć Marek. No witaj Natalciu. – Powiedział radośnie łapiąc dziewczynkę za rączkę. – O czym chciałeś porozmawiać? – Spojrzał na Marka.
Usiedli na ławce, a Marek wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać Sebastianowi wszystko, co działo się w jego życiu odkąd Ula urodziła, a Sara umarła. Opowiedział dokładnie wszystko, łącznie z tym jak zachowywała się jego żona wobec niego i małej. Sebastian z każdym usłyszanym zdaniem patrzył na przyjaciela z coraz większym zdziwieniem. Marek w końcu zakończył swój monolog, po jego policzku spłynęło kilka łez, które szybko starł, jednak nie umknęły one uwadze Sebastiana.
- Nie wiem, co powiedzieć… - próbował poskładać to, co usłyszał od Marka i coś powiedzieć – Stary, nie spodziewałem się, że to wygląda aż tak kiepsko. Nie miałem pojęcia, że zostałeś z tym wszystkim, z Natalią zupełnie sam…
- Seba…Ja już nie daję rady, jestem wykończony i psychicznie i fizycznie. Pomóż mi stary, co ja mam zrobić w tej sytuacji. – Spojrzał błagalnie na przyjaciela. Sebastian milczał przez chwilę, próbował coś wymyślić.
- Wiesz, co… Moim zdaniem to tutaj nic innego nie pomoże jak tylko szczera rozmowa.
- Seba…Ale jak? Ona się do mnie nie odzywa ani słowem. Jak ja mam z nią rozmawiać?
- Nie wiem, sprowokuj ją, niech ona się nawet zacznie na ciebie drzeć, tylko niech coś powie. Potem spróbuj ją uspokoić i zacznij rozmowę. To nie może tak być, ty nie możesz tak żyć, bo to cię zabije od środka.
- Wiem Seba, wiem. Chyba masz rację, ale rozmowa z nią będzie bardzo, bardzo trudna. Ale nie mam innego wyjścia. Bardzo ją kocham i chcę z nią być, ale jak to dalej będzie tak wyglądać to…to będę musiał się z nią rozwieść… - ukrył twarz w dłoniach – A ja nie chcę się z nią rozstawać, tak bardzo ją kocham… Zrobię wszystko, aby ją odzyskać, aby odzyskać moją Ulę, tą, w której się zakochałem.
- Dobrze robisz bracie. – poklepał go po ramieniu.
- Tylko jeszcze nie dziś, zrobię to jutro. Muszę to wszystko przemyśleć i ułożyć sobie jakoś w głowie tą rozmowę. Tak bardzo się boję…

sobota, 4 stycznia 2014

"Cieszyć się, czy płakać?" III

Kolejny rozdział, znowu krótki. Przepraszam, ale nie mogę się zebrać na dłuższy rozdział, nie o tej tematyce. Wena by mnie zamęczyła i to jest jedyny powód dlaczego piszę to opowiadanie, ponieważ nienawidzę takich tematów.

Gdy Ula się uspokoiła Marek zaczął rozpakowywać rzeczy, które kupił jej po drodze do szpitala. Nagle Natalia zaczęła płakać, Ula na to nie zareagowała. Marek nie wiedząc, co ma zrobić wziął córeczkę na ręce i poszedł do pokoju pielęgniarki znajdującego się naprzeciwko sali numer siedem.
- Przepraszam, ale mała płacze i nie wiem, co mam zrobić. – Powiedział wchodząc do pomieszczenia
-Pan jest mężem Urszuli Cieplak? – Skinął głową – Zachowanie pańskiej żony mnie niepokoi. Od wczoraj praktycznie nie zajmuje się małą, nie przychodzi do niej jak płacze. Nic. Nie interesuje się nią. – Powiedziała przy okazji zmieniając zręcznie pampersa noworodkowi.
- Boże…I co ja mam teraz zrobić?
- Zrobimy tak. Poczekamy jeszcze do jutra, może pani Ula zacznie się zajmować córką, jeśli nie to przyprowadzę do niej psychologa. To mi wygląda na coś w rodzaju depresji poporodowej, no i jeszcze śmierć drugiego dziecka.
- Dobrze, zgadzam. Kiedy Ula i Natalia będą mogły wyjść ze szpitala?
- Pojutrze.
- Mam nadzieję, że do tej pory coś się poprawi, bo ja nie mam pojęcia o postępowaniu z tak małymi dziećmi. Nie dam sobie rady.
- Jeżeli to jest depresja poporodowa to nie będzie tak łatwo. Mam pomysł, teraz akurat nie mam nic do roboty, więc mogę pokazać panu takie podstawowe rzeczy. Wbrew pozorom to nie jest trudne i z pewnością szybko się pan nauczy. – Uśmiechnęła się.
- No dobrze. – Zgodził się, nie miał innego wyjścia. Przez około godzinę pielęgniarka pokazywała Markowi jak zmienić pieluszkę, jak nakarmić malucha i jak ubrać żeby nie zrobić mu krzywdy. Dobrzański próbował i jak na pierwszy raz całkiem dobrze mu szło.
- Dziękuję bardzo, miała pani rację to nie jest takie trudne. Pójdę już – wziął dziecko i wyszedł z gabinetu.

Dwa dni później wszedł do szpitala. Dzisiaj miał odebrać swoje dziewczyny. Nie wiedział, czego ma się spodziewać, czuł, że w najbliższych dniach czy tygodniach będzie pełnił funkcję i ojca i matki. W ostatnich dniach sytuacja z Ulą nie uległa zmianie, dalej się nie interesowała Natalią. Nawet już się nie odzywała do niego. Gdy się o coś pytał odpowiadała mu głucha cisza. Był zdezorientowany, nie miał pojęcia, dlaczego odtrącała to dziecko, dlaczego odtrącała jego wsparcie, miłość. Czyżby obwiniała go o śmierć Sary? Tego nie wiedział i pewnie nigdy się nie dowie.
Wszedł do sali, w której leżała Ula.
- Gotowa? – Zapytał, ale nie oczekiwał odpowiedzi. Ula leżała na łóżku w ubraniu i czytała książkę. Spojrzał na Natalię, ona nadal była w śpioszkach. Westchnął, rzucił torbę, którą miał w ręku na podłogę i wziął na ręce córeczkę. Położył na przewijaku i wyjął ubranka, które przyniósł. Delikatnie, pamiętając o wskazówkach udzielonych mu przez pielęgniarkę ubrał ją w różowo-szary komplecik. Na dworze było ponad dwadzieścia stopni, więc 


Weszli do ich mieszkania na Siennej. Ula od razy skierowała swoje kroki do sypialni. Marek nic nie powiedział, popatrzył tylko ze smutkiem na zamykające się za nią drzwi. Nie tak wyobrażał sobie czas po porodzie, nie tak jak to teraz wygląda. Ale nie mógł nic zrobić, ostatnie dni to pasmo złych zdarzeń. Otrząsnął się natychmiast. – Muszę przestać wiecznie rozmyślać i analizować każde zdarzenie. Teraz muszę się zająć Natalią, ona mnie potrzebuje. – Skarcił się w myślach. Wziął na ręce córeczkę i powędrował do jej pokoiku. Przebrał małą i usiadł na kanapie kładąc ją sobie na kolanach. Przypatrywał się jej bardzo uważnie. Miała kruczoczarne włoski, a jej oczy były kopią oczów Uli, spoglądały na niego dwa chabry. Pogłaskał ją po policzku, a na jej twarzy pojawił się zarys nieporadnego jeszcze uśmiechu. Jednak to wystarczyło, aby zobaczył dołeczki w policzkach, dokładnie takie same jak on miał.
- Jesteś taka śliczna córeczko. – Wyszeptał i ucałował ją w czółko.
Lia, tak od kilku dni pieszczotliwie mówił do córeczki, zaczęła ziewać, więc położył ją w łóżeczku i delikatnie przykrył kocykiem. Niemal natychmiast zasnęła, Marek powędrował do kuchni i postanowił przygotować obiad.

Stali na rysiowskim cmentarzu, po ich policzkach ciekły łzy. Wokół nich stało wiele osób ze współczuciem widocznym na twarzach. Rodzina, przyjaciele, znajomi, sąsiedzi a także osoby, które Ula znała tylko z widzenia, wszyscy zebrali się tutaj, aby pożegnać malutkie dziecko. Nie mogli w to wszystko uwierzyć, nie wiedzieli, dlaczego Bóg tak pokarał to młode i miłe małżeństwo, przecież byli tacy szczęśliwi. 
Ula stała tępo wpatrując się w to, co robią panowie z zakładu pogrzebowego. Wpuszczali do dziury na linach malutką trumienkę, a następnie nasunęli na nią wielką płytę. W tym momencie Ula nie wytrzymała, zaczęła przeraźlimała na pewno nie zmarznie. Włożył ją do nosidełka i poszedł na chwilę do pielęgniarki powiedzieć, że wychodzą i podziękować za wszystko. Wrócił do sali i powiedział do Uli.
- Kochanie, chodź idziemy. – Ula natychmiast wstała, wzięła torebkę i wyszła.

Jechali do domu w milczeniu, ciszę przerywały tylko, co jakiś czas dźwięki wydawane przez ich córeczkę. Marek chciał coś powiedzieć, ale bał się jak zareaguje Ula. Czuł się w tej sytuacji bardzo dziwnie. Nie wiedział, co jest lepsze, ta cisza czy jakby Ula cały czas płakała. Nie miał pojęcia… Jednak szybko musiał skończyć te rozmyślania i skupić całą swoją uwagę na drodze. Przecież wiózł swoje dwa skarby, nie mógł dopuścić, aby wydarzyła się kolejna tragedia. wie płakać ledwo potrafiła utrzymać się na nogach. Widząc to Marek natychmiast przygarnął ją do siebie i mocno przytulił. Płakali razem, wszyscy patrzyli na nich smutno, lecz tak naprawdę nikt nie wiedział, co oni czują. Obecni na tym pogrzebie złożyli kwiaty na prowizorycznym jeszcze grobie i odeszli. Nawet najbliższa rodzina, wiedzieli, że młodzi potrzebują teraz czasu, nie chcieli się narzucać. Józef Cieplak z grobową miną zaproponował rodzicom Marka obiad. Oni ocierając łzy zgodzili się i razem ruszyli w stronę domu Cieplaków. Ula i Marek zostali sami, dalej trwali wtuleni w siebie. W wózeczku przed nimi leżała Natalia, zupełnie nieświadoma tego, co się dzieje spała w najlepsze. 

czwartek, 2 stycznia 2014

"Cieszyć się, czy płakać?" II

Gabinet lekarza.

- Proszę pana czy może mi pan w końcu powiedzieć, co się do cholery stało? – Marek już nie powstrzymywał zdenerwowania, nie miał pojęcia coś się dzieje, a lekarz zwlekał z przekazaniem mu tej informacji.
- Bardzo mi przykro, ale jedna z pańskich córek nie żyje.
Marek spojrzał się z niedowierzaniem na lekarza. Jego oczy w kolorze lodowca stały się ogromne, zaczęły szklić się od łez, które po chwili spływały mu po policzku. Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał, nie dopuszczał do siebie tej myśli, uważał, że to jest tylko senny koszmar, z którego zaraz się wybudzi, a w ramionach będzie trzymał Ulę, która jeszcze jest w ciąży. Nie wytrzymał i rozpłakał się jak małe dziecko, lekarz nie wiedział, co ma zrobić w tej sytuacji, podszedł do Dobrzańskiego i położył dłoń na jego barku. To chyba wszystko, co mógł teraz zrobić. Marek po chwili otarł łzy, zebrał się w sobie i drżącym głosem zapytał.
- Ale jak to się stało, dlaczego?!
- Dziecko miało pępowinę owiniętą wokół szyi, urodziło się martwe. – Wytłumaczył pośpiesznie lekarz.
- Pan, jako lekarz chyba powinien wiedzieć takie rzeczy! Matko Boska, przez pana moje dziecko umarło. Co z pana za lekarz, że nie zauważył pan, że coś się dzieje!! – Naskoczył na niego Marek
- Takie rzeczy się zdarzają. Proszę iść teraz do żony i przekazać jej tą wiadomość, ona nic nie wie.
Marek wyszedł pośpiesznie z gabinetu nie odzywając się ani słowa. Podszedł pod salę, w której leżała Ula. Upewnił się czy nie widać u niego łez i wszedł po cichu do pomieszczenia. Zobaczył tam uśmiechniętą Ulę trzymającą na rękach ich córeczkę, tylko jedną córeczkę.
- Witaj kochanie. Poznaj to nasza córeczka Natalia. Nie wiem, czemu, ale nie przywieźli mi jeszcze Sary. – Powiedziała, gdy tylko zauważyła swojego męża
- Jest śliczna. Kochanie…muszę ci coś powiedzieć…- natychmiast posmutniał.
- Marek….Marek…Co się stało? – Nie miała pojęcia, o czym chciał jej powiedzieć.
- Ula…Kochanie…Nasza druga córka, nasza Sara nie żyje. – Powiedział jednym tchem, a po jego policzkach spłynęły kolejne łzy. Czekał na reakcję Uli, która chyba jeszcze przetwarzała w głowie usłyszaną przed chwilą informację. Nie musiał już więcej czekać, Ulą wstrząsnął spazmatyczny szloch, po czym rozpłakała się na dobre. Malutka Natalia leżąca na piersi mamy nie wiedząc, co się dzieje również zaczęła płakać. Marek delikatnie wziął ją na ręce i położył w plastikowym wózeczku. Dziewczynka po chwili się uspokoiła i zasnęła. Mężczyzna usiadł na łóżku swojej ukochanej, a t
 a natychmiast wtuliła się w niego. 

- Marek…Marek…Jak to…Dlaczego…Dlaczego to musiało spotkać akurat nas…Marek… - mówiła przez płacz.
- Nie wiem…Kochanie, naprawdę nie wiem…

Wrócił do domu późno, bardzo późno. Gdy wyszedł ze szpitala od Uli (najchętniej to zostałby tam z nią, ale pielęgniarki siłą go stamtąd wyprosiły) poszedł do baru. Musiał się napić, musiał utopić smutki w alkoholu, choć na chwilę, na ten jeden wieczór. Wszedł do holu, zostawił ubranie wierzchnie i lekko się chwiejąc udał się do pokoju córek…wróć córki, tylko jednej córki, liczba pojedyncza. Gdy zobaczył dwa łóżeczka rozpłakał się. Który to już raz dzisiaj? Piąty? Ósmy? Nie pamiętał, nie liczył… Stracił panowanie nad sobą, alkohol wziął górę. Podszedł do jednego z łóżeczek i z impetem je kopnął. Kilka szczebelków wypadło, a na listwie pojawiło się lekkie pęknięcie. Osunął się na podłogę i ukrył twarz w dłoniach. Zastanawiał się, dlaczego los ich tak pokarał. Najpierw nie mogli się dogadać, prawie zniszczyli tą wspaniałą miłość, a teraz, gdy wszystko było świetnie, byli razem, darzyli się miłością, zaufaniem, mieli piękny dom, firma dobrze prosperowała, spodziewali się dzieci, los znowu z nich zakpił. Mimo, że nigdy nie widział Sary, nigdy nie widział swojej malutkiej córeczki pokochał ją całym sercem. Teraz czuł się jakby jedna połowa tego serca została mu wydarta żywcem… Z jednej strony się cieszy, że ma Natalię, ale rozpacz po śmierci Sary zakrywa całą tą radość. Już zawsze będzie pamiętał o tej małej istotce, zawsze będzie rozpamiętywał i gdybał, co by było gdyby ona żyła, jakby wyglądała, co by robiła, jaka by była.
Doskonale wiedział, że niewątpliwie gorzej zniesie to Ula. Ona jest bardzo wrażliwą osobą, na pewno bardzo, bardzo ją to dotknęło i przez długi czas nie będzie mogła wrócić do siebie. Nie miał pojęcia, co będzie dalej….
Uświadomił sobie, że nikt z rodziny ani przyjaciół nie wie, że Ula urodziła i, że wydarzyła się taka tragedia. Jednak dzisiaj miał już dosyć, nie miał ochoty z nikim rozmawiać. Postanowił, że zadzwoni jutro z rana zanim uda się do szpitala. Dowlókł się do łóżka i zasnął tak jak stał, w jeansach i bluzce.

Następnego dnia obudził się wcześnie, otworzył oczy z nadzieją, że zobaczy obok siebie Ulę, a wczorajszy dzień okaże się tylko najstraszliwszym koszmarem. Jednak rozczarował się, ale nie tracił wiary, poszedł do salonu z tą samą nadzieją. Nie było jej tu, nie stała też przy kuchennym stole robiąc tostów. Opamiętał się, zdał sobie sprawę, jaka jest rzeczywistość. Ula leży w szpitalu z ich jedną córeczką, druga nie żyje. Do jego oczu napłynęły łzy, jednak nie płakał. Obiecał sobie, że już nie będzie, musiał być silny dla Uli i dla Natalki. Miał teraz kupę spraw, musi przygotować pokój dla małej, postanowił wynieść jedno łóżeczko, sami cały czas będą pamiętać o Sarze, nie potrzebne są jeszcze przedmioty, które będą ją przypominały. W jego miejsce kupi małą kanapę, na której w razie potrzeby będą mogli czuwać przy córeczce. Musi też załatwić pogrzeb, nie darowałby sobie gdyby nie pożegnał malutkiej w należyty sposób. Po raz kolejny przypomniał sobie o rodzinie, sięgnął po telefon, wziął głęboki oddech i wybrał numer, najpierw do swojego teścia, Józefa. Marek drżącym głosem, ostrożnie opowiedział mu o tym, co się wczoraj stało. Cieplak nie mógł w to uwierzyć, zaczął płakać. Po rozmowie z tatą Uli, zadzwonił do swoich rodziców i Sebastiana. Wszędzie reakcje były podobne, żal, płacz, smutek, rozpacz i współczucie.
Spojrzał na zegarek, już po dziesiąte. Postanowił pojechać do Uli, po drodze kupił jej kilka soków i bukiet róż. Zadzwonił też do Ani, że nie będzie go w pracy, nie miał pojęcia jak długo.

Wszedł do sali numer siedem, Ula leżała na łóżku i tępo wpatrywała się w sufit, obok w swoim wózku leżała Natalia cichutko sapiąc. Marek podszedł do córeczki i pogłaskał po główce, potem podszedł do Uli. Dopiero teraz go zauważyła, odwróciła głowę w jego stronę i spojrzała na niego wielkimi chabrowymi oczami pełnymi od łez. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie potrafiła.
- Witaj kochanie. To dla ciebie. – Położył bukiet na stoliku i pocałował ją w czoło. – Jak się czujesz?
- A jak się mam czuć? Marek… - rozpłakała się i wtuliła się ukochanego.

"Cieszyć się, czy płakać?" I

Postanowiłam się z Wami podzielić mini opowiadaniem (jeszcze nie wiem dokładnie ile rozdziałów będzie ono miało, ale myślę, że około 5/6).

Tegoroczna wiosna rozpieszczała mieszkańców Warszawy. Nieustannie świeciło słońce, a temperatury przekraczały dwadzieścia stopni. Wszyscy bez wyjątków cieszyli się tą piękną pogodą, w parkach było wiele osób, spacerowali z dziećmi jedząc po raz pierwszy w tym roku lody. 
Wśród osób spacerujących po jednym z warszawskich parków była para młodych ludzi. Mężczyzna obejmował swoją ciężarną partnerkę w pasie. Byli małżeństwem od trzech lat, po bardzo burzliwych chwilach w końcu uświadomili sobie, że nie potrafią bez siebie żyć i ostatecznie poddali się miłości, która od samego początku ich do siebie przyciągała. To był jeden z ich ostatnich samotnych spacerów, bowiem kobieta była w dziewiątym miesiącu ciąży i lada dzień na świecie miały pojawić się ich pociechy, dwie dziewczynki. Ciąża bliźniacza była dla nich dużym zaskoczeniem lecz gdy uświadomili to sobie nastał okres wielkiej radości. Ula, bo tak miała na imię ta kobieta, buszowała po sklepach dziecięcych w poszukiwaniu ubranek i innych akcesoriów dla ich pociech. Marek, jej mąż i dumny przyszły tatuś kupił dla nich wielki dom pod Warszawą niedaleko rodzinnej miejscowości Uli. Oboje nie mogli się doczekać chwili gdy wezmą na ręce swoje pociechy. 

- Marek, pozostało nam tylko ustalić imiona dla dziewczynek. Ciągle nie możemy dojść do porozumienia w tej sprawie. – powiedziała Ula.
- Masz rację kochanie. Mam pomysł. Każdy z nas wybierze imię dla jednej z naszych córek, bez możliwości podważenia decyzji przez drugą osobę. To chyba najlepsze rozwiązanie, inaczej nigdy nie wybierzemy imion. – odpowiedział jej Marek z dużym uśmiechem na ustach, bowiem teraz miał Ulę w szachu, nie była przekonana do imienia, które wymyślił Dobrzański, a on bardzo chciał nazwać tak ich córkę. 
- No dobrze, niech ci będzie. Ale błagam, bez żadnych słowiańskich imion typu Godzimira. – oboje wybuchli śmiechem. 
- Postaram się. – nadal nie mógł pohamować śmiechu, lecz po chwili się uspokoił - Ula, chyba wiesz jakie imię wybiorę? Jedna z naszych córek będzie miała na imię Sara. A ty jakie imię wybrałaś?
- Natalia. – odpowiedziała Ula. – Wiesz co…Sara, Sara Dobrzańska brzmi całkiem nieźle. 
- Cieszę się. No to postanowione. Teraz pozostaje tylko czekać na narodziny. – pogłaskał Ulę po brzuchu i lekko pocałował ją w usta. 

Nie musieli długo czekać, dwa dni po tej rozmowie Ula zaczęła rodzić. Marek szybko zawiózł żonę do szpitala. Bardzo chciał być przy porodzie, jednak lekarz ze względu na bliźniaczą ciążę i możliwość komplikacji nie pozwolił mu towarzyszyć Uli. Czekał z niecierpliwością na szpitalnym korytarzu, chodził tam i z powrotem. Zadzwonił do rodziców, do Sebastiana, do Maćka. Wszyscy uspokajali go, że będzie dobrze i obiecali przyjechać jak Ula już urodzi. 
Podczas tego oczekiwania zaczął wspominać to co było kilka lat temu. Moment kiedy po raz pierwszy zobaczył Ulę, wszystkie przykrości jakie jej wyrządził, a ona nadal w niego wierzyła i ratowała mu tyłek przed Aleksem. Przypomniał mu się ich wyjazd do SPA, ta cudowna noc w hotelu. Potem już nie było tak kolorowo, Ula znalazła list od Sebastiana w jego biurku i tonę głupich prezentów. Minęło sporo czasu do momentu w którym Marek ostatecznie wybaczył Sebastianowi, że zostawił ten w gabinecie, a nie dał mu go osobiście. Jednak z drugiej strony gdyby nie ten list to chyba nigdy nie powiedziałby Uli o tym, że ją okłamywał i dalej żyliby w kłamstwie, a on drżałby o to, aby nie wyszły na jaw sprawy z przed lat. 
Przeskoczył myślami do chwili gdy Ula została prezesem jeszcze wtedy Febo&Dobrzański. Starał się za wszelką cenę, aby mu wybaczyła i wróciła do niego. Jednak ona zdawała się być obojętna na jego błagania. Jeszcze ten Piotr, bardzo bolało go gdy widział jak ten kardiolog obejmował i całował Ulę. 
Po chwili nadeszły miłe wspomnienia, pokaz FD Gusto, pocałunek na scenie i to co się działo później. Wspólne mieszkanie, oświadczyny, ślub, wiadomość o ciąży. Ostatnie trzy lata były dla niego jak bajka, jak sen, który nie miał końca.

Wyrwał się ze wspomnień, bo z sali porodowej wyszedł do niego lekarz. Marek nie mógł niczego wyczytać z jego twarzy, nie miał pojęcia co się stało. 
- Panie Darku – tak miał na imię lekarz – Co z Ulą, co z dziewczynkami?
- Panie Marku, pani Ula ma się dobrze…. – nie zdążył do kończyć, bo Marek mu przerwał.
- A dziewczynki? Proszę mi powiedzieć co z moimi córkami! – zaczął się niecierpliwić.
- Proszę się uspokoić, niech pan wejdzie do mojego gabinetu tam porozmawiamy na spokojnie. – Marek posłusznie wykonał polecenie lekarza, nie miał pojęcia co się stało, nie wiedział co ma myśleć o zachowaniu lekarza. 

Miniaturka V "A i jeszcze jedno, pamiętaj, że cię kocham."

Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Czy po pierwszym spotkaniu da się powiedzieć „Tak to ten jedyny”. Czy coś takiego w ogóle jest możliwe? 
Odpowiedzi na te pytania są różne, większość ludzi twierdzi, że nie, że to jest kompletnie nierealne i niemożliwe. Że nie da się pokochać jakiejś osoby nie znając jej charakteru. To, że jesteś zauroczony wyglądem zewnętrznym tego drugie człowieka nie znaczy od razu, że go kochasz i jesteście dla siebie stworzeni. Jednak są też ci, którzy twierdzą, że taka miłość jest jak najbardziej możliwa, pierwsze spojrzenie, przelotny uśmiech napędza ich do działania. Chcą poznać tą osobę, czują, że to może być to. Niektóre tego rodzaju znajomości kończą się po kilku spotkaniach, po prostu te osoby zauważyły, że intuicja je zawiodła. Wcale do siebie nie pasują, nie mają wspólnych tematów, jednym słowem nie ma szans na związek. Nieliczni skorzystali z tego zauroczenia i wkrótce zostali parą. Kilka związków skończyło się po kilku latach, inne zmieniły się w małżeństwo. Wydaje mi się więc, że ta teza, która od wielu lat zastanawia ludzi powinna brzmieć inaczej. 

Wśród wielu osób, które rozpaczały z powodu nieudanej miłości była Ula Cieplak. Młoda kobieta siedziała z podkulonymi nogami na swoim starym, panieńskim łóżku i płakała, trzymając w ręce pogiętą kartkę, której treść znała na pamięć. Ten stan towarzyszył jej bardzo długo, praktycznie odkąd tylko dowiedziała się prawdy o swoim Hmm… kochanku, tak to będzie chyba odpowiednie słowo. Nie mogła uwierzyć jak taki w jej mniemaniu, porządny człowiek mógł ją tak skrzywdzić. Ona, przecież tak bardzo go kochała, marzyła o przyszłości u jego boku. A on wykorzystał jej beznadziejną miłość, miłość, którą obdarzyła go niemal od pierwszego wejrzenia. Ula była niepoprawną romantyczką, więc nic dziwnego, że wierzyła w taką właśnie miłość. Od zawsze zachwycała się książkami o miłości, do jej ulubionych z pewnością można zaliczyć tekst pod tytułem „Romeo i Julia”. Ilekroć czytała tą książkę, zachwycała się miłością głównych bohaterów, którzy mimo młodego wieku darzyli się ogromną miłością. On robił dla niej, co tylko chciała, był gotowy umrzeć w imię uczucia, jakie ich łączyło. Ula pragnęła takiej miłości, a gdy wydawało jej się, że owa właśnie przyszła, ktoś brutalnie ją obudził. Obudził ją z pięknego snu, w którym śniła, że Marek ją kocha i mogą być ze sobą szczęśliwi na zawsze. Jednak niedługo po tym okazało się inaczej. Czar prysł, a po tym śnie została tylko wielka, niechcąca wcale się goić rana w sercu. Wiedziała, że nie będzie jej łatwo zapomnieć, jednak za wszelką cenę próbowała. Przez chwilę wydawało jej się, że się udało, że w jej sercu nie ma już tego przystojnego bruneta o oczach w kolorze górskiego lodowca. Niestety, nie trwało to długo, kiedy pojawił się u niej z propozycją, aby przejęła firmę wszystko odżyła. Jego widok wiele ją kosztował, minęło kilka dni zanim postanowiła spotkać się z nim i zgodzić się na jego propozycję. Swoją decyzję tłumaczyła sobie tym, że chce pomóc przyjaciołom, nie chce, aby przez jej sprawy osobiste stracili pracę i to, na co tak długo pracowali. Jednak podświadomie nie tylko przyjaciół chciała ratować, ale też Marka. Wróciła, na początku było jej bardzo ciężko, jednak po jakimś czasie przyzwyczaiła się. Nie przeszkadzało jej to, że musiała pracować z Markiem. Jego nachalne prośby, ba błagania o rozmowę traktowała chłodno. Zdawała się być niewzruszona Markiem, któremu do płaczu już nie wiele brakowało. Zupełnie nie chciała go słuchać, wmawiała sobie, że ten człowiek nic już dla niej nie znaczy, że już go nie kocha. Jednak czasami miała takie momenty, w których chciała jechać do niego i powiedzieć mu prawdę. Powiedzieć mu, że go kocha i nie może bez niego żyć. Powstrzymywała się, nie chciała słuchać serca, niestety za każdym razem było jej coraz trudniej. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że już dłużej tak nie wytrzyma, że niebawem ból będzie nie do zniesienia. 
W tym momencie, automatycznie przypomniała sobie rozmowę z Markiem z przed dwóch dni. 

Siedziała w swoim pokoju pisząc coś na komputerze, musiała skończyć papiery na następny dzień. Usłyszała pukanie do drzwi, myślała, że to tata, który przyniósł jej kakao i poprosi, aby się nie przemęczała. Powiedziała, więc:
U: Wejdź tato.
Drzwi się otworzyły jednak wbrew jej oczekiwaniom do pokoju nie wszedł ojciec z tacą tylko nie, kto inny jak Marek z ogromnym bukietem tulipanów.
U: Marek, co ty tu robisz? – Była bardzo zdziwiona.
M: Chciałem z tobą porozmawiać. Chciałem ci wszystko wyjaśnić. – Powiedział ostrożnie, bojąc się jej reakcji.
U: Nie Marek! My nie mamy, o czym ze sobą rozmawiać! Nie musisz mi niczego wyjaśniać, wszystko doskonale rozumiem! A teraz proszę cię wyjdź! – Powiedziała podniesionym głosem.
M: Ale Ula…
U: Marek proszę cię. – Powiedziała ostro.
M: Jak chcesz. W takim razie chciałem się pożegnać. Wylatuję do Londynu za dwa dni o godzinie szesnastej. To dla ciebie – położył kwiaty na jej łóżku i skierował się w stronę drzwi. – A i jeszcze jedno, pamiętaj, że cię kocham. – Wyszedł, po raz ostatni spoglądając na nią. 


Natychmiast się ocknęła, w głowie dudniło jej tylko jedno zdanie wypowiedziane przez Marka: „Wylatuję do Londynu za dwa dni o godzinie szesnastej.”. 
Jak oparzona wstała z łóżka i spojrzała na zegarek, wskazywał piętnastą dwadzieścia. Szybko narzuciła na siebie płaszczyk i wybiegła z domu, wsiadła do swojego nowiutkiego Fiata Punto i z piskiem opon ruszyła w stronę Warszawy. W duchu dziękowała sobie za to, że dokładnie tydzień temu zdecydowała się na kupno tego cacka. Teraz ma szansę zdążyć. Jak na złość cała stolica była zakorkowana. 
Na salę odlotów wpadła punkt szesnasta, spojrzała z nadzieją na tablicę, z niedowierzaniem wpatrywała się w napis: „Samolot 514 Warszawa – Londyn odleciał o czasie”. Rozpłakała się z bezsilności, jej szansa na szczęście odleciała razem z samolotem. Wyszła z budynku, padał ulewny deszcz, niebo płakało razem z nią. Jak w transie zaczęła biec przed siebie. Po kilku chwilach poczuła ogromny ból rozlewający się po całym ciele… 

Miniaturka IV "Nie ma takich słów, które wyrażą to jak bardzo Cię kocham..."

Koszykówka… To sport, który dla wielu ludzi jest pasją. Jedni grają zawodowo w najsłynniejszych koszykarskich klubach, a inni traktują to jako rozrywkę po ciężkim dniu pracy. Grając rozładowują złość, odprężają się. Podczas takich meczy często dochodzi również do szczerych rozmów na różne tematy.

Do osób, które grają w koszykówkę dla rozrywki zaliczają się Marek Dobrzański i Sebastian Olszański. Ich miłość do tego sportu zaczęła się w pierwszej klasie liceum, dołączyli do szkolnej drużyny koszykarskiej. Szybko polubili grać w kosza, w locie pojęli zasady gry. Już po dwóch miesiącach ich wysiłek został ukoronowany. Razem ze swoją drużyną zdobyli Wojewódzki Puchar Gry w Koszykówkę. To nie była ich ostatnia nagroda, szkolna drużyna, w której grali sięgała po najważniejsze trofea. Marzyli, aby w przyszłości stać się najlepszymi i najsławniejszymi koszykarzami na świecie. Jednak życie napisało dla nich inny scenariusz, zaczęli pracować w biurze. Mimo niespełnionych marzeń nie zrezygnowali z koszykówki i grali razem po pracy dwa razy w tygodniu. W ten sposób rozładowywali swoje emocje, rozmawiali o problemach, które zaczynały się i kończyły na kobietach. Zawsze chwalili się swoimi nowymi zdobyczami i umawiali się na kolejne łowy w słynnym warszawskim klubie 69. Jednak od pewnego czasu, ku niezadowoleniu Sebastiana Marek zmienił nawyki. Nie chodził do klubu, a jego myśli zajmowała tylko jedna dziewczyna o pięknych, błękitnych oczach. Przez to zamiast rozmów o panienkach były rozmowy o Urszuli Cieplak. Marek podczas gry zwierzał się swojemu przyjacielowi ze swoich problemów. Wymyślali nowe plany jak przekonać Ulę, że Marek naprawdę ją kocha. Niestety wszystkie kończyły się fiaskiem.

Była środa, a co za tym idzie kolejny koleżeński mecz koszykówki. Jednak ten różnił się od innych. Oprócz Marka i Sebastiana w grze uczestniczyła jeszcze jedna osoba. Nie byłoby nic w tym złego (w końcu im więcej osób tym lepiej) gdyby nie był to Piotr Sosnowski – rywal Marka w „wojnie” o serce Uli. Marek z całego serca go nienawidził, tak naprawdę nie miał ochoty z nim grać. Chciał mu tylko po prostu dogryźć.
Marek, Sebastian i Piotr zgrali zacięcie każdy na każdego. Dwóm pierwszym panom wydawało się, że szybko i łatwo pokonają nędznego lekarzynę w koszulce polo. Jednak pierwsze minuty gry były na korzyść kardiologa.
Piotr wcale nie miał dużego doświadczenia w grze w koszykówce, nie grał długo. Zaciekawienie tym sportem pojawiło się na studiach, gdzie Piotr razem z kolegami w czasie przerw grali na szkolnym boisku. Często też zrywali się z zajęć, aby tylko zagrać mecz.
Sebastian bez skutku próbował trawić za trzy punkty, ciągle był blokowany przez Piotra. Marek rzadko był przy piłce, Piotr zawsze mu ją odbierał. Panowie jednak nie tracili nadziei, sądzili, że kardiolog niedługo się zmęczy i wtedy oni będą mieli swój czas. Niestety tak owy nie nadchodził. Seba właśnie po raz setny zmierzał oddać rzut, jednak znowu został zablokowany. Pech chciał, że przy „lądowaniu” źle stanął na nogę i z powodu bólu kostki musiał siąść na ławce. Na boisku został tylko Marek z Piotrem, Dobrzański miał już dość podchodów i chciał w końcu zyskać piłkę.
M: A ty co jeszcze się nie rozgrzałeś? – zapytał po kolejnym celnym rzucie Sosnowskiego, chciał go rozkojarzyć.
P: Jeszcze nie, zresztą koszykówka to nie mój sport. Wolę żagle. – oddał kolejny rzut do kosza.
M: Tak, ja słyszałem, że na nich fajnie się panienki wyrywa, nie? – teraz to Marek miał piłkę.
P: A nie próbowałem.
M: Nie? – grali punkt za punkt.
P: Ale wiesz co, to prawda. Chwile spędzone z dziewczyną na żaglówce… Bezcenne.
M: Pewnie żałujesz, że z Ulką nic nie wyszło, nie?
P: Tym razem nie wyszło, wyjdzie następnym.
M: A może nie wyjdzie, co? – Marek był coraz bardziej zdenerwowany.
P: A może wyjdzie i to już w ten weekend. – dolewał oliwy do ognia. – Co ty na to?
M: A może nie w ten weekend? Co ty na to?
P: Co dużo pracy macie?
M: W ten weekend mamy bardzo dużo pracy. – wściekły rzucił mu piłkę do rąk. – Więc może wyrwij sobie inną panienkę, co? Na żagle.
P: A może ty już sobie odpuść, co? Skoro i tak już spaprałeś sprawę? – atmosfera robiła się coraz bardziej napięta, podał mu piłkę z impetem – Teraz to możesz jedynie jej kawę przynosić. – Marek już nie wytrzymał, rzucił Piotrowi piłkę i popchnął go tak, że upadł na ziemię. Zaczęli się bić, Sebastian utykając na nogę powoli podszedł do nich, starał się jakoś opanować sytuację. Jego starania poszły na Marnę. Marek uderzył Piotra w twarz tak, że ten się zachwiał i upadł na tartan.
S: Marek, co ty robisz wiesz jaka będzie afera? – powiedział do Marka.
M: Trudno.
Piotr wykorzystał chwilę nieuwagi rywala i skoczył mu na plecy. Zaskoczony Marek nie zdołał utrzymać równowagi i z całym impetem runął na ziemię. Nie miał już siły wstać, ogromny ból brzucha mu na to nie pozwalał. Piotr zyskał przewagę, wstał z Marka i zaczął go kopać. Dobrzański nie miał siły się bronić, Seba też był bezsilny. Sosnowski kopał bez opamiętania, a Marek był coraz słabszy. W ostatnim momencie na boisko wbiegła Ula.
U: Kurde blaszka no‼! Co tu się dzieje? – na jej widok Piotr natychmiast przestał. Marek nawet nie miał siły na nią spojrzeć – Marek do cholery jasnej co ty wyprawiasz? Mało ci? – niespodziewanie zaczęła krzyczeć na Marka, nie obchodziło ją to, że jest cały poobijany i obolały.
M: Ula to nie tak…- powiedział słabym głosem.
U: Nie tak! Nie rozśmieszaj mnie! To wszystko przez ciebie‼ - miała gdzieś jego tłumaczenia. On nie miał siły się jej przeciwstawić. Z serca bólem przyjmował kolejne słowa.
W końcu odezwał się Sebastian, który nie mógł już wytrzymać tego jak Ulka wyżywa się na jego przyjacielu.
S: Dosyć! Ulka czy ty tego nie widzisz? Marek cię kocha, robi wszystko, aby ci się przypodobać. Lata jak szalony, zarywa noce, abyś tylko była zadowolona! Ta intryga to był mój pomysł, Marek nie chciał cię oszukiwać. Ja go do tego zmusiłem. Gdy odeszłaś, był cieniem człowieka, nie było z nim żadnego kontaktu. Mówił tylko o tobie i o tym, że cię kocha. Teraz chce, abyś do niego wróciła. W jednym masz rację, to Marek zaczął tą bójkę, ale miał powody. Słyszałem co Piotr mówił, Marek cię tylko bronił! Dziewczyno ty nie masz litości! – wykrzyczał jednym tchem. – Popatrz na niego, on ledwo żyje, a ty zamiast mu pomóc to bronisz tego pożal się boże kardiologa! Przejrzyj na oczy!
Ula kilka sekund stała juk wmurowana, przetwarzała słowa powiedziane, stop wykrzyczane przez Sebastiana. Zdała sobie sprawę, że on ma rację. Zerwała się z miejsca i natychmiast znalazła się przy Marku.
U: Marek! – potrząsnęła nim lekko, nie reagował. – Marek! – bez skutku. – Sebastian dzwoń po karetkę! – po jej twarzy spłynęło kilka łez, dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że go kocha. A on może umrzeć… Przez nią, gdyby nie zgodziła się, aby Piotr z nimi poszedł nic by się nie stało. W pewnej chwili poczuła dłoń na swoim ramieniu. Odwróciła głowę i zobaczyła Piotra. Odepchnęła go.
U: Zostaw mnie w spokoju! Coś ty zrobił idioto?! Przez twoje zachowanie on teraz może umrzeć! Nienawidzę cię! Zejdź mi z oczu! – w chwili gdy skończyła krzyczeć na Piotra przyjechało pogotowie.
Zabrali Marka do szpitala, zaraz za karetką jechała Sebastian razem z roztrzęsioną Ulą. Mimo, że bolała go noga, postanowił prowadzić.

Siedzieli na szpitalnym korytarzu, Markiem zajmowali się lekarze. Ula chodziła tam i z powrotem, nie potrafiła zapanować nad łzami.
U: Jak coś mu się stanie ja sobie tego nie daruję. To moja wina. – użalała się nad sobą.
S: Chcesz znać prawdę? Tak, to przez ciebie. Przez ciebie Marek się zadręczał, prawie nic nie jadł. Wiele razy przy mnie płakał. Ty byłaś dla niego zimna i bezwzględna.
Ula nic się nie odezwała, dobrze wiedziała, że Sebastian miał rację. Po kilkudziesięciu minutach z Sali Marka wyszedł lekarz. Ula od razu do niego podeszła.
U: Panie doktorze co z nim?
L: Jego stan jest stabilny. Ma złamane żebro i lekki wstrząs mózgu. Oprócz tego wiele pokaźnych siniaków na brzuchu i plecach oraz rozciętą wargę
U: Mogę go zobaczyć?
L: Tak, tylko proszę go zbytnio nie męczyć. Jest bardzo słaby.
U: Dobrze. – weszła do Sali, przeraziła się na jego widok. Miał szew na wardze i podbite oko. Jego tułów był schowany pod bandażem. Rozpłakała się jeszcze bardziej, usiadła na jego łóżku i delikatnie pogładziła go po dłoni.
M: Ula…- powiedział słabo.
U: Ciii… Nic nie mów. Marek chciałam cię bardzo przeprosić, dzięki Sebastianowi zrozumiałam to wszystko. Gdy pomyślałam, że mogę cię stracić przeraziłam się i coś do mnie dotarło. Marek ja cię tak bardzo kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. To przeze mnie teraz cierpisz. Wybaczysz mi to wszystko?
M: Uluś, oczywiście, że wybaczam. Nie ma takich słów, które wyrażą to jak bardzo Cię kocham. Też chcę cię przeprosić. – powiedział z trudem.
U: Nie ma za co kochanie. – przysunęła się do niego i delikatnie, aby nie zrobić mu krzywdy pocałowała go w usta. On mimo bólu odwzajemnił pocałunek.
Nareszcie był szczęśliwy… Niewyobrażalnie szczęśliwy...
 

Miniaturka III

Marek wrócił do domu po ciężkim dniu pracy. Zamknął się w łazience i pochylił się nad umywalką. Zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem Uli przed kilkudziesięcioma minutami w firmie. Całował ją, wiedział, że ona tego chciała. Miał namawiać ją na to żeby sfałszowała dla niego ten raport. Nagle do gabinetu wtargnęła Violetta gorączkowo się tłumacząc, że przyszła studiować stosunki, nie wierzył jej. Wiedział, że Paulina kazała jej węszyć. Potem, gdy chciał wrócić do przerwanej czynności Ula oskarżyła go o to, że uwodzi ją tylko dla raportu. Marek się zdenerwował i wyszedł, teraz nie wiedział, dlaczego się tak zdenerwował. Może, dlatego, że ona mówiła prawdę, chodziaż nie był już taki pewny, że chodzi tylko o stanowisko dyrektora. Coraz częściej łapał się na tym, że jego gesty w stosunku do Uli stały się swobodne, nie zmuszał się do nich. Teraz wyrzucał sobie, że zgodził się na tą intrygę wymyśloną przez Sebastiana. Lecz było już za późno na wyjaśnienia, musiał to ciągnąć dalej, a po zarządzie zakończyć. Choć wcale nie był już taki pewny czy chce to kończyć. Czuł coś nieokreślonego do Uli. Nie była to sympatia, to coś więcej, może przyjaźń, choć nie do końca wiedział czy to nie za mało. Doszedł do wniosku, który go przeraził: Ja się w niej zakochałem.-Pomyślał – Zakochałem się w Uli. Nie to nie może być to, zwykłe zauroczenie, fascynacja tą niezwykłą osobą, ale nie miłość. 
Z zamyślenia wyrwał go telefon: 
- Ula? Co się dzieje? 
- Nie mogłam wrócić do domu. Jak jesteś to…, a jak cię nie ma, jak cię nie ma no to już w ogóle. 
- Gdzie ty jesteś? 
- Nad Wisłą. 
- Gdzie nad Wisłą? 
- Nie wiem. Pod jakimś mostem. 
- Ula, Ula, jesteś tam? 
- Tak, tak, tak, jestem to tylko pociąg. 
- Poczekaj na mnie zaraz tam przyjadę. 
- Przyjedziesz? 
- Tak. Tylko nie ruszaj się stamtąd. 
Wziął marynarkę i po cichu, aby nie obudzić Pauliny wybiegł z domu, wsiadł do samochodu i popędził nad Wisłę. Mniej więcej wiedział gdzie znajduje się Ula. Trafił za pierwszym razem. Stała pod mostem kolejowym, czekała na niego. Zaparkował auto i podbiegł do niej. 
-Ula. 
- Przepraszam. 
- Ula nie słyszę, ja nie słyszę. –objął Ulę i położył swoje ręce na jej uszach. Ona pogładziła jego twarz. Marek zbliżył się do Uli i powoli musnął jej usta. Całowali się delikatnie rozkoszując się chwilą. Nagle Marek uświadomił sobie coś, co od jakiegoś czasu podejrzewał. Zakochał się w Uli – swojej asystentce, przyjaciółce i powierniczce. Zrozumiał to dopiero tutaj, gdy zobaczył ją smutną stojącą na wietrze. Długo bił się z myślami, gdy doszedł do wniosku, że chce z nią być już na dobre. Ale, aby to spełnić musiał wyjaśnić jej tą całą intrygę. Bał się, tak cholernie się bał, że Ula go odrzuci, zostawi i nigdy jej nie zobaczy. Musiał to zrobić żeby zacząć nowe życia, wolne od kłamstw i podwójnego życia. Z żalem oderwał się od jej ust i powiedział: 
- Ula musimy porozmawiać, muszę ci coś wyjaśnić. 
-, O co chodzi? 
- Zaraz się dowiesz, chodź usiądziemy na pniu. 
- Dobrze. 
- Ula okłamałem cię. 
- Jak to? O czym mówisz? – Nie wiedziała, o co mu chodzi. 
- o nas, o nasz romans. Obiecaj mi, że wysłuchasz mnie do końca, obiecujesz? 
- Tak. – Zaczęła się bać. 
- Sebastian wymyślił intrygę, abym utrzymał weksle przy sobie. Ja nie chciałem tego robić, ale dokumenty, które znalazłem były jednoznaczne. Miałem cię uwodzi, mówić, że cię kocham. Wszystko po to, abyś nie odeszła z wekslami, a potem żebyś sfałszowała raport. Na początku rzeczywiście udawałem, jednak ostatnio zaczęło się coś dziać. Zauważyłem, że wszystko, co robię z tobą sprawia mi niezwykłą przyjemność. Nie wiedziałem jak nazwać to uczucie aż do dzisiaj. Kiedy przed chwilą całowaliśmy się na tym pomoście zrozumiałem jedno. Ula kocham cię, to już nie jest kłamstwo, chcę byś z tobą. Proszę uwierz mi. – Spojrzał na nią z błagalną miną, w jej oczach lśniły łzy, po kilku minutach ciszy powiedziała ze spokojem. 
- Zawieź mnie proszę do domu. 
- Dobrze chodź do samochodu. – Postanowił na nią nie naciskać, niech przemyśli to, co jej powiedział. Jechali w ciszy, żadne z nich nie miało odwagi się odezwać. Gdy dojechali pod jej dom, Marek się odezwał. 
-Ula proszę przemyśl to, co ci powiedziałem. Poczekam na ciebie ile będziesz potrzebowała czasu.- dziewczyna nic się nie odezwała, wysiadła z auta. Marek z ciężkim sercem odjechał do domu. 

Następnego dnia, ze strachem, który coraz bardziej obezwładniał go wraz z przemierzonym kilometrem jechał do firmy. Przed wejściem do windy jego serce kołatało jak oszalałe, nie wiedział, czego ma się spodziewać ze strony Uli. Wszedł do sekretariatu, ona siedziała przy swoim biurku i pracowała. Nie zauważyła jak wszedł. 
-Ula możemy porozmawiać? 
- Tak, chyba tak. 
- Chodź do mojego gabinetu. – Gdy weszli, Marek ostrożnie zapytał. 
- Myślałaś nad tym, co ci powiedziałem wczoraj nad Wisłą? 
- Tak. 
- I co? – Zapytał z wielkim strachem. 
- Postanowiłam, że ci wybaczę, za bardzo cię kocham, żebym mogła postąpić inaczej. Każdy popełnia błędy i ja to rozumiem. Ale, Marek jeszcze jeden taki numer i koniec z nami na zawsze. To, że ci wybaczyłam, nie znaczy, że potrafię ci do końca zaufać. Będziesz musiał mi cały czas udowadniać, że mnie kochasz i, że się zmieniłeś. 
- Ula, kochanie tak bardzo ci dziękuję. Będę się starał jak najlepiej tylko potrafię, aby ci to udowodnić i odpokutować swoje winy. Mogę cię pocałować? – Przybliżył się do niej powoli. 
- Tak. – Powiedziała niepewnie, Marek musnął usta Uli, po chwili zanurzyli się w namiętności. 
- Kocham cię. 
- Ja ciebie też. 

Miniaturka II

Siedzisz na parapecie w waszym mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Waszym – jak to słowo dziwnie brzmi. Mimo, że minęły już dobre cztery lata odkąd zamieszkałaś razem z nim nie czujesz się tutaj bezpiecznie. Wpatrując się krople deszczu spływające po szybie, wracasz wspomnieniami do tych cudownych chwil spędzonych ze swoją prawdziwą i jedyną miłością – Markiem. Zastanawiasz się, co by było gdybyś nie potraktowała go wtedy na pokazie jak śmiecia, on przyjechał, przeprosił, chciał być razem z tobą. A ty, co zrobiłaś? Po raz kolejny zraniłaś go mówiąc, że nic nie czujesz. Wyjechał, nie chciał ci przeszkadzać, nie chciał wam przeszkadzać. Od tego czasu jesteś z Piotrem, okłamujesz jego i siebie. Wzięłaś go za człowieka, który może cię wyleczyć z tej miłości. To beznadziejne, miałaś na wyciągnięcie ręki mężczyznę, którego naprawdę kochałaś. A ty wybrałaś Piotra. Potraktowałaś go jako podróbkę, nędzny zamiennik, który pomoże ci w chorobie zwanej miłością. Dopiero niedawno zrozumiałaś, że kochałaś Marka i tylko Marka, nadal go kochasz i nie możesz bez niego żyć. Jest ci potrzebny jak tlen do oddychania, jak woda kwiatom. 
Przez swoją głupotę tak jest, straciłaś miłość i nie tylko. Straciłaś dziecko, które było jedyną pamiątką po nim, gdyby nie ten wypadek, który zresztą sama spowodowałaś teraz miałabyś się, kim opiekować. Po tym wszystkim przeprowadziłaś się do Piotra, udawaliście szczęśliwą parę, choć nie do końca tak było. Nie mogliście się dogadać, ale to nic takiego. Wkrótce jednak Piotr jako twój chłopak zaczął domagać się czegoś więcej. Chciał abyś mu się oddała, on naprawdę cię kocha. A ty bawisz się nim, zmieniłaś się nie do poznania. Nie jesteś już tą samą wesołą i ufną Ulą. Stałaś się oziębła i zamknięta w sobie. Coraz częściej myślisz o samobójstwie, nie masz, po co żyć. Jednak, gdy patrzysz na Beatkę, Jaśka i swojego ojca odganiasz od siebie te myśli, wiesz, że nie możesz im tego zrobić. 
Pewnego dzwoni do ciebie Helena, matka Marka. Jesteś zdziwiona tym telefonem. Ona mówi ci, że Marek ma raka, jest umierający. Prosi cię o spotkanie z nim. Zaczynasz płakać, szybko zgadzasz się i z impetem rzucasz telefon o ścianę. Spazmatyczny szloch ogarnął twoje ciało. Chcesz, aby to wszystko okazało się tylko koszmarem, z którego zaraz się obudzisz. Bez zastanowienia chwytasz torebkę i wybiegasz z bloku. Tam zimne krople listopadowego deszczu tuszują twój płacz. Biegniesz do samochodu i ruszasz z piskiem opon do szpitala podanego przez Dobrzańską. Starasz się skupić na drodze, warunki są naprawdę ciężkie. Po kilkunastu minutach docierasz do szpitala. Wpadasz do Sali gdzie leży twój ukochany. Widok, który ujrzałaś totalnie cię przeraził. Marek był blady, wychudzony i przypięty do jakiś urządzeń milionem kabli. Spał, nie usłyszał, gdy weszłaś. Usiadłaś obok niego i złapałaś go delikatnie za rękę. Obudził się, spojrzał na ciebie i lekko się uśmiechnął. 
„Ula przyszłaś” – powiedział słabym głosem, 
„Nie mogłam inaczej postąpić.” 
„Ula dziękuję ci, że przyszłaś, ja umieram. Jednak przedtem chciałem ci coś powiedzieć. Kocham cię i zawsze cię kochałem, wiem, że źle postąpiłem, ale proszę wybacz mi.” – Powiedział z prośbą w głosie. 
„Już dawno ci wybaczyłam i również bardzo mocno cię kocham”. 
„Ula, chciałem to zrobić zaraz po zarządzie, ale nie dałaś mi szansy. Od tej pory cały czas mam go przy sobie.” – Sięgnął po małe pudełeczko – „Wiem, że to nie ma sensu, bo i tak zaraz umrę, ale proszę przyjmij ten pierścionek. Chcę, abyś go nosiła, pragnąłem się z tobą ożenić, mieć dzieci”. – Mówił z coraz większym trudem, ty byłaś zaskoczona, jednak bez wahania powiedziałaś. 
„Marek oczywiście, że go przyjmę, ale muszę ci coś wyznać. Ja byłam z tobą w ciąży. Lecz przez swoją głupotę poroniłam. Przepraszam, wybacz mi.” 
„Kochanie wybaczam” – schyliłaś się i przytuliłaś go, trwałaś tak chwilę. 
Po chwili usłyszałaś ten przeraźliwy dźwięk. Oderwałaś się od ukochanego, miał zamknięte oczy, umarł. Specjalnie czekał na ciebie, aby ci powiedzieć to wszystko. Wybiegłaś ze szpitala, biegłaś przed siebie ile sił w nogach. Mimowolnie dotarłaś nad Wisłę, chciałaś to wszystko skończyć, nie miałaś wyjścia. Jeżeli Bóg nie pozwolił wam być razem tutaj, na ziemi to może chodziaż tam to się stanie. Chciałaś być przy nim, niewiele myśląc weszłaś na pomost. Mocno ścisnęłaś pierścionek, który dostałaś od Marka i biorąc głęboki oddech skoczyłaś. Po chwili już nic nie czułaś. 
Obudziłaś się zlana potem, spojrzałaś na zegarek, była godzina dziewiąta, Piotr już dawno był w pracy. Zerwałaś się z łóżka i ubrawszy się wybiegłaś z domu. Skierowałaś się do domu Dobrzańskich seniorów, może oni będą wiedzieć gdzie jest Marek. Drzwi niespodziewanie otwiera ci twój ukochany. Jest zaskoczony, niemniej niż ty. 
„Marek, tak bardzo cię przepraszam za moje zachowanie, nie powinnam była. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo cię kocham.” 
„Ula nawet nie wiesz jak długo czekałem na te słowa. Ja też cię kocham” – połączyliście się w namiętnym pocałunku. Już wiedziałaś, że chcesz spędzić resztę życia właśnie z nim. Nic innego się dla ciebie liczy. 

Miniaturka I

Ta miniaturka nawiązuje do mojego opowiadania Ula i Marek po pokazie FD Gusto. 

Odkąd skończyłem osiemnaście lat moim życiem kierowali rodzice. Wcześniej myślałem, że gdy będę pełnoletni w końcu będę niezależny, pójdę na swoje i znajdę dobrą pracę. Jednak nie wszystko było takie jak mi się wcześniej wydawało. W prawdzie w wieku dwudziestu lat poszedłem na swoje, a właściwie na nasze z Pauliną. Zacząłem z nią chodzić, gdy miałem około szesnastu lat to było chwilę po tym jak rodzice Pauliny i Aleksa zginęli w wypadku samochodowym. Na początku naszego związku naprawdę ją kochałem, byliśmy szczęśliwi, bardzo szczęśliwi. Paulina była miłą, ciepłą dziewczyną podobnie jej brat, Aleks. Wszystkie problemy w moim związku zaczęły się kilka lat potem, gdy ojciec zatrudnił mnie w firmie Febo&Dobrzański, którą tata założył razem z ojcem Pauliny i Aleksa. Byłem dyrektorem do spraw promocji, a co się z tym wiąże udział w wielu sesjach fotograficznych razem z pięknymi modelkami. Wtedy zacząłem zdradzać Paulinę, były to krótkie, przelotne romanse z tzw.„dziewczynami na jedną noc”. Nigdy nie pomyślałem o tym, aby przekształcić to w związek, żadnej nie obiecywałem zerwać z moją dziewczyną. Zawsze wracałem do Pauli. Sebastian Olszański mój wieloletni przyjaciel „z piaskownicy” i dyrektor HR w firmie ojca był towarzyszem do zabawy w klubach, zawsze krył mnie przed Pauliną, rodzicami i pracownikami firmy. Po jakimś czasie „przebierania w modelkach” przespałem się nawet z Julią Sławińską, ówczesną dziewczyną Aleksa. Ona by romans się nie wydał uciekła do Anglii. Jednak jakimś sposobem Febo dowiedział się o nim, na szczęście nic nie powiedział Paulinie. Od czasu tego romansu Aleks zaczął mi rzucać kłody pod nogi w życiu zawodowym jak i prywatnym. Razem ze swoim przydupasem Adamem Turkiem zaczęli knuć przeciwko mnie. Swoją drogą to, jaki to zbieg okoliczności. Człowiek, który był niezdarą, uzależniony od swojego pana i władcy, którym bezapelacyjnie był Aleks miał nazwisko odzwierciedlające jego inteligencję. Lecz zawsze z problemów stwarzanych przez Aleksa i Adama wychodziłem obronną ręką. Zacząłem uprzykrzać Aleksowi życie ośmieszając go przed zarządem i firmą. Za to dostawało mi się od Pauliny i od rodziców. Powoli zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że ja i Paulina to zupełnie inna bajka. Jednak bałem się reakcji rodziców. Gdy już myślałem, że do końca życia będę się męczył z Pauliną, zdradzając ją z coraz to nowszymi panienkami w moim życiu pojawił się ktoś wyjątkowy, ( lecz ja jeszcze o tym nie wiedziałem). 
Pewnego dnia, do Febo&Dobrzański przyszła niepozorna dziewczyna, prawdę mówiąc brzydka. Zielone, źle dopasowane okulary, aparat na zębach, grzywka, której nie powstydziłyby się kobiety na wsi w zeszłym stuleciu i do tego niedobrane kolorystycznie do siebie ubrania, które wyglądały jak po babci. Ta kobieta o imieniu Ula przyszła do firmy ubiegać się o posadę mojej sekretarki. Nie byłem do niej przekonany, mówiąc szczerze patrzyłem na nią z obrzydzeniem. Lecz po moim wypadku samochodowym, z którego mnie uratowała coś we mnie pękło i zrozumiałem, że ona zrobiła dla mnie więcej niż niejeden przyjaciel. Postanowiłem ją zatrudnić. Po jakimś czasie awansowała na moją asystentkę. 
Zaczęliśmy się przyjaźnić, jej mogłem się zwierzyć ze wszystkiego, co mnie trapiło, z problemów w związku, w którym mi się bardzo nie układało, z kłopotów w firmie. Ona niczym dobry anioł wysłuchała mnie i doradziła. I co najważniejsze nie oceniała. 
Naszą harmonię w przyjaźni zakłócił jej pocałunek. Ula Cieplak mnie pocałowała! Nie mogłem tego tak zostawić chciałem się dowiedzieć, dlaczego to zrobiła. Ula powiedziała, że mnie kocha. Chciała odejść z firmy, ostatnimi siłami ją zatrzymałem. 
Gdy jakiś czas później wzięła dla mnie drugi kredyt dałem jej weksle na 50% udziałów w FD. Wierzyłem jej i wiedziałem, że ona nie wykorzysta tego przeciwko mnie. Jednak naciskany przez Sebastiana zacząłem ją„urabiać. Całowałem, zabierałem na randki, było to też po to, aby została dyrektorem finansowym sfałszowała dla mnie raport, który w prawdziwym wydaniu mógłby zagrozić mojej prezesurze. W końcu wyznałem jej miłość i zacząłem obiecywać, że zerwę z Pauliną jednak nie potrafiłem tego zrobić. Na początku nie kochałem Uli, a może tylko tak mi się wydawało, tak było po prostu łatwiej. Lecz po pamiętnym wieczorze nad Wisłą zrozumiałem, co czuję do Uli. Zrozumiałem, że ją kocham. 
Ula sfałszowała raport i gdy chciałem już zerwać z Pauliną ona znalazła w biurku list i prezenty od Sebastiana, którymi miałem zwodzić Ulę. Ona odeszła z firmy, na nic były moje tłumaczenia, przeprosiny. Napisałem do niej list i czekałem aż się odezwie jednak nic takiego się nie stało. Ula wyjechała na Mazury, bardzo za nią tęskniłem. Zerwałem z Pauliną wyprowadziłem się, wynająłem mieszkanie na ulicy Siennej z myślą, że jak przekonam Ulę, że ją kocham zamieszkamy w nim razem. Nic takiego się nie stało, gdy wróciła do firmy była… inna….Piękna. Już zaczęła się do mnie przekonywać, kiedy na horyzoncie pojawił się pewien mężczyzna. Piotr jak się potem okazało był kardiologiem i ona poznała go tam, na Mazurach. Ula została prezesem ja jej pomagałem. Szykowaliśmy pokaz nowej kolekcji – F&D Gusto. Wszystko było w porządku(nie wliczając bójki z Piotrem po której Ula nie źle się na mnie wkurzyła) a tu ten doktorek zaproponował jej wyjazd do Bostonu! I to na rok! Dostał tam propozycję stażu, Ula nie wiedziała, co ma zrobić. 
Kilka dni przed pokazem nowej kolekcji miałem wypadek, Ulanie była u mnie w szpitalu, przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Paulina się mną „opiekowała”, postanowiłem, że wyjadę z nią do Mediolanu i w ten sposób nie będę się katował widywaniem Uli w objęciach tego, tego doktorka w polo. Lot miał się odbyć w dniu pokazu, Sebastian do końca przekonywał mnie żebym został, żebym spróbował jeszcze raz. Ja go nie słuchałem, gdy wyjeżdżałem na lotnisko zatrzymał mnie Piotr, powiedział, że Ula z nim zerwała i tylko mnie kocha. Na złamanie karku popędziłem na pokaz. Tam przed budynkiem dostrzegłem JĄ. Stała przy budce telefonicznej w śnieżnobiałej sukni ślubnej. Do kogoś dzwoniła, podszedłem bliżej, aby usłyszeć, z kim rozmawia. Ona mówiła (do sekretarki) „ Hej Marek dzwonie żeby powiedzieć ci nie odlatuj, błagam, nie odlatuj dobrze? Proszę! No to tyle.” 
Podszedłem bliżej i powiedziałem: „Ula, kochanie nigdzie się nie wybieram. Kocham cię i nigdy nie przestanę.” Ula obróciła się, patrzyła na mnie jak na zjawę, po chwili przytuliła się do mnie. 



Od czasu pokazu minęły trzy lata, ja i Ula jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Mamy dwoje dzieci, trzy letnią córeczkę Julię i miesięcznego synka Łukaszka. Tworzymy kochającą rodzinę. Wreszcie zrozumiałem ,co to jest miłość i ciepło rodzinne, teraz nie wyobrażam sobie życia bez moich trzech skarbów. Jednak prawdziwa miłość przezwycięży wszystko. 

Ula i Marek - inna historia XII - ostatni

Dzień w Febo&Dobrzański minął niespodziewanie szybko, nie było zbyt dużo pracy. Teraz, przed świętami nie mieli żadnych ważnych spraw.Wszyscy pracownicy zaczynali czuć już magię zbliżających się wielkimi krokami Świąt Bożego Narodzenia. A to wszyscy bez wątpienia lubili najbardziej. 
Punkt siedemnasta Marek wyszedł ze swojego gabinetu. 
M: Ula jedziemy już? 
U: Marek, dzisiaj nie jadę z tobą, chciałabym porozmawiać z tatą o nas. 
M: Kochanie myślałem, że załatwimy to razem. 
U: Tak wiem, ale uważam, że lepiej będzie jak najpierw sama z nim porozmawiać. To na pewno będzie dla niego dużym zaskoczeniem. Na rodzinne spotkania będzie jeszcze czas. Nie gniewaj się. 
M: Skądże skarbie, nie gniewam się. Doskonale rozumiem twoją decyzję i wydaje mi się, że to jest chyba najlepsze rozwiązanie. Chodź podwiozę cię. 
U: Nie trzeba, poradzę sobie. Zaraz mam autobus. 
M: Daj spokój, nie będziesz się tłukła autobusami. Chodź. 
U: No dobrze. 

Po kilkudziesięciu minutach srebrny rodzinny Mercedes zaparkował pod domem numer osiem w podwarszawskim Rysiowie. 
U: Zostanę na noc, przyjadę prosto do pracy. Jedź ostrożnie Marek, jest bardzo ślisko. Zadzwoń jak dojedziesz. Do jutra. 
M: Dobrze. Do jutra. – Pocałowali się i Ula wyszła z samochodu. 
Z trudem doszła do drzwi wejściowych, duży wiatr i zawierucha skutecznie jej to utrudniała. Otrzepała kurtkę ze śniegu i weszła do domu, od razu poczuła przyjemne ciepło i usłyszała śmiech Beatki dochodzący z salonu. Rozebrała się i skierowała się do wspomnianego wcześniej pomieszczenia. 
U: Cześć wszystkim. 
B: Ulcia! – Krzyknęła mała i po chwili znalazła się w ramionach siostry. – Bardzo się za tobą stęskniłam. Długo nie przyjeżdżałaś. 
U: Ja za tobą Beti też się stęskniłam. Wiem, przepraszam, ale ostatnio miałam dużo pracy. Obiecuję, że się poprawię. A Jasiek gdzie? 
Józ: Jak zwykle u Kingi, córeczko zjesz coś? 
U: Chętnie tato, jestem głodna jak wilk. 
Józ: Mam barszczyk czerwony i paszteciki, może być? 
U: Oczywiście. – Józef poszedł do kuchni, podgrzać barszcz, Ula udała się za nim. 
U: Tato możemy porozmawiać? 
Józ: Jasne, stało się coś? 
U: W pewnym sensie. Tato jakby to powiedzieć…Ja i Marek, my jesteśmy razem. 
Józ: Jak to? Przecież on ma żonę i dziecko! 
U: Rozwiódł się z Pauliną kilka dni temu, Mania została z nim. Kochamy się, chcemy być razem. Wiedziałam, że się nie ucieszysz. 
Józ: Ulcia to nie tak. Cieszę się, nawet bardzo. Po prostu mnie zaskoczyłaś, nic o tym nie wiedziałem. Jestem szczęśliwy, że znalazłaś wreszcie kogoś, kto cię pokochał i jest ci z nim dobrze. 
U: Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, dziękuję. 
Józ: Nie ma za co. Siadaj i jedz. – Postawił przed nią kubek z parującym barszczem i dwa paszteciki. – Zostaniesz na noc? 
U: Taki miałam zamiar, mogę? 
Józ: Oczywiście, ten dom na zawsze pozostanie twoim domem możesz tu spać kiedy chcesz. – Rozmowę przerwał dźwięk telefonu Uli. 
U: Cześć kochanie. 
M: Cześć Ula. Dojechałem już. 
U: To dobrze. 
M: Rozmawiałaś z ojcem? 
U: Tak. 
M: I co? 
U: Wspaniale, wszystko gra. 
Józ: Pozdrów Marka! – Wtrącił się Józef. 
U: Masz pozdrowienia od taty. 
M: Dziękuję. Dobrze Ula to ja już kończę, do jutra. 
U: Pa. 
Rozłączyła się, dokończyła jeść i poszła bawić się z Beatką. Jednak nie potrwało to długo, bo dziewczynka zrobiła się senna. Ula przeczytała jej bajkę na dobranoc i poszła wziąć kąpiel. Usiadła w wannie wypełnionej pianą i odprężyła się. Bardzo się cieszyła, że jej rodzina zaakceptowała Marka i cieszą się ich szczęściem. Tylko jedna myśl ciągle nie dawała jej spokoju, a mianowicie Helena. Nie mogła zrozumieć dlaczego mama Marka pała do niej aż taką nienawiścią. Przecież nic jej nie zrobiła, to nie przez nią rozpadło się małżeństwo jej syna z Pauliną. Jeszcze bardziej się zmartwiła po tym jak Paula opowiedziała jej o rozmowie z byłą teściową. Chciała być z nią szczera. Z tej rozmowy jednoznacznie wynikało, że do Heleny nie docierały żadne słowa, nawet jej ukochanej Paulinki. 

Następnego dnia. 
Ula razem z Markiem weszła do mieszkania Dobrzańskiego, ustalili, że ten weekend spędzą razem. Postanowili zaprosić na jutrzejszy obiad Krzysztofa, wiedzieli, że i tak Helena nie przyjdzie. Dobrzański senior kibicował temu związkowi, nie miał absolutnie nic przeciwko Uli, traktował ją jak córkę. 
Gdy tylko przekroczyli próg salonu na ich szyjach zawisła Marysia. 
Mar; Ciocia Ula! Zostaniesz z nami na weekend? – Zapytała z nadzieją w głosie. 
U: Oczywiście kochanie. 
Mar: Tak!! – Zawołała i wykonała na środku salonu „taniec radości”. 
M: Ula odpocznij sobie, a ja przygotuję kolację. 
U: Nie, nie tym razem moja kolej. Pobaw się z Manią. – Udała się do kuchni i szybko wyjęła na blat warzywa, ser feta i wędzonego kurczaka. Zwinnie pokroiła pomidory, ogórki, sałatę i rzodkiewkę, które po chwili wylądowały w szklanej misce. Do nich dołączył ser feta i wcześniej lekko podgrzany kurczak. Ostatni etap, sos. Wyjęła z lodówki majonez, musztardę i ketchup, wszystko zmieszała w małej miseczce. Po chwili weszła do salonu z miską sałatki i talerzami w rękach. 
U: Zapraszam do stołu. – Całą trójką usiedli przy stole i zaczęli się zajadać. 
M: Ula to jest przepyszne. – Powiedział. 
U: Dziękuję, nic specjalnego. 
M: Mylisz się, wcześniej niczego tak pysznego nie jadłem. 

Po zjedzonym posiłku, razem pozmywali naczynia. Marek wykąpał Marysię, a Ula opowiedziała jej historię na dobranoc. Po niedługim czasie, gdy dziewczynka zasnęła Ula zeszła do salonu, czekał tam na nią Marek. 
U: To co robimy? – Zapytała Ula siadając koło niego. – Może jakiś film? 
M: Mam inny, z pewnością lepszy pomysł. – Spojrzał na nią z błyskiem w oku, a ona już wiedziała o co chodzi. Wziął ją na ręce i posadził na stole nie przestając całować. Rękami pieścił jej jędrne piersi, które uwolnił spod koronkowej bluzeczki. Ona odpinała jego spodnie, które po chwili razem z bokserkami wylądowały na podłodze. Dotknęła jego męskości, jęknął, był wniebowzięty. Całował jej piersi z ogromną czcią, po chwili postawił Ulę na podłodze i pozbył się zbędnych części ich garderoby. Z sekundy na sekundę był coraz bardziej podniecony, wiedział, że już nie wytrzyma. Ułożył ją na kanapie i nie czekając już na nic wszedł w nią. Najpierw poruszał się delikatnie, aby potem przyspieszyć. Chciał jak najszybciej doprowadzić oboje do spełnienia. 
Tej nocy kochali się jeszcze dwa razy, jednak już nie tak szaleńczo jak za pierwszym razem. Delektowali się sobą i swoją bliskością. Pasowali do siebie jak dwie krople wody. Dopełniali się nawzajem. 

„Teraz wiem, tak już jest Jesteś częścią mnie Każdym dniem każdą z chwil
Jesteś częścią mnie.” 

Ula i Marek - inna historia XI

Wyszli z Sali konferencyjnej, z Uli i Marka zszedł cały stres. Cieszyli się, że Aleks w końcu został zwolniony z firmy, wreszcie będą mogli pracować bez strachu o ciągłe przekręty Febo. 
K: My już lecimy. Trzymajcie się dzieci. – Podszedł do Uli i Marka. 
M: Dowidzenia tato. Dziękuję, że zadziałałeś w sprawie Aleksa. 
K: Nie ma, za co synu. Wreszcie zauważyłem, że on nie jest wcale taki święty, za jakiego go miałem. Żałuję, że wcześniej nie przejrzałem na oczy. Tyle problemów by nas ominęło. 
U: Panie Krzysztofie było minęło. Ważne, że od teraz będzie już dobrze. 
K: Masz rację Urszulo. – Ucałował jej dłoń. – Uciekam, Helena pewnie się niecierpliwi. – Odszedł w stronę wind. 
Stali jeszcze chwilę na środku korytarza, gdy podeszła do nich Paulina. 
P: Marku, czy mogę wyjść na kilka godzin? Chciałabym zrobić rozeznanie w sklepach jubilerskich, Pshemko niedługo będzie domagał się biżuterii do kreacji. 
M: Oczywiście Paula. 
P: Dziękuję – już miała odchodzić, gdy zatrzymała ją Ula. 
U: Pani Paulino. 
P: Tak? – Odwróciła się jak na komendę. 
U: Chciałam pani podziękować za to, że wsparła mnie pani przed mamą Marka. Ona delikatnie mówiąc mnie nie lubi. 
P: Nie ma, za co. Gdybym nie uważała, że pani sobie poradzi na pewno bym tego nie zrobiła. Wiem, że Helena pani nie toleruje, słyszałam te przykre słowa, które wypowiedziała na pani temat. Proszę mi mówić po imieniu, tak będzie przyjemniej. Paulina. – Wyciągnęła do niej rękę. 
U: Dziękuję. Oczywiście. Ula. – Uścisnęła jej dłoń. 
P: Muszę już iść. Do zobaczenia później. 
U, M: Cześć. – Ula i Marek weszli do jego gabinetu. 
M: Ula zadzwonisz do Doroty? Chciałbym wiedzieć czy przyjmie naszą propozycję. 
U: Jasne, już dzwonię. – Wyciągnęła telefon i wybrała odpowiedni numer. Po kilku sygnałach usłyszała głos przyjaciółki – Cześć Dorotko. 
D: Ula? Dawno się nie odzywałaś. Co u ciebie? 
U: Wszystko dobrze, znalazłam nową pracę. A u ciebie? 
D: A ja nadal bez pracy. Ale mam jedną dobrą wiadomość. Zaręczyłam się z Maćkiem! 
U: Z Maćkiem? No coś ty! Gratuluję. A co do pracy to chyba znalazłam ci posadę. Tylko czy chciałabyś wrócić do Polski? 
D: Oczywiście, o niczym innym nie marzę. Maciek zresztą też, co to za praca? 
U: W firmie, w której pracuję potrzebny jest dyrektor finansowy. Zgadzasz się? 
D: Pewnie! 
U: Znakomicie, w takim razie mogłabyś przyjechać do końca tygodnia na rozmowę? 
D: Dobrze i tak nie mam tu nic do roboty. Myślę, że w piątek będę mogła przyjechać. Dam ci znać, w takim razie zaraz zabukuję bilet. 
U: Okey, zawiadom mnie, o której przylecisz. To do zobaczenia. 
D: Pa. – Ula rozłączyła się, miała na ustach szeroki uśmiech. 
U: Zgodziła się, przyleci w piątek. Marek nie uwierzysz. 
M: Co się stało? 
U: Dorota zaręczyła się z Maćkiem. 
M: Z Maćkiem? Nie sądziłem, że coś z tego będzie. 
U: Ja też nie, widocznie są dla siebie przeznaczeni. 
M: Tak jak my. – Przytulił ją do siebie i namiętnie pocałował. 

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ 

-Sąd Rejonowy w Warszawie orzeka, iż małżeństwo zawarte dnia 14 maja 2006 roku, przez Paulinę Febo-Dobrzańską i Marka Dobrzańskiego, zostaje rozwiązane bez orzekania o winie. Nieletnia Maria Helena Dobrzańska zostaje pod opieką ojca. Ze względu na widoczny brak zainteresowanie córką, sąd odbiera matce prawa do opieki nad dzieckiem. 
Marek z radością wsłuchiwał się w wyrok wydany przez Sąd. Tego dnia zakończył się kolejny, niezbyt udany rozdział w jego życiu Pt. „Małżeństwo z Pauliną”. 

Wyszedł z budynku razem z Pauliną. 
M: Cieszę się, że wszystko tak szybko poszło. 
P: Ja też. Życzę ci, przepraszam wam szczęścia. To, co przyjaciele? 
M: Przyjaciele. – Przytulili się po przyjacielsku i pożegnali się. 
Rozejrzał się i po chwili zauważył Ulę z Marysią goniące się po trawie. Podszedł do nich. 
U: No i jak? 
M: Znakomicie. Wreszcie jestem wolny, teraz możemy być naprawdę razem. – Przytulił ją do siebie. W tym momencie zaczął sypać śnieg. Nic dziwnego, w końcu to był początek grudnia. 
U: Bardzo się cieszę kochanie. – Pocałował ją w usta. 
M: Ja też się ogromnie cieszę. Z tej okazji zapraszam cię na pyszny obiad. 
U: Bardzo chętnie, jestem głodna jak wilk. – Udali się w stronę pobliskiej resteuracji. 

Weszli do mieszkania Marka, było już kilka minut przed siódmą. Byli szczęśliwi, to był bardzo udany dzień. Po obiedzie wybrali się do kina, Marysia zaciągnęła ich na bajkę. 
Rozebrali się, Ula pomogła Markowi w przygotowaniu kolacji. Po kilkunastu minutach siedzieli przy stole zajadając się kanapkami. 
U: Już późno, będę się zbierać. – Powiedziała zerkając na zegarek. 
M: Ula zostań. Napijemy się wina, porozmawiamy. Nie daj się prosić. 
U: No dobrze, niech ci będzie. 
M: Mania szoruj się myć i idziemy spać. 
Man: Ciociu przeczytasz mi bajkę? 
M: Oczywiście. 
Po pół godzinie Marysia już spała. Ula i Marek usiedli w salonie sącząc wino. 
M: Ula trzeba powiedzieć twojej rodzinie, że jesteśmy razem. Ludzie z firmy też nic nie wiedzą. 
U: Masz rację, zrobimy to w najbliższym czasie. Zwołamy zebranie dla pracowników. 
M: Zgoda. – Przystał na jej propozycję. – To, co robimy? Obejrzymy jakiś film? 
U: Nie, myślałam, że zajmiemy się, czym innym. – Zaczęła go całować. 
M: Jesteś tego pewna? 
U: Jak niczego innego. 
Marek był zachwycony, odstawił kieliszki i niemal rzucił się na nią. Obcałowywał każdy skrawek jej twarzy, pocałunkami znaczył kształt jej ust. Odpinał guziki jej satynowej bluzeczki, z pocałunkami przeniósł się teraz na jej brzuch. Ona nie była mu dłużna, drżącymi rękami ściągała jego koszulę. Przerwał na chwilę, usadził ją sobie na kolanach i szybkim ruchem odpiął jej biustonosz. Z delikatnością pieścił jej piersi jednocześnie całując ją w usta. Wstał, objęła go nogami w pasie, udali się do sypialni. Postawił ją, rozpiął zamek spódniczki, która natychmiast opadła na ziemię. Po chwili jej los podzieliły figi Uli. Marek stał przez chwilę bez ruchu, napawał się pięknem jego ukochanej. 
M: Jesteś piękna. – Szepnął cicho, na jego słowa na jej twarzy pojawiły się dwa urocze rumieńce. 
M: Nie wstydź się kochanie. – Szybko pozbył się swojej garderoby i wrócił do przerwanej czynności. Całował jej ciało z niewyobrażalną czcią, ona błądziła rękami po jego plecach. Ułożył ja łóżku i zawisł nad nią, chwilę jeszcze pieścił jej ciało, gdy nie wytrzymał i wszedł w nią. Zaparło jej dech, początkowy ból po chwili zamienił się w nieopisaną rozkosz. 

Weszli do gabinetu Marka, usiedli na kanapie i wyjęli papiery. Zaczęli czytać list od Przemka, podał im ceny usług, którymi Marek był zainteresowany. Umówili się na niedzielę na podpisanie umowy. Do tego czasu mieli pomyśleć nad wyglądem tych reklam i ostatecznie umówić z zarządem ich współpracę. Marek włączył laptopa i odpisał Przemkowi, że zgadza się na te warunki. 
Ula poszła spakować swoje rzeczy, od dzisiaj zaczynała zastępować Aleksa na stanowisku dyrektora finansowego. Po kilkunastu minutach była już w swoim tymczasowym gabinecie. Marek wprowadził ją w bieżące sprawy i razem udali się do Sali konferencyjnej. Mieli ogłosić, że są razem. Weszli do pomieszczenia, byli już wszyscy pracownicy oraz rodzice Marka. Nikt oprócz Dobrzańskich seniorów, Seby oraz Pauliny nie wiedział o ich związku. 
M: Kochani zebraliśmy się tu, ponieważ ja i Ula chcieliśmy wam coś ogłosić. Jesteśmy razem, bardzo się kochamy i chcemy zacząć wspólne życie. Uprzedzając wasze pytania, z Ulą spotykałem się jeszcze podczas trwania małżeństwa z Pauliną. To nie przez nią rozwiodłem się z Paulą, ona tylko otworzyła mi oczy na niektóre sprawy. 
Nagle na Sali rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, to szklanka, którą upuściła Helena. Była zaskoczona, że Marek tak spokojnie o tym wszystkim mówi. 
„Przecież on się kompromituje! Ja nie mam zamiaru na to patrzeć.”- Pomyślała i wyszła z gabinetu. Paulina wyszła za nią, już wiedziała, co ma zrobić. 
Pracownicy Febo&Dobrzański zaczęli serdecznie gratulować Uli i Markowi. Cieszyli się ich szczęściem. 

Paulina wyszła za Heleną, dogoniła ją przed windami. 
P: Heleno czy możemy porozmawiać? 
H: Dobrze. Może przejdźmy do bufetu? 
P: Oczywiście. 
Weszły do bufetu, był pusty. Usiadły przy jednym ze stolików. 
H: Paulinko, o czym chciałaś ze mną porozmawiać? 
P: O Uli i Marku. 
H: Nie mam ochoty rozmawiać o tej wieśniaczce. 
P: Heleno, nie rozumiem, dlaczego jesteś do niej taka uprzedzona. To nie jest jej wina, że się rozwiedliśmy. Prędzej i później i tak by do tego doszło. My z Markiem po prostu do siebie pasowaliśmy, a przede wszystkim nie kochaliśmy się. Narodziny Marysi tylko pogorszyły sprawę, nie umiałam jej pokochać. Marek na początku to znosił, ale z czasem było mu coraz trudniej. W końcu zakochał się, zakochał się w Uli. Ona jest miłą i ciepłą osobą, Ula bardzo go kocha, jego i Marysię też. Jestem pewna, że będzie z nim szczęśliwy. Uszanuj to. 
H: Nie mogę uwierzyć, że mówisz to z takim spokojem. On cię zranił, zdradził, a ty jeszcze bronisz jego i tej dziewuchy? Nie spodziewałam się tego. 
P: Ale Heleno… - nie dokończyła, bo Dobrzańska mu przerwała. 
H: Nie ma żadnego „ale”. Do widzenia. – Wstała i wyszła z bufetu. 
Paulina załamała ręce, z całego serca chciała pomóc Uli. Bardzo ją polubiła i chciała żeby Helena ją polubiła. Rozstanie z Markiem bardzo ją zmieniło, stała się zupełnie inną kobietą. Jednym słowem odżyła, potrafi cieszyć się życiem. Wcale nie przeszkadzało jej to, że Marek odszedł do innej kobiety. Chciała jego szczęścia, bo traktowała go jak brata. 

Ula i Marek - inna historia X

Siedzieli w klubie 69, Dawno nie mieli okazji porozmawiać ze sobą. Najpierw sprawa z Ulą, teraz problemy z Aleksem, to sprawiło, że Sebastian nie wiedział co dzieje się w życiu jego kumpla. Dzisiaj dowiedział się, że Marek się rozwodzi, wiedział, że nie układa mu się w małżeństwie z Pauliną, ale nie przypuszczał się posunie do takiego kroku. Przez dziesięć minut siedzieli w ciszy, pierwszy odezwał się Seba. 
S: Marek możesz mi powiedzieć, co się dzieje? Wcześniej nie chciałeś się rozwodzić, a teraz, co się zmieniło? 
M: Po prostu to przemyślałem. A poza tym zakochałem się. 
S: Zakochałeś się, w kim? – Sebastian był zdziwiony, jego przyjaciel się zakochał! 
M: W Uli. – Powiedział krótko, na te słowa Sebastian zakrztusił się pitym właśnie trunkiem. 
S: W Uli? Tej Uli? Twojej przyjaciółce? 
M: Tak Sebastian w tej samej. 
S: Tak nagle? Jeszcze dwa tygodnie temu nic nie mówiłeś. 
M: To dojrzewało we mnie od dawna, dopiero, gdy Ula zaczęła pracować w FD zrozumiałem, że ją kocham. Ona też mnie kocha. 
S: Nie no chłopie, ale się porobiło. Nie spodziewałem się. Gratuluję. 
M: Dzięki. Seba tylko proszę cię nikomu nie mów. Chcemy to ukrywać dopóki nie wezmę rozwodu. Wiesz tylko ty, Paulina i moi rodzice. Okey? 
S: Nie ma sprawy. Właśnie, a co na to twoi rodzice? A Marysia zostaje z Pauliną czy z tobą? – Zasypał go gradem pytań. 
M: Moja mama zabroniła mi być z Ulą, wyzwała ją od najgorszych, jednak to mnie nie obchodzi. Nie pozwolę jej ułożyć mi życia po raz kolejny. Natomiast tata jest po mojej stronie, mogę powiedzieć, że nawet się ucieszył na tą wiadomość. Marysia oczywiście zostaje ze mną, wyobrażasz sobie Paulinę samotnie ją wychowującą? Ja nie, przecież ona w ogóle się nią nie interesuje. Zresztą ustaliłem to z Paulą, nie będzie robić z tym problemów. Mania jest bardziej związana z Ulą niż ze swoją prawdziwą matką. Swoją drogą myślę, że Ula bardzo dobrze ją zastąpi. Dość o mnie, co u ciebie? Jak z Violką? 
S: Z Violettą jest wspaniale, no po prostu cudownie. Zostaniemy rodzicami. 
M: Sebastian naprawdę? Nie no stary świetnie. 
S: Stary…To słowo nabierze dla mnie nowego znaczenia. 
M:, W którym jest miesiącu? 
S: Pierwszy? Drugi? Cholera nie pamiętam. – Powiedział Sebastian. Był coraz bardziej pijany, więc nie ma się, co dziwić, że stracił jasność myślenia. Marek tylko śmiał się ze swojego przyjaciela. 
„Ale się porobiło, Sebastian będzie ojcem. No nie.”- Pomyślał. 
M: Wiesz, dziwię się tylko, że Violetta wytrzymała i nie pisła ani słowa. 
S: Może, dlatego, że nadal jest w szoku. A u ciebie jak tam? Będzie jakiś dzidziuś? 
M: Seba daj spokój. My jeszcze nawet ze sobą nie spaliśmy. 
S:, Co? No nie wytrzymam! Marek masz laskę i jeszcze jej nie przeleciałeś? – śmiał się w niebogłosy. 
M: Wyobraź sobie, że nie. Ula nie jest jeszcze gotowa. A ja poczekam ile będzie trzeba. 
S: To może załatwić ci jakąś na jedną noc? Lepiej się poczujesz. – Sebastian już nie zdawał sobie sprawy z tego, co mówi. 
M: Daruj sobie. Na dzisiaj koniec, zamówię taksówkę i podrzucę cię do domu. – Zadzwonił pod właściwy numer. 
Marek w przeciwieństwie do Sebastiana nie był pijany. Wypił tylko trzy kieliszki wódki, przy kilkunastu Seby. Jutro miał zebranie zarządu i musiał być przytomny. No, ale nie ma się, co dziwić Sebie, że wypił więcej w końcu cieszył się, że będzie ojcem. 

Nazajutrz w firmie była dość nerwowa atmosfera. Tego dnia miało się odbyć zebranie zarządu. Mimo tego, że pracownicy nie wiedzieli, o co chodzi to czuli niepokój. Zawsze takie natychmiastowe zebrania zarządu oznaczały coś poważnego. Bali się, że ktoś z nich może stracić pracę. 
Ula i Marek również byli zdenerwowani, nie wiedzieli, co Krzysztof zamierza zrobić z Aleksem. Mimo tego, że ten zapewnił, że potraktuje Aleksa kategorycznie to wiedzieli, że Febo może go omamić. Szczególnie Marek znał to postępowanie Aleksa. Wiele rzeczy, które zrobił uszły mu płazem tylko, dlatego, że potrafi umiejętnie manipulować ludźmi. Mieli jednak nadzieję, że tym razem tak nie będzie. Zbliżała się godzina dziesiąta, więc Marek musiał udać się do Sali konferencyjnej. Wyszedł z gabinetu i powiedział do Uli siedzącej nad jakimiś wykresami. 
M: Ula trzymaj kciuki, idę na zebranie. 
U: Nie denerwuj się, wszystko będzie dobrze. – Korzystając z okazji, że nikogo nie było na korytarzu pocałowała go szybko w usta. – Powodzenia. 
M: Nie dziękuję. – Uśmiechnął się lekko i ruszył w stronę pomieszczenia. 

Gdy wszedł do środka wszyscy już byli, zajął miejsce koło Pauliny. Krzysztof wstał i zaczął mówić. 
K: Otwieram posiedzenie zarządu. Dostaliśmy informację, że jeden z współwłaścicieli tej firmy działa na jej niekorzyść. Aleksie jak odniesiesz się do tego. – Podał mu kilka kartek, były na nich zniszczone projekty Pshemko. 
Aleks założył na swoją twarz maskę zaskoczenia, umiał doskonale grać. 
A: Nie mam pojęcia, co to jest. 
M: Nie? A mi się wydaje, że jest inaczej! Adam wszystko mi powiedział, powiedział, że to ty kazałeś mu zniszczyć te projekty, abyśmy nie zdążyli z wysłaniem ich do szwalni. Tym razem się nie wywiniesz. 
P: Co takiego? – Paulina była w totalnym szoku. – Aleks co ty zrobiłeś? 
A: Bella to brednie. Co ty opowiadasz nędzny prezesie?! Ja nie miałem nic z tym wspólnego. To była inicjatywa tylko i wyłącznie Turka! 
K: Aleks rozmawiałem z Adamem, powiedział dokładnie to samo, co usłyszeliśmy przed chwilą od Marka. Zresztą mamy dowód, że w przed dzień tego jak mistrz dotarł do tych projektów ty i Adam siedzieliście do późna. Możesz to wyjaśnić? 
A: Nie mam zamiaru niczego wyjaśniać. 
K: Nie musisz. Marku czy chcesz coś jeszcze dodać? 
M: Nie, to wszystko. 
K: W takim razie, Aleksie proszę żebyś opuścił salę. Pozostali członkowie zarządu zadecydują o twoim losie. 

Aleks wpadł jak burza do pokoju księgowego. 
A: Jestem skończony! Mogę się pakować! 
Ad: Zwolnił cię? 
A: Jeszcze nie! Ale i tak to zrobi. A to wszystko przez ciebie ty pieprzony kretynie! 
Ad: Nie no, Aleksiu może nie będzie tak źle. 
A: Pieprz się. – Powiedział i wyszedł, nie obchodziło go to, co mówił Turek. 

Po dwudziestu minutach Krzysztof poprosił Aleksa z powrotem do Sali konferencyjnej. 
K: Aleksie, podjęliśmy decyzję. Jednogłośnie stwierdziliśmy, że powinieneś odejść z Febo&Dobrzański i oddać dwadzieścia pięć procent udziałów tej firmy. Decyzja jest nie podważalna. Zamykam posiedzenie zarządu. Paulino, Marku proszę o zostanie na chwilę. Marku, możesz poprosić Urszulę? 
M: Jasne. 
Aleks siedział nic się nie odzywając, był zaskoczony. Nie tym, że go wyrzucili i odebrali mu udziały, tego się spodziewał. Był jednak zaskoczony tym, że nawet Paulina się za nim nie wstawiła. Wstał z miejsca i bez słowa wyszedł z Sali. 
Po pięciu minutach do konferencyjnej weszła Ula, na widok Heleny spięła się nieznacznie. Zajęła miejsce naprzeciwko Marka. 
K: Marku, słuchamy. Chcesz nam przedstawić jakiś pomysł. 
M: Tak, tak. – Marek wstał i dokładnie opowiedział o ofercie złożonej przez Przemka. Przedstawił kosztorys oraz krótką prezentację przysłaną przez jego firmę. Krzysztof był pod ogromnym wrażeniem. Po chwili zastanowienia powiedział. 
K: Synu, to jest bardzo dobra propozycja. Daję ci zielone światło, nawiążemy współpracę z tą firmą. 
M: Dziękuję tato, w takim razie jutro umówię się z Przemkiem i omówimy szczegóły. To wszystko? 
K: Jeszcze jedna sprawa. Myślałeś już, kto zajmie miejsce Aleksa? 
M: Myślałem nad Adamem, ale ze względu na jego braterstwo z Aleksem uważam, że to nie jest dobry pomysł. Pewnie zatrudnimy kogoś z zewnątrz. Poszukam kogoś w biurze pracy. 
U: Myślę, że to nie będzie potrzebne. Marek pamiętasz moją przyjaciółkę Dorotę? Ona była z nami na tym wypadzie, gdzie się poznaliśmy. – Tylko oni wiedzieli, o co chodzi. Pozostali tylko im się przysłuchiwali. 
M: Tak, wyjechała do Anglii razem z Maćkiem. Co z nią? 
U: On skończyła ekonomię, pracowała w kilku bankach w Anglii, ale ją zwolnili. Teraz nie może znaleźć pracy. Myślę, że moglibyśmy ją zatrudnić. 
M: Myślisz, że chciałaby wrócić do Polski? 
U: Na pewno, rozmawiałam z nią niedawno bardzo tęskni za ojczyzną. 
H: Ja przepraszam bardzo, ale ty nie masz odpowiednich kompetencji, ani pozycji w tej firmie, aby decydować, kto ma być dyrektorem finansowych. 
M: Mamo daj spokój, znam Dorotę i myślę, że sobie poradzi. Ula zadzwoń do niej i zapytaj się czy mogłaby przyjechać na rozmowę, najlepiej w tym tygodniu. Do tej pory prosiłbym cię, abyś ty objęła to stanowisko. Finanse nie mogą być pod wodzą Adama. Gdy Dorota zacznie pracę wdrożysz ją we wszystko i wrócisz na swoje stanowisko. Dobrze? 
U: Dobrze, zgadzam się. 
H: No nie! To szczyt wszystkiego! 
P: Heleno, Ula na pewno sobie poradzi. – Niespodziewanie stanęła w obronie Uli. 
K: Cieszę się, że wszystko sobie ustaliliśmy. Kochani działajcie, mam nadzieję, że wszystko się uda.