czwartek, 2 stycznia 2014

Ula i Marek po pokazie FD Gusto XX

Po jakimś czasie Ula, Marek, Julka oraz Violetta ze swoją córeczką dotarli do domu Dobrzańskich. Było około godziny dwudzieste pierwszej. Marek poszedł położyć Julię, która spała u niego na rękach, a Ula pokazała Violetcie gdzie ona i mała Ula miały spędzić tą noc. Potem Viola położyła córeczkę spać, a Ula i Marek przygotowali kolację. Po kilku minutach przyjaciele zasiedli do stołu i zaczęli jeść. 
V: Dziękuję wam, że możemy dzisiaj tu przenocować. 
U: Naprawdę nie ma, za co. Od tego są przyjaciele. 
V: No tak, ale martwię się o Sebastiana. 
M: Viola nie Martw się. Zobaczysz za niedługo wróci do domu. 
V: No tak, ale… - nie dokończyła, bo Ula jej przerwała. 
U: Nie ma żadnego, ale. Ty teraz musisz się skupić na sobie dziecku i Uli. 
V: Masz rację. 
U: Viola wiesz czy to będzie chłopiec czy dziewczynka? – Zapytała chcąc, choć trochę odciągnąć ją od tematu Seby. 
V: Dziewczynka. A ty wiesz? 
U: Tak chłopiec. 
V: To wspaniale! – Pierwszy raz odkąd dowiedziała się o wypadku uśmiechnęła się – przepraszam was, ale jestem zmęczona idę się położyć 
U: Oczywiście idź – Viola skierowała się w stronę pokoju. 
Po niedługim czasie Ula i Marek też udali się do sypialni. 
Wzięli prysznic i położyli się na łóżku. Prawie od razu usnęli w swoich ramionach. 
NAZAJUTRZ 
Marek poszedł do pracy, a Ula, Viola i dziewczynki zostały w domu. 
Kobiety siedziały w ogrodzie, a dzieci bawiły się w piaskownicy. 
Nagle do Uli podbiegła Julka i usiadła jej na kolanach. 
J: Mamusiu? 
U: Tak kochanie? 
J: Pojedziemy dzisiaj do dziadka Józefa? 
U: Skoro chcesz, ale to dopiero jak tatuś wróci z pracy dobrze? 
J: Dobrze. 
J: Mamusiu? – Zapytała po chwili. 
U: Tak? 
J: A ty i tata jeszcze mnie kochacie? 
Ula popatrzyła na nią zdziwionym wzrokiem i odpowiedziała: 
U: Oczywiście bardzo cię kochamy, a czemu pytasz? 
J: No, bo ostatnio ciągle tylko rozmawiacie o moim braciszku, a na mnie prawie nie zwracacie uwagi. 
U: Julciu ty jesteś dla nas bardzo ważna tak jak twój braciszek. My po prostu bardzo się cieszymy, że on się pojawi i staramy się mu zapewnić jak najlepsze warunki jak się urodzi. To wcale nie znaczy, że ciebie nie kochamy rozumiesz? 
J: Tak – dziewczynka poszła się dalej bawić 
V: W ogóle skąd u niej takie pytanie? – Zapytała zdziwiona Viola 
U: Nie wiem, ale rozumiem ją. Ja miałam tak samo jak moja mama była w ciąży z Jaśkiem. Tylko, że ja byłam dużo starsza niż Julka. Do dziś pamiętam jej słowa i właśnie dzisiaj powtórzyłam je Julce. 
V: Aha. Słuchaj Ula mogę ci zostawić na kilka godzin Ulę? Chcę jechać do Sebastiana, a nie chcę żeby ona widziała ojca w takim stanie. 
U: Pewnie. 
Violetta pożegnała się z córkę i przyjaciółką i pojechała do szpitala. 
CZTERY MIESIĄCE PÓŹNIEJ 

Ula jak i Violetta była w dziewiątym miesiącu ciąży. Był koniec listopada. 
W domu młodych Dobrzańskich mieszkała Helena, która w razie gdyby Ula zaczęła rodzić zaopiekuje się Julką. Mała już nie mogła się doczekać swojego braciszka. Sebastian dwa miesiące temu doszedł do pełni zdrowia. W szpitalu spędził prawie cały miesiąc, a potem musiał wyjechać do sanatorium. Jasiek i Kinga zaplanowali ślub na piątego stycznia. W Dobrzański Fashion przez te cztery miesiące niewiele się zmieniło. Sprzedaż wciąż rosła, a Pshemko był świeżo po premierze jesienno-zimowej. Oprócz tego podobnie jak we Francji DF otworzyło filię w Anglii. 
Wróćmy do teraźniejszości 
M: Cześć kochanie – powiedział Marek wchodząc do domu po ciężkim dniu pracy 
U: Cześć – pocałowała męża – siadaj obiad na stole 
M: Dobrze – małżeństwo usiadło do stołu – jak się czujesz? 
U: Dobrze 
M: A gdzie mama i Julka? 
U: Na spacerze. 
M: Aha. 
Ledwo zaczęli jeść, a Ula poczuła silny skurcz w podbrzuszu 
U: Marek jak chyba rodzę. – Marek chwilę był przestraszony, ale opanował się. 
M: Wody ci odeszły? 
U: Nie, ale mam skurcze. 
M: Jedziemy do szpitala – Marek wziął torbę, która była spakowana od miesiąca. Napisał na kartce: „Mamo jedziemy do szpitala. Trzymajcie kciuki. Marek”, którą położył w salonie. Wziął, Ulę pod rękę i poszli do samochodu. Jak na złość tego dnia były ogromne korki w stronę szpitala? Skurcze Dobrzańskiej nasilały się, w końcu powiedziała: 
U: Marek wody mi odeszły! 
M: Spokojnie kochanie wytrzymaj jeszcze trochę. 
U: Spróbuję – powiedziała między skurczami 
Po czterdziestu pięciu minutach byli pod szpitalem. Marek wziął na ręce Ulę i weszli do budynku. Wytłumaczył pielęgniarce, o co chodzi. Ta posadziła Ulę na wózku i od razu zabrała ją na salę porodową. 
L: Zdążyliście w ostatniej chwili jeszcze trochę i urodziłaby pani w samochodzie – powiedział lekarz 
Marek postanowił towarzyszyć żonie w trakcie porodu. Ula krzyczała coraz głośniej gdyż skurcze z każdą sekundą nasilały się. 
L: Proszę przeć mocno – Dobrzańska wykonywała polecenia lekarza – widać główkę jeszcze trochę i państwa dziecko pojawi się na świecie. 
Po kilkunastu minutach Dobrzańscy usłyszeli płacz ich synka. 
L: Mają państwo ślicznego syna – po chwili pielęgniarka położyła chłopczyka na piersi Uli. Ta rozpłakała się Marek też nie krył łez wzruszenia. 
L: Proszę niech pan wyjdzie. Pani Ula zostanie zaraz przewiedziona na normalną salę, a dziecko będzie badane. 
M: Dobrze – Marek wyszedłem był bardzo szczęśliwy wreszcie miał syna, tak o nim marzył, a teraz te marzenia się spełniły. 
Po chwili Ulę przewieźli na normalną salę, mężczyzna od razu do niej wszedł. 
M: Jak się czujesz? 
U: Dobrze, ale jestem bardzo zmęczona – wtedy do Sali, w której leżała Ula weszła pielęgniarka pchając plastikowy wózek, w którym leżał ich syn. 
Piel: Dostarczam maluszka – powiedziała i wyszła. 
Dobrzański ostrożnie wziął małego na ręce. Patrzył na niego z taką miłością, że Ula postanowiła utrwalić tą chwilę. Sięgnęła po telefon komórkowy i zrobiła im zdjęcie. 
U: Podasz mi go? 
M: Pewnie – delikatnie podał żonie chłopca. 
U: Jest dokładnie taki jak w moim śnie. 
Marek nic nie powiedział tylko się uśmiechnął. Ula zrobiła zdjęcie małego i wysłała do wszystkich znajomych. Po chwili dostała smsy zwrotne z gratulacjami. 
M: Zadzwonię do rodziców. 
U: Dobrze. 
Marek wykręcił numer do swojej mamy. 
M: Mamo mamy syna! 
H: Cudownie! Jak Ula się czuje? 
M: Dobrze tylko jest zmęczona. Powiedz Julce. 
W słuchawce usłyszał: 
H: Julciu masz braciszka. 
Julka tylko wydała z siebie pisk. 
M: Zadzwonię później. 
H: Dobrze. 
Zadzwonił też do Józefa i swojego ojca, ci również byli szczęśliwi. Dobrzański wrócił do Sali, w której leżała Ula. Ta karmiła chłopczyka, Marek usiadł na krześle i przyglądał się żonie. 
M: Twój tata zaraz tu będzie. 
U: Dobrze. Marek to imię, jakie ustalaliśmy? 
M: Tak. 
U: Łukasz Dobrzański podoba mi się. 
M: Mnie też – pocałował kobietę – prześpij się ja zajmę się Łukaszkiem. 
U: No dobrze – podała Markowi dziecko odwróciła się w drugą stronę i niemal od razu usnęła. 
Mężczyzna trzymał na rękach swojego syna, który wierzgał nóżkami. 
Po kilkudziesięciu minutach do Sali wszedł Józef. 
Juz: Córcia jak się czujesz? 
U: Dobrze tato. 
Józ: Jaki on malutki – powiedział gdy zobaczył swojego wnuczka – jak go nazwaliście? 
M: Łukasz. 
Po kilku godzinach Marek wrócił do domu. Helena za namową Dobrzańskiego wróciła do swojego domu. Mężczyzna zajrzał do pokoju Julki, która spała w swoim łóżku. Poszedł do pokoju Łukaszka zobaczył tam wiele pudeł, w których były mebelki. Postanowił jutro zabrać się za ich złożenie. W pokoju stał również zielono-szary wózek. 
M: Cześć Aniu – zadzwonił do swojej asystentki. 
A: Hej Marek coś się stało? 
M: Nie tylko chciałem cię zawiadomić, że przez najbliższe dwa tygodnie nie będzie mnie w pracy. Jeżeli będą jakieś problemy to dzwoń. 
A: Rozumiem. Coś jeszcze? 
M: To wszystko. Do zobaczenia. 
A: Cześć. – Rozłączył się. 
Marek zjadł kolację, wziął szybki prysznic i położył się do łóżka. Po chwili usnął. To był trudny, ale dobry dzień. 

NAZAJUTRZ 
Było około ósmej, Marek spał. Nagle do sypialni mężczyzny wbiegła Julka. 
J: Tato, tato! 
M:, Co kochanie? 
J: Idziemy do mamusi? 
M: Julciu po śniadanku dobrze? 
J:, Ale ja chce teraz! – Była bliska płaczu. 
M: Julka proszę cię. Idź załóż tą sukieneczkę, którą dostałaś od babci. 
J:, Ale… - nie dokończyła, bo Marek jej przerwał. 
M: Julka! – Był coraz bardziej zdenerwowany 
J: Dobrze gdzie ona jest? – Dziewczynka zrezygnowała z dalszych „negocjacji”. 
M: Na krześle w twoim pokoju. 
Julka poszła do swojego pokoju i ubrała się. 
Marek wstał, wziął prysznic ubrał się w jeansy i bluzkę. Zszedł do kuchni i przygotował śniadanie. Po chwili do jadalni wbiegła dwulatka. Siadła przy stole i już po chwili razem ze swoim ojcem jadła posiłek. 
Gdy zjadła zapytała Marka. 
J: Tato jedziemy już? 
M: Tak teraz tak zakładaj buciki i sweterek – Marek wrzucił naczynia do zlewu i razem z Julką skierowali się do samochodu. 
Po kilkunastu minutach podjechali pod szpital. Dobrzański z córką weszli do budynku. Poszli w stronę Sali numer, 21 w której była Ula. 
J: Mama! – Zawołała radośnie i podeszła do kobiety. 
U: Cześć kochanie – przytuliła córkę 
M: Cześć kotku – pocałował żonę 
U: Cześć Marek 
M: Jak się czujesz? 
U: Dobrze. 
M: Przywiozłem ci sok i coś do zjedzenia. 
U: Dzięki. Julka chcesz zobaczyć swojego braciszka? 
J: Tak! 
U: Marek pokażesz jej? 
M: Jasne – wziął na ręce córeczkę i podszedł z nią do łóżeczka, w którym leżał chłopiec. 
J:, Jaki malutki – powiedziała dotykając braciszka 
M: Ty też byłaś taka. 
J: Naprawdę? 
M: Tak w domu pokaże ci zdjęcia 
J: Dobrze. 
M: Kochanie odwiedził cię ktoś? 
U: Tak Viola z Sebą i twoi rodzice. A dlaczego ty nie jesteś w pracy? 
M: Wziąłem dwa tygodnie wolnego. Postanowiłem ci pomóc. 
U: Aha. 

Marek i Julia posiedzieli u Uli jeszcze dwie godziny, a potem wrócili do domu. W domu byli około godziny czternastej. Dobrzański zrobił szybki obiad, gdy zjedli posiłek mężczyzna postanowił wziąć się za skręcanie mebelek dla Łukaszka. Za nim poszła Julka. 
J: Tato mogę ci pomóc? 
M: Tak, ale to za chwilę. Poukładasz na półkach zabawki Łukaszka dobrze? 
J: Tak. 
Po jakimś czasie, gdy Marek skończył z łóżeczkiem zaczął składać półkę. 
M: Gotowe – powiedział po kilkunastu minutach. – Weź te zabawki, co są w tym worku koło drzwi i poukładaj. 
J: Dobrze – Julka zaczęła układać pluszami przy okazji je oglądając. 
Po jakimś czasie Marek skończył składać wszystkie mebelki. Teraz zostało mu tylko przygotowanie kilku rzeczy. Zaczął od łóżeczka. Włożył do niego materac i pościel w misie, następnie powkładał ubrania Łukaszka do szafek. Gdy skończył rozejrzał się po pokoju, wszystko było gotowe jednak czuł, że czegoś brakuje. Zastanowił się chwilę i okazało się, że Ula zapomniała kupić pieluszek i innych potrzebnych rzeczy do pielęgnacji dziecka. 
„Coś podobnego Ula zapomniała czegoś kupić? Niewiarygodne” – pomyślał Marek. Faktycznie Dobrzańskiej nigdy nie zdarzało się, aby zapomniała coś kupić, wszystkie potrzebne rzeczy zawsze były w domu. Ba nawet te nie potrzebne też były. No, ale cóż zrobić Marek postanowił, że musi pojechać do centrum handlowego i kupić te rzeczy. Poradzi sobie, przecież w końcu w tych sprawach ma doświadczenie i to duże. Miał już wychodzić z pokoju, gdy do pomieszczenia wpadła Julka z zabawką w ręku w dodatku swoją ulubioną (czyt. ze Scooby-Doo). 
M:, Po co ci to? 
J: To dla mojego braciszka żeby mu nie było smutno. 
Marek był zdziwiony, że Julka postanowiła odstąpić swoją ukochaną zabawkę. 
M: Dobrze to włóż go do łóżeczka – pogłaskał córkę po główce. – Kochanie ubierz się jedziemy do sklepu. 
J: Dobrze tatusiu. 
Po kilku minutach Marek i Julka siedzieli już w samochodzie. 
Wyruszyli w stronę najbliższego centrum handlowego w ich przypadku do Złotych Tarasów. 
Po kilkunastu minutach byli na miejscu, weszli do budynku i skierowali się do pierwszego lepszego sklepu z artykułami dziecięcymi. 
Gdy szli do działu niemowlęcego, Julka zauważyła zestaw ze Scooby-Doo. 
J: Tato! Tato! Zobacz! – Powiedziała ciągnąc Marka za rękaw bluzy. 
M:, Co kochanie? 
J: Patrz! Scooby-Doo! – Mała pociągnęła ojca do półki gdzie była jej wymarzona zabawka. – Tato! Tu jest samochód, Dafnie, Velma, Fed, Kudłaty i Scooby*! Kup mi! Proszę! – Popatrzyła na Marka tymi swoimi pięknymi oczami. 
M: Julka to jest bardzo drogie! – Powiedział, gdy spojrzał na cenę zabawki. 
J:, Ale tato! Proszę!!! – Zrobiła słodkie oczka. 
Marek powoli wymiękał. 
M: No dobrze, ale mama to nas chyba zabije. – Powiedział biorąc pudełko 
J: Nie zabije, ty ją zawsze przekonasz. 
Julka miała rację, Marek zawsze znajdzie sposób, aby Ula uległa. Wreszcie podeszli do regału z akcesoriami dla noworodków. 
Dobrzański spakował do koszyka różne olejki, kremy, pudry i inne rzeczy. 
Potem zapłacił za zakupy i wyszli ze sklepu. 
Kiedy wrócili do domu była dwudziesta? 
J: Tato pomóż mi z tym pudełkiem! – Zawołała dziewczynka, gdy nie mogła sobie dać rady z otwarciem pudełka, w którym znajdowała się nowo kupiona zabawka. 
M: Już idę. – Po chwili Marek przeciął karton nożyczkami. 
J: Dziękuję – Julka wyciągała zabawki, a Marek powrócił do robienia kanapek. 
M: Julka kolacja – krzyknął po kilku minutach 
J:, Ale tato ja się teraz bawię 
M: Pobawimy się później teraz chodź jeść. 
J: No dobrze. – Usiedli razem do kolacji. 
Gdy skończyli poszli do salonu i Marek zaczął się bawić razem, z Julką. 
M: Ten dom jest nawiedzony – mówił Marek wcielając się w rolę Freda. 
J: Dlatego musimy stąd uciekać! – Naśladowała Kudłatego 
M:, Dlatego musimy to zbadać – ciągnął dalej „Fred” 
J: Zbaaadaać? – Teraz naśladowała Scoobiego. – Chyba zbadać gdzie są drzwi! – Włączył się „Kudłaty” 
M: Kudłaty, Scooby Fred ma racje idziemy bez dyskusji! – Naśladował Velmę. 
J: My tu zostaniemy i przypilnujemy, aby światło nie zgasło – mówił „Kudłaty” 
M: A chcecie Scooby chrupkę? 
J: Tak! – Mówił „Scooby” 
Tak bawili się jeszcze jakiś czas, gdy Marek powiedział. 
M: Julka jutro dalej się będziemy bawić, teraz kąpiel i spać. 
J:, Ale tato… 
M: Nie ma, „ale” już jest późno. 
Marek wykąpał Julkę i ubrał ją w pidżamkę. 
M: Raz, dwa do łóżka. – Julka położyła się. – Dobranoc księżniczko. 
J: Dobranoc tatusiu. Kocham cię. 
M: Ja ciebie też – pocałował córeczkę w główkę i wyszedł z jej pokoju 
Sam też był wykończony, więc wziął prysznic i położył się do łóżka. 
TYDZIEŃ PÓŹNIEJ 
Był początek grudnia, z racji tego w sklepach zaczęły pojawiać się akcesoria świąteczne (choinki, bombki, światełka) oraz cała masa prezentów. W radiu leciały Kolendy i piosenki świąteczny. Ludzie też zdawali się być wprawieni w ten świąteczny nastrój, byli dla siebie milsi, nie śpieszyli się tak bardzo jak zazwyczaj. 
Tego dnia powietrze było mroźne, sypał śnieg, był on pierwszy tej zimy. Pokrywał dachy, trawniki i samochody stojące na ulicy. 
Posiadłość państwa Dobrzańskich również była przysypana grubą warstwą świeżego śniegu. Ogród był martwy, ale mimo tego miał on swój specyficzny urok. Promienie słoneczne padały na śnieg leżący na trawie sprawiając wrażenie, że wyglądał on jak małe, błyszczące kryształki. Po ścieżce, która prowadziła od tarasu do dużej, drewnianej huśtawki nie zostało ani śladu Gałęzie drzew uginały się pod dość grubą warstwą białego puchu. Również żywopłot, który rósł koło ogrodzenia wyglądał jakby ktoś założył na niego biały obrus. Zjeżdżalnia, huśtawki i ławeczki też były pokryte śniegiem. To wszystko wyglądało bajecznie. 
W jednym z pokoi domu Dobrzańskich na łóżku leżał brunet, który spał. Ten mężczyzna był nieziemsko przystojny. Jego stalowe oczy, które pod wpływem różnych emocji stawały się zielone doskonale współgrały z zimowymi kolorami. Właśnie w tej chwili ten mężczyzna – Marek Dobrzański zaczął się przebudzać. Otworzył oczy i spojrzał na zegarek, który wskazywał siódmą trzydzieści. Marek zawsze był uroczy, lecz rano jego zaspane oczy i kruczoczarne włosy, które były w lekkim nieładzie dodawały mu chłopięcego uroku. Przeciągnął się i wstał z łóżka, skierował się w stronę łazienki. Po wykonaniu porannej toalety i ubraniu się zszedł na dół, aby zrobić śniadanie. Mijając salon zauważył swoją córkę, która siedziała na dywanie i bawiła się nowo zakupioną zabawką. 
M: Julka? A ty już wstałaś? Przecież dopiero za dziesięć ósma – zapytał zdziwiony widokiem dziewczynki. 
J: Tak przecież dzisiaj jedziemy po mamę i Łukaszka. 
M:, Ale to dopiero po śniadaniu. 
Marek przygotował śniadanie. Zaparzył kawę i usiadł przy stole popijając czarny, aromatyczny napój. Wpatrywał się w spadające płatki śniegu. Myślał jak to teraz będzie z dwojgiem dzieci w domu. Teraz muszą uważać, aby nie poświęcać całego czasu Łukaszkowi, bo Julka znowu będzie zazdrosna jak to miało miejsce kilka miesięcy temu. Jego rozmyślania przerwała dwulatka, która wbiegła do jadalni z okrzykiem: 
J: Jestem. 
M: Fajnie. Siadaj i jedz. – Powiedział z uśmiechem. 
Gdy po kilkunastu minutach skończyli jeść i Marek pozmywał Julka zapytała: 
J: Tato jedziemy już? 
M: Kochanie dopiero po ósmej pojedziemy o dziesiątej. 
J: No, ale czemu? – Ciągnęła dalej 
M:, Bo mama jeszcze śpi. 
J: Aha. To chodź pobawimy się. 
„No i znów to, co wczoraj, ale przynajmniej mnie nie dręczy żeby już jechać po Ulę i Łukaszka” – pomyślał i razem z Julką bawił się w Scoobiego. 
Gdy było po dziewiątej i Julka stwierdziła, że musi iść się ubrać, bo przecież zaraz jadą po mamę Dobrzański poszedł do pokoju Łukaszka i spakował śpioszki, czapeczkę i kombinezon. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz