czwartek, 2 stycznia 2014

Miniaturka V "A i jeszcze jedno, pamiętaj, że cię kocham."

Czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia? Czy po pierwszym spotkaniu da się powiedzieć „Tak to ten jedyny”. Czy coś takiego w ogóle jest możliwe? 
Odpowiedzi na te pytania są różne, większość ludzi twierdzi, że nie, że to jest kompletnie nierealne i niemożliwe. Że nie da się pokochać jakiejś osoby nie znając jej charakteru. To, że jesteś zauroczony wyglądem zewnętrznym tego drugie człowieka nie znaczy od razu, że go kochasz i jesteście dla siebie stworzeni. Jednak są też ci, którzy twierdzą, że taka miłość jest jak najbardziej możliwa, pierwsze spojrzenie, przelotny uśmiech napędza ich do działania. Chcą poznać tą osobę, czują, że to może być to. Niektóre tego rodzaju znajomości kończą się po kilku spotkaniach, po prostu te osoby zauważyły, że intuicja je zawiodła. Wcale do siebie nie pasują, nie mają wspólnych tematów, jednym słowem nie ma szans na związek. Nieliczni skorzystali z tego zauroczenia i wkrótce zostali parą. Kilka związków skończyło się po kilku latach, inne zmieniły się w małżeństwo. Wydaje mi się więc, że ta teza, która od wielu lat zastanawia ludzi powinna brzmieć inaczej. 

Wśród wielu osób, które rozpaczały z powodu nieudanej miłości była Ula Cieplak. Młoda kobieta siedziała z podkulonymi nogami na swoim starym, panieńskim łóżku i płakała, trzymając w ręce pogiętą kartkę, której treść znała na pamięć. Ten stan towarzyszył jej bardzo długo, praktycznie odkąd tylko dowiedziała się prawdy o swoim Hmm… kochanku, tak to będzie chyba odpowiednie słowo. Nie mogła uwierzyć jak taki w jej mniemaniu, porządny człowiek mógł ją tak skrzywdzić. Ona, przecież tak bardzo go kochała, marzyła o przyszłości u jego boku. A on wykorzystał jej beznadziejną miłość, miłość, którą obdarzyła go niemal od pierwszego wejrzenia. Ula była niepoprawną romantyczką, więc nic dziwnego, że wierzyła w taką właśnie miłość. Od zawsze zachwycała się książkami o miłości, do jej ulubionych z pewnością można zaliczyć tekst pod tytułem „Romeo i Julia”. Ilekroć czytała tą książkę, zachwycała się miłością głównych bohaterów, którzy mimo młodego wieku darzyli się ogromną miłością. On robił dla niej, co tylko chciała, był gotowy umrzeć w imię uczucia, jakie ich łączyło. Ula pragnęła takiej miłości, a gdy wydawało jej się, że owa właśnie przyszła, ktoś brutalnie ją obudził. Obudził ją z pięknego snu, w którym śniła, że Marek ją kocha i mogą być ze sobą szczęśliwi na zawsze. Jednak niedługo po tym okazało się inaczej. Czar prysł, a po tym śnie została tylko wielka, niechcąca wcale się goić rana w sercu. Wiedziała, że nie będzie jej łatwo zapomnieć, jednak za wszelką cenę próbowała. Przez chwilę wydawało jej się, że się udało, że w jej sercu nie ma już tego przystojnego bruneta o oczach w kolorze górskiego lodowca. Niestety, nie trwało to długo, kiedy pojawił się u niej z propozycją, aby przejęła firmę wszystko odżyła. Jego widok wiele ją kosztował, minęło kilka dni zanim postanowiła spotkać się z nim i zgodzić się na jego propozycję. Swoją decyzję tłumaczyła sobie tym, że chce pomóc przyjaciołom, nie chce, aby przez jej sprawy osobiste stracili pracę i to, na co tak długo pracowali. Jednak podświadomie nie tylko przyjaciół chciała ratować, ale też Marka. Wróciła, na początku było jej bardzo ciężko, jednak po jakimś czasie przyzwyczaiła się. Nie przeszkadzało jej to, że musiała pracować z Markiem. Jego nachalne prośby, ba błagania o rozmowę traktowała chłodno. Zdawała się być niewzruszona Markiem, któremu do płaczu już nie wiele brakowało. Zupełnie nie chciała go słuchać, wmawiała sobie, że ten człowiek nic już dla niej nie znaczy, że już go nie kocha. Jednak czasami miała takie momenty, w których chciała jechać do niego i powiedzieć mu prawdę. Powiedzieć mu, że go kocha i nie może bez niego żyć. Powstrzymywała się, nie chciała słuchać serca, niestety za każdym razem było jej coraz trudniej. Zaczęła zdawać sobie sprawę z tego, że już dłużej tak nie wytrzyma, że niebawem ból będzie nie do zniesienia. 
W tym momencie, automatycznie przypomniała sobie rozmowę z Markiem z przed dwóch dni. 

Siedziała w swoim pokoju pisząc coś na komputerze, musiała skończyć papiery na następny dzień. Usłyszała pukanie do drzwi, myślała, że to tata, który przyniósł jej kakao i poprosi, aby się nie przemęczała. Powiedziała, więc:
U: Wejdź tato.
Drzwi się otworzyły jednak wbrew jej oczekiwaniom do pokoju nie wszedł ojciec z tacą tylko nie, kto inny jak Marek z ogromnym bukietem tulipanów.
U: Marek, co ty tu robisz? – Była bardzo zdziwiona.
M: Chciałem z tobą porozmawiać. Chciałem ci wszystko wyjaśnić. – Powiedział ostrożnie, bojąc się jej reakcji.
U: Nie Marek! My nie mamy, o czym ze sobą rozmawiać! Nie musisz mi niczego wyjaśniać, wszystko doskonale rozumiem! A teraz proszę cię wyjdź! – Powiedziała podniesionym głosem.
M: Ale Ula…
U: Marek proszę cię. – Powiedziała ostro.
M: Jak chcesz. W takim razie chciałem się pożegnać. Wylatuję do Londynu za dwa dni o godzinie szesnastej. To dla ciebie – położył kwiaty na jej łóżku i skierował się w stronę drzwi. – A i jeszcze jedno, pamiętaj, że cię kocham. – Wyszedł, po raz ostatni spoglądając na nią. 


Natychmiast się ocknęła, w głowie dudniło jej tylko jedno zdanie wypowiedziane przez Marka: „Wylatuję do Londynu za dwa dni o godzinie szesnastej.”. 
Jak oparzona wstała z łóżka i spojrzała na zegarek, wskazywał piętnastą dwadzieścia. Szybko narzuciła na siebie płaszczyk i wybiegła z domu, wsiadła do swojego nowiutkiego Fiata Punto i z piskiem opon ruszyła w stronę Warszawy. W duchu dziękowała sobie za to, że dokładnie tydzień temu zdecydowała się na kupno tego cacka. Teraz ma szansę zdążyć. Jak na złość cała stolica była zakorkowana. 
Na salę odlotów wpadła punkt szesnasta, spojrzała z nadzieją na tablicę, z niedowierzaniem wpatrywała się w napis: „Samolot 514 Warszawa – Londyn odleciał o czasie”. Rozpłakała się z bezsilności, jej szansa na szczęście odleciała razem z samolotem. Wyszła z budynku, padał ulewny deszcz, niebo płakało razem z nią. Jak w transie zaczęła biec przed siebie. Po kilku chwilach poczuła ogromny ból rozlewający się po całym ciele… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz