czwartek, 2 stycznia 2014

Ula i Marek po pokazie FD Gusto XXVI

Kilka tygodni później. 
Nadszedł sierpień, a wraz z nim fala ogromnych upałów, które już od kilku dni dawały się we znaki mieszkańcom Warszawy. Było jeszcze gorzej niż w czerwcu, a wtedy wydawało się, że gorzej być nie może… Ludzie dosłownie gotowali się idąc betonowymi ulicami, które zwiększały uczucie gorąca. Ci, którzy mogli sobie pozwolić na urlop uciekali ze stolicy w góry lub nad morze. Ludzie, którzy niestety musieli pracować, ochładzali się zimnymi napojami oraz klimatyzacjami w samochodach i budynkach. 
Do grupy szczęściarzy mogących wyjechać z Warszawy niewątpliwie należała rodzina Dobrzańskich wraz z Beatką. Którzy właśnie tego dnia wyruszali na trzytygodniowe wakacje do Zakopanego. Początkowo mięli z nimi jechać również Józef z Alicją, lecz niespodziewane wydarzenie, czyli śmierć Kingi zmusiła ich do zmiany planów. Musieli zostać i pomóc Jaśkowi z chłopcami. Jeśli już o tym mowa. Tydzień po urodzeniu Kacperek i Tomek mogli wyjść ze szpitala. Jan Cieplak bardzo dzielnie radził sobie z ich wychowaniem oczywiście z drobną pomocą Uli i Marka, ale jednak. Nie mógł się pogodzić ze śmiercią żony, byli tacy szczęśliwi, planowali zakup domu, mieli razem wychowywać ich pociechy. Nagle te marzenia legły w gruzach. Lecz Jasiek nie poddawał się w końcu miał, dla kogo żyć. 



Tego dnia Ula i Marek wstali bardzo wcześnie, gdyż właśnie dziś mieli jechać do Zakopanego. Ula robiła śniadanie i kanapki na drogę, a jej mąż pomógł się ubrać Julce i przebrał Łukaszka. Po zjedzonym śniadaniu kobieta sprawdziła czy wszystko wzięli i zaczęli się zbierać do Rysiowa po Beatkę. Jasiek z dziećmi już wczoraj pojechał do rodzinnego domu. Marek pakując bagaże do bagażnika w duchu dziękował swojemu ojcu za to, że gdy tylko się dowiedział, że będzie miał wnuczkę podarował młodym swoje Mitsubishi. Dzięki temu mogli zabrać dwa wózki, łóżeczko dla Łukaszka i kilka walizek. Gdy uporał się z tym zadaniem razem z żoną i dziećmi udali się do Rysiowa. 
Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Po przywitaniu się z domownikami, usiedli przy stole namówieni przez Józefa na napicie się herbaty. 
U: Beatko wzięłaś wszystko? – Zapytała siostrę, gdy nadszedł czas wyjazdu. 
B: Tak. 
U: Dobrze, to jedziemy. Pa tato, pa Alu. – Pocałowała „rodziców” w policzek. 
B: Cześć, tato, cześć Alu. 
M: Do widzenia. 
Józ: Do widzenia, jeździe ostrożnie, Ula zadzwoń jak dojedziecie. Beti słuchaj Marka i Uli. 
B: Dobrze. 
Wsiedli do auta i udali się w drogę. W czasie trasy panowała wesoła atmosfera Beatka razem z Julką rozmawiały na tematy swoich lalek, Ula z Markiem podśpiewywali, co jakiś czas śmiejąc się ze swojego śpiewu, tylko Łukaszek spał w swoim foteliku. W Zakopanym byli po ponad sześciu godzinach. Gdy znaleźli się pod hotelem „Litwor” było kilkanaście minut po godzinie piętnastej. Wzięli bagaże i weszli do środka, Marek odebrał klucz i udali się do pokoju numer 15. Prawdę mówiąc to był apartament, miał salon, dwie sypialnie i ogromną łazienkę. Ula była zachwycona, szybko uporali się z rozpakowywaniem bagaży i po krótkim odpoczynku udali się na spacer ulicami Zakopanego. 
Była godzina dziewiętnasta, gdy przechadzali się po Krupówkach, wyglądali jak rodzina z trójką dzieci. Ula i Marek szli objęci, mężczyzna prowadził wózek, w którym leżał chłopiec, a Beti szła z Julką trzymając ją za rękę. Wszyscy byli zachwyceni pięknymi widokami. Po dość długim spacerze kilka minut po dwudziestej wrócili do hotelu. 

Ula przebrała i nakarmiła Łukasza, a Marek wykąpał Julkę. Gdy skończył pod prysznic wskoczyła Beatka. Beti i Julka były tak zmęczone, że od razu poszły się położyć. 
Dziewczynki leżały ubrane w piżamki w swoich łóżkach. Czekały na Marka, który miał przeczytać im bajkę na dobranoc. Ten po chwili przyszedł. 
M:, Jaką bajkę dziś wybieracie? 
B, J: Królewnę Śnieżkę! – Odpowiedziały zgodnie. 
M: Dobrze. – Marek zaczął czytać, gdy skończył powiedział – a teraz moje kochane księżniczki spać. – Ucałował kolejno Julkę i Beatkę. 
J: Dobranoc tatusiu, kocham cię. 
M: Ja ciebie też skarbie. – Uśmiechnął się. 
B: Dobranoc Marek. 
M: Dobranoc Beatko. – Zgasił światło i wyszedł z pokoju. 
Kiedy znalazł się w sypialni Ula właśnie skończyła usypiać Łukaszka? 
U: Dziewczynki śpią? 
M: Tak. A mały? 
U: Też. Co powiesz na wspólny prysznic? 
M: Z przyjemnością. – Udali się do łazienki, tam oboje weszli pod prysznic. 
Myli się i całowali nawzajem. 
U: Marek, dziękuję. 
M: Mnie? Za co? 
U: Za ten wspaniały wyjazd, za to, że jesteś i za to, że mnie kochasz. 
M: Nie ma, za co kochanie. 
Po pół godzinie małżeństwo wróciło do sypialni. Położyli się na łóżku i mimo tego, że było dopiero piętnaście po dziewiątej zasnęli zmęczeni minionym dniem. 



Nazajutrz 
Ulę i Marka około godziny ósmej obudziło wesołe gaworzenie Łukaszka leżącego w łóżeczku. 
M: Witaj kochanie. – pocałował namiętnie żonę. 
U: Cześć Marek. 
Wstali z łóżka, mężczyzna poszedł pod prysznic, a Ula poszła do synka. 
U: Cześć kochanie. Wyspałeś się? – powiedziała, a mały momentalnie spojrzał na nią odrywając wzrok od swojej ulubionej zabawki – Sida z Epoki Lodowcowej. Wzięła go na ręce, chłopczyk zaczął grymasić. Ula wyczuła, że jest głody, usiadła więc na łóżku i zaczęła go karmić. W tym samym momencie z łazienki wyszedł Marek, gdy zobaczył Łukaszka podszedł i pogłaskał go po główce. 
M: Już wstał mój głodomorek? – zapytał ze śmiechem. 
U: Wstał, wstał. - posłała mężowi promienny uśmiech. 
Kilka godzin później. 
Około godziny jedenastej wszyscy spacerowali uliczkami Zakopanego. Była ładna pogoda, słońce świeciło jak oszalałe wprawiając tym samym w zachwyt turystów oraz mieszkańców tego jakże piękne miasta. Na ulicach było pełno ludzi zarówno zwiedzających jak i osób, które spieszyły się do pracy. Po zakupie pysznych oscypków wybrali się na Wielką Krokiew. Szczęśliwym trafem na skoczni akurat odbywały się treningi polskiej kadry skoczków. Postanowili więc pooglądać skoki, tak naprawdę wszyscy po raz pierwszy mogli zobaczyć to na żywo. Julka była zachwycona widokiem Kamila Stocha oraz Adama Małysza*. Mimo tego, że miała dopiero trzy lata oglądała razem ze swoim ojcem skoki w zimę i doskonale potrafiła rozpoznać zawodników. Tylko z wymową zagranicznych nazwisk miała problem. Bardzo lubiła wszystkich polskich skoczków, lecz Adam Małysz niewątpliwie był jej ulubionym. 
J: Tato patrz! Adam skacze! 
M: Tak córeczko, tak. 
? – 140,5M niewiarygodna odległość! – Odezwał się nagle krzyk. 
Po godzinie trening się zakończył jednak Ula, Marek i dzieci dalej stali pod skocznią. Nagle Julia krzyknęła: 
J: Mamo! Adam Małysz! Chodź! Chcę mieć z nim zdjęcie. 
U: Julciu… - chciała zaprotestować. 
M: Idź Ula, weź Julkę i Beti zrobię wam zdjęcie. – Ula posłuchała męża i razem z dziewczynkami udała się w stronę mistrza. Prawdę mówiąc trochę się bała, gdy podeszły do niego odezwała się. 
U: Dzień dobry, przepraszam, że przepraszam, ale moja córka bardzo chciała sobie zrobić z panem zdjęcie. Możemy? 
AM: Dzień dobry, oczywiście nie ma problemu. – Adam wziął na rękę Julkę, drugą objął Beatkę. Obok nich stanęła Ula, Marek zrobił im zdjęcia. Na koniec Małysz rozdał jeszcze wszystkim autografy, a małemu Łukaszkowi podpisał się markerem na wózku. Ula grzecznie podziękowała, pożegnali się ze skoczkiem i udali się w stronę resteuracji, aby zjeść obiad. 
Gdy weszli do resteuracji „Złota góra”** Marek zauważył swojego starego kumpla Marcina Starczewskiego, razem z rodziną podszedł do stolika przy którym siedział mężczyzna. 
M: Cześć Marcin, pamiętasz mnie? 
MS: Marek, Marek Dobrzański? 
M: Tak. 
MS: Stary nic się nie zmieniłeś, co u ciebie słychać? 
M: Wszystko w porządku, poznaj moja żona Ula, córka Julka – wskazał na trzylatkę- syn Łukasz, a to siostra Uli Beatka. 
U, B, J: Dzień dobry – powiedziały chórem. 
MS: Dzień dobry, usiądźcie ze mną będzie mi bardzo miło. – „Dobrzańscy” bez wahania usiedli. 
Wieczorem 

Marek szykował się na spotkanie z Marcinem, okazało się, że ten mieszka w tym samym hotelu. 
Marcin był przyjacielem Marka z liceum, mieszkał w Warszawie. Po szkole skończył prawo i został prawnikiem w jednej z najlepszych kancelarii w stolicy. Nie miał nikogo, jego rodzice zmarli, gdy miał dwadzieścia lat. Z bliskich osób w Warszawie miał tylko Martynę – dwudziesto jedno letnią siostrę, która była pielęgniarką w szpitalu. 
Dobrzański umówił się ze Starczewskim w pobliskim barze, zjawił się tam punktualnie o dziewiętnastej. 
M: Cześć. 
MS: Cześć Marek. 
M:, Co pijemy? 
MS: Może piwno? 
M: Dobra – zamówił dwa piwa i zaczęli rozmowę. 
MS: Stary, co się z tobą działo przez te lata? 
M: Zostałem prezesem firmy mojego ojca, zaręczyłem się z Pauliną Febo no i poznałem Ulę. Na początku nie była za piękna, przyjaźniliśmy się. Po jakimś czasie, gdy wzięła dla mnie drugi kredyt na ratowanie firmy zaczęły się kłopoty. Sebastian Olszański pamiętasz go? – zapytał Marcina ten pokiwał twierdząco głową Marek kontynuować opowiadanie, powiedział kumplowi o intrydze, o kłopotach gdy Ula odeszła, że się w niej zakochał kończąc na teraźniejszych sprawach. 
MS: No to niezła historia. – Marcin był zaskoczony opowieścią Marka, od razu, gdy zobaczył Ulę spodobała mu się, a teraz po tej historii zrozumiał, że może ma u niej szansę, przecież Marek tyle razy ją skrzywdził, wykorzystał. 
Nazajutrz około 13. 

Ula zeszła właśnie do kuchni, aby zaparzyć herbatę, nagle do pomieszczenia wszedł Marcin. 
MS: Cześć. 
U: O Marcin cześć. 
MS:, Co u ciebie? 
U: Dobrze, jak po spotkaniu z Markiem? 
MS: Świetnie tylko trochę za dużo wypiliśmy. 
U: Trochę? 
MS: No dobra więcej niż trochę. 
U:, O czym rozmawialiście? 
MS: O wszystkim i o niczym, Marek opowiedział mi o tym jak cię wykorzystał i szczerze powiem, że ja nie wierzę w jego przemianę. – Ula właśnie słodziła herbatę, odwróciła głowę, chciała coś powiedzieć. Jednak Marcin był blisko, zbyt blisko. 
Starczewski wykorzystał sytuację i pocałował Ulę, kobieta była tak zaskoczona, że odwzajemniła pocałunek. Po chwili jednak ocknęła się i wybiegła z kuchni całkowicie zapominając o herbacie. 
Nie wiedziała, co ma zrobić, pobiegła do pokoju, tam w salonie siedział Marek, dzieci bawiły się w pokoju. Postanowiła powiedzieć mężowi o tym, co się stało. 
U: Marek musimy porozmawiać. 
M: Tak? Co się stało? 
U: Poszłam do kuchni zrobić herbatę, przyszedł Marcin trochę porozmawialiśmy. On powiedział, że opowiedziałeś mu o mnie, znaczy o tym, co mi zrobiłeś. Powiedział, że nie wierzy w twoją przemianę. Ja się odwróciłam do niego, chciałam się sprzeciwić i on mnie pocałował. Byłam tak zaskoczona, że oddałam pocałunek – rozpłakała się, – ale Marek ja nie chciałam rozumiesz? Oderwałam się on niego i tu przyszłam. – Marek nic się nie odzywał, więc mówiła dalej – Kochanie słyszysz mnie? Nie chciałam! Powiedz coś! – Płakała coraz bardziej. 
Dobrzański siedział zszokowany, na jego twarzy było widać różne emocje przez smutek, żal do złości. Nagle się odezwał. 
M: Ula…. 
*- wiem, że Adam Małysz zakończył karierę, ale w moim opowiadaniu tak nie jest, nie wiem, co mnie tak na niego naszło. Sorry 
*- nie wiem czy taka resteuracji istnieje w Zakopanym, ale taką nazwę dałam 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz